[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po metalowych stopniach wspięli się do drzwi.Natychmiast po wyjściu na parking, Melanie, której wóz stał zaparkowany pod drzewem, podjechała i zabrała ich.Kevin wsiadł do tyłu, więc Candace mogła usiąść obok Melanie.Nie zwlekając ani sekundy, ruszyli przed siebie.Klimatyzacja działała znakomicie, pokonując upał i stuprocentową wilgotność.- Widziałaś coś niepokojącego? - spytał Kevin.- Nic a nic.Jeździłam trochę w kółko, udając, że załatwiam jakieś sprawy.Nikt za mną nie jechał.Jestem pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.Kevin spoglądał przez tylną szybę hondy Melanie w stronę oddalającej się elektrowni, aż za zakrętem zniknęła z pola widzenia.Nie dostrzegł żadnych ludzi, nie gonił ich żaden samochód.- Według mnie wygląda nieźle - powiedział.Położył się na tylnym siedzeniu, żeby nikt go nie zauważył.Melanie objechała miasto od północy.Candace tymczasem zabrała się za kanapki.- Niezłe - stwierdziła, jedząc tuńczyka na pełnoziarnistym pieczywie.- Przygotowałam je w naszej stołówce w centrum - powiedziała Melanie.- Na dole w torbie są napoje.- Chcesz, Kevin?- Chętnie.Candace podała mu między siedzeniami kanapkę i sok.Szybko znaleźli się na drodze prowadzącej na wschód w stronę wioski.Ze swojej perspektywy Kevin widział tylko oplatane lianami szczyty rosnących wzdłuż drogi drzew i skrawki czystego błękitu przebijające się między konarami.Po tak wielu miesiącach zachmurzonego, deszczowego nieba, przyjemnie było teraz oglądać słońce.- Jedzie ktoś za nami? - zapytał po jakimś czasie.Melanie zerknęła w lusterko.- Nie widzę żadnego samochodu.Na drodze nie było w ogóle ruchu, ani do wioski, ani z powrotem.Mijali natomiast wiele kobiet wędrujących skrajem drogi.Większość dźwigała na głowach tobołki.Kiedy minęli parking przed wiejskim sklepem i wjechali na ścieżkę prowadzącą w stronę wyspy, Kevin usiadł normalnie.Nie bał się już, że ktoś go zauważy.Jednak co kilka minut odwracał się i rozglądał dokładnie, czy nikt ich nie śledzi.Nie przyznawał się przed kobietami, ale był kłębkiem nerwów.- Wkrótce powinniśmy dojechać do pniaka, na którym tak gwałtownie podskoczyliśmy w nocy - ostrzegł Kevin.- Nie trafiliśmy na niego, kiedy nas wieźli z powrotem.Musieli go usunąć - zauważyła Melanie.- Masz rację - przytaknął.Zaimponowało mu, że zapamiętała taki drobiazg.Po strzelaninie wszystkie szczegóły minionej nocy zatarły się w jego pamięci.Kiedy stwierdził, że są już blisko, pochylił się do przodu, aby przyjrzeć się okolicy przez przednią szybę.Pomimo południowego słońca możliwość dostrzeżenia czegokolwiek w rozciągającej się po obu stronach drogi dżungli nie była większa niż w porze wieczornej.Niewiele światła przedzierało się przez gęstwinę zarośli, zupełnie jakby jechali w tunelu.Zatrzymali się na polanie.Po lewej stronie stał garaż, a po prawej zauważyli przecinkę prowadzącą na brzeg i do mostu.- Mam dojechać aż do mostu? - zapytała Melanie.Zdenerwowanie Kevina rosło.Ślepy zaułek niepokoił go.Zastanowił się, czy powinien podjechać aż do brzegu, ale doszedł do wniosku, że będą mieli za mało miejsca, żeby zawrócić, i będą musieli wyjechać na wstecznym biegu.- Moim zdaniem powinniśmy tu zaparkować.Ale najpierw zawróć.Spodziewał się sprzeciwu, ale Melanie tylko jęknęła i wykonała manewr.Pominęli milczeniem to, że będą musieli przejść przez miejsce, w którym ich ostrzelano.Zawróciła na trzy razy.- No dobra, jesteśmy - powiedziała beztrosko i zaciągnęła ręczny hamulec.Próbowała podtrzymywać wszystkich na duchu.Byli wyraźnie spięci.- Przyszło mi do głowy coś, co wam się nie spodoba - odezwał się Kevin.- O co chodzi? - spytała Melanie, spoglądając na odbicie Kevina w lusterku.- Może powinienem sam podejść po cichu do mostu i rozejrzeć się, czy nie ma nikogo w pobliżu? - zasugerował.- Na przykład kogo? - zapytała Melanie, chociaż sama także czuła, że nie chciałaby znowu znaleźć się w niepożądanym towarzystwie.Kevin wziął głęboki oddech, aby dodać sobie odwagi i wysiadł.- Kogokolwiek.Powiedzmy Alphonse'a Kimby.- Szybkim, krótkim ruchem podciągnął spodnie i ruszył przed siebie.Ścieżka prowadząca do wody była tak obrośnięta roślinnością, że bardziej przypominała tunel niż używaną drogę.Już na początku skręcała w prawo.Korony drzew nie przepuszczały wiele światła.Rośliny rosnące pośrodku drogi były tak wysokie, że trakt przypominał raczej dwie równolegle wijące się ścieżki.Kevin pokonał pierwszy zakręt i zatrzymał się.Nie mógł się mylić.Odgłos szybkich kroków na suchej ziemi mieszał się ze szczękiem metalu uderzającego o metal.Żołądek podszedł mu do gardła.Przed nim droga skręcała w lewo.Wstrzymał oddech.W następnej sekundzie zauważył ubranych w polowe mundury żołnierzy gwinejskich wychodzących zza zakrętu i zmierzających w jego stronę.Wszyscy byli uzbrojeni.Kevin obrócił się na pięcie i pognał z powrotem tak szybko jak chyba nigdy w życiu.Kiedy wybiegł na polanę, zawołał do Melanie, żeby natychmiast ruszała.Dobiegł do wozu, otworzył tylne drzwi i wręcz zanurkował do wnętrza.Melanie próbowała uruchomić silnik.- Co się stało?!- Żołnierze! Cały oddział!Silnik zachłysnął się i zaskoczył.W tej samej chwili żołnierze wysypali się na polanę.Jeden z nich krzyknął coś w chwili, kiedy Melanie wcisnęła gaz.Mały samochód skoczył do przodu, a Melanie ledwo opanowała kierownicę.Rozległ się strzał i tylna szyba rozsypała się na milion kawałeczków.Kevin uderzył o oparcie tylnego siedzenia.Candace krzyknęła, gdy szyba tuż obok niej także się rozsypała.Za polaną droga skręcała w lewo.Melanie udało się utrzymać samochód na ścieżce i teraz przycisnęła gaz do dechy.Przejechali prawie siedemdziesiąt metrów, kiedy znowu usłyszeli odległe strzały.Kiedy brali następny zakręt, kule śmignęły obok wozu.- Dobry Boże! - jęknął Kevin, siadając i otrzepując ubranie z okruchów szkła.- Teraz naprawdę się wściekłam - stwierdziła Melanie.- Kule przeleciały tuż nad naszymi głowami.Popatrzcie na tył samochodu!- Ja mam dość - odpowiedział Kevin.- Zawsze bałem się tych żołnierzy, a teraz już wiem dlaczego.- Zdaje mi się, że klucz do mostu nie przyda nam się na wiele.To bardzo przykra wiadomość, zważywszy na to, ile wysiłku kosztowało nas jego zdobycie - zauważyła Candace.- Cholernie irytujące - zgodziła się Melanie.- Musimy w takim razie postąpić według planu awaryjnego.- Ja idę się wyspać - oświadczył Kevin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl