[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś brzemienna przypomniał jej. Bądz cicho idaj mi oglądać widowisko. Oto nacierają Grecy referował Plossus, kiedy ruszyliku plaży przy wtórze wiwatów miasta.-Oto nacierają krzyżowcy oznajmił Riko, gdy konniopuścili lance i ruszyli szarżą.-I oto zwiewają Grecy - dokończyłem opisu.Cesarz nie zdzierżył wizji, że zaraz może zostać nadzianyna lancę jak baran na rożen.Salwował się ucieczką, za nimstraż.Pozbawieni osłony łucznicy i kusznicy wpadli w panikę.Uciekinierzy porzucali tarcze, miecze i kawałki pancerzy,ścigani wśród porzuconych pawilonów.Krzyżowcy usie-klikilkudziesięciu cesarskich i zatrzymali się dopiero przykamiennym moście, gdzie przywitała ich chmura bełtów zkusz.Waregowie usiłowali utrzymać pozycję, wspierani przezpizańczyków i genueńczyków, ale reszta krzyżowców jużwylądowała.Zepchnęli obronę przez enklawę żydowską wGalacie, aż musiała się wycofać do samej wieży.Było ich takwielu, że nie można było zamknąć drzwi.Zanim wreszcie sięto udało, łacinnicy zabili następnych kilkudziesięciu,206ale jeszcze więcej zginęło stratowanych przez oszalałych zestrachu towarzyszy broni, szukających schronienia.Warego-wie na wieży w końcu odparli napastników, ciskając z górykamienie.Zabarykadowano drzwi.Widownia na dachach milczała.Nie licząc wieży Galata,łacinnicy zajęli całe północne wybrzeże Złotego Rogu, aż dokamiennego mostu.Obrona poniosła ciężkie straty.Wszystkoto w niecałą godzinę.Przez resztę dnia oblegający budowali obóz i wyłado-wywali machiny wojenne.Całe wybrzeże portowe upstrzylisztandarami i pawilonami.Zauważyłem, że Bonifacy założyłkwaterę w pobliżu dzielnicy żydowskiej.Uznałem, iż truba-durzy będą nieopodal.Zanieśliśmy obiad na dach i jedli, obserwując działania woddali.Czworo jedzących milczkiem błaznów. Co dalej? - spytała Aglaja, kiedy skończyliśmy.Czyjutro spróbują wziąć most? Jutro go nie będzie - zauważył Plossus.Spojrzeliśmy w tamtym kierunku.Grecy pod osłonąkuszników gorączkowo niszczyli most, ciskając kamiennegłazy do wejścia portowego. Następny jest dobre kilkanaście mil dalej - powiedzia-łem. Nie sądzę, żeby tam zaryzykowali.Wolą działać wzasięgu machin.Pewnie skrócenie odległości do miastazajmie im kilka następnych dni. Wygląda na to, że my znajdziemy się w tym zasięgu-bąknęła Aglaja. Ich interesują mury i bramy pocieszyłem ją. Niebędą marnować kamieni na domy.Czego chcesz, Wil?207Pozostali się odwrócili.Za naszymi plecami wyrośli dwajWaregowie.-Niedołężniejemy, Fil - powiedział Wil.- Usłyszeli naszekroki.-Macie tu dobry widok zauważył Fil. Byliśmy w jed-nej z wież przy genueńskiej dzielnicy.Mogliśmy posłuchaćwrzasków przerażenia cesarskiej straży.Dochodziły ażtam.-Ale nasi chłopcy zostali i walczyli rzekł z dumą Wil.To oddział Rolfa związał krzyżowców.Dobry żołnierz z te-go Rolfa.Jutro wybieramy się do niego.-Powodzenia powiedziałem.-Nie skojarzyłeś - uświadomił mi Fil.- My się wybieramy.Spojrzeliśmy po sobie z pewnym niepokojem.-My to ilu nas? - spytał Riko.-Tylko Feste i nasza dwójka poinformował go Fil. Pozachodzie słońca przemkną się do wieży posiłki.Naszymzadaniem jest po drodze podrzucić błazna do obozu krzy-żowców.-A jak mam wrócić? - spytałem.-Wiesz, ten problem jakoś nam umknął - powiedział Fil.-Ale myślę, że taki spryciarz jak ty coś wykombinuje.-Spryciarz przede wszystkim by tam nie lazł zauważyłaAglaja, patrząc na mnie znacząco.-Wydaje mi się, że aż tak sprytny nie jestem - powie-działem.-O zachodzie słońca przy pizańskim nabrzeżu uciął Wil. Czegoś potrzebujesz? Broni? Przebrania?-Wystarczy spory bukłak.208-Bukłak? powtórzył ze znaczącym uśmieszkiem Fil.Po co?-Chyba nie myślisz, że wybiorę się tam na trzezwo?-W takim razie do zachodu słońca - powtórzył na od-chodnym Wil.-Zamierzasz wrócić? - spytała z gniewem Aglaja. Jeśli mimo braku pomyślunku uda mi się coś wymyślić.Jak będę musiał, po prostu zatoczę łuk na północ i przejdękolejnym mostem.-A jeśli do tej pory będzie już oblegany?-Nie mają dość czasu ani żołnierzy, aby otoczyć całe mia-sto - powiedziałem.- Zrobię łuk i dojdę do Złotej Bramy.-Kiedy ostatnio tak daleko biegałeś? spytał Plossus.-Wtedy, kiedy ostatni raz miałem za sobą pożar wojny wyznałem.Noc ogarnęła Złoty Róg.Oddziałek Waregów i ja prześli-zgnęliśmy się bramą w murze i szybko zajęli miejsca w dłu-gich łodziach.Uszkodzony opuszczanym łańcuchem pizański statekzasłaniał nas przed oczami obserwatorów na przeciwległymbrzegu.Waregowie wybrali ten odcinek na wyprawę, gdyż postronie Galaty było urwisko, co prawda niewysokie, alewystarczające, aby ich zasłonić, kiedy mieli biec do wieży.Wioślarze szybko przewiezli nas przez Złoty Róg.Wil, Fil ija byliśmy na drugiej łodzi.Oddział wyskoczył na brzeg izniknął.Płaszcze na zbrojach i szmaty na żelezcach toporówwchłonęły światło księżyca.Ledwo ostatni żołnierz209wyskoczył na piasek, łodzie odbiły od brzegu i wróciły dobezpiecznego portu.Moja dwuosobowa eskorta oderwała się od reszty i wska-zała mi wyrosłe w ciągu jednego dnia miasteczko pawilonów.-Patrol jest o sto kroków - szepnął Fil.- Pewnie mogli-byśmy odwrócić od ciebie uwagę.-Pozwólcie, że ja odwrócę ją od was powiedziałem.-Czemu myślisz, że ci się to uda? spytał Wil.-Wystarczy, że dacie mi bukłak.Nie bardzo mi uwierzyli, ale podali mi go.Wziąłem sporyłyk i rozlałem trochę wina na twarz i ubranie.Nie pierwsze totego rodzaju plamy na moim błaznim przyodziewku i mo-dliłem się w duchu, żeby nie były ostatnie.- Do zobaczenia po wojnie, szlachetni panowie pożegnałem ich i wspiąłem się po stoku, po czym, zataczając się,ruszyłem ku pawilonom.Normalnego człowieka, który zostałby nakryty podczaspróby wślizgnięcia się do wojskowego obozu, czekała egze-kucja za szpiegostwo.Natomiast błazen, jak ogólnie wiadomo,jest nieszkodliwym stworzeniem, zwłaszcza pijany błazen,wyśpiewujący na całe gardło marynarską śpiewkę.Pa, pa, cna damulko, ma łódz, o świcie odpływa.Kiedym ci bulił, wiedziałem, że zara mnie ni ma.I choć morze czernią się burzy,I choć wiem, że jestem ci luby,Zostać nijak nie mogę dłużejLos żeglarza mu każe na morzewyrywać.210Nawet nie mrugnąłem, a już otoczył mnie patrol, sekstetszczelnie opancerzonych Flamandów.- Co ty tu, do diabła, robisz? spytał dowódca.Spojrzałem na niego głupawo.-A co, do diabła, słyszysz? - rzekłem.- Wesołą śpiewkę.Pierw suniem, gdzie Pana ojczyzna,I do Złotego Rogu, nam to nie pierwszyzna.I do krain, gdzie Izyda króluje,Skąd wonności korzenne przywiozę mej lubej.I choć zapłata taka, że boki zrywaćLos żeglarza mu każe na morcewyrywać.- Przestań wyć rozkazał. Co tu robisz?-Zpiewam! - wrzasnąłem.- Dooobry człek jest poboooż-nyyyy.-Powiedziałem, dość tego wycia - przerwał mi.- Czemu tuśpiewasz?-Bo tu mieszkam.A wy czego chcecie?Wlepił we mnie spojrzenie.-Mieszkasz tu? - spytał.-W Estanorze.Taam.Najmuję pokój u żydowskiej rodziny.Napiłem się kapeczkę i muszę przyłożyć głowinę dopoduszeczki.Kropeleczkę? - Zdjąłem z ramienia bukłak iwykonałem gest, jak bym go chciał puścić w koło.-Przeszukać błazna - rozkazał dowódca.- Jak będzie bezbroni, puścić wolno.211Dwaj żołnierze przystąpili do obmacywania mnie i zaczą-łem chichotać.-Błagam, przestańcie wydyszałem. Mam łaskotki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]