[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Atoli ten mężczyzna naoko nie starszy od niego był potężnie umięśniony.Nawet raby, któreparały się najbardziej znojnymi pracami w gospodarstwie, nie były takbarczyste.Gdyby intruz zbudził się podczas nakładania więzów, marneszanse, że Wali zdołałby go pokonać w zapasach.Rozejrzał się wokoło.Sak świecił pustkami; ani okruszka.Porozrywane paczuszki, w których nosił zioła Disy, pusty garnuszekmiodu i drugi, też opróżniony, po eliksirze nasennym.Uśmiechnął się do siebie, gdy pomiarkował, co się wydarzyło.Ostrożnie wraził czubek sztychu miecza w plecy wilkoluda, popłynęłotrochę krwi.Wali z ulgą skonstatował, że zwykła broń może zranićprzemieńca.Co dziwne, ten ani drgnął.Wali wyjął powróz z saku przy siodle, które leżało tuż obokniego.Nigdy wcześniej nie musiał nikogo wiązać i nie bardzo wiedział,jak to zrobić, wolał przeto dmuchać na zimne i skrępował mężczyznieręce za plecami, potem nogi, i znów ręce, i nogi raz jeszcze.Nigdy nie miał się za bogobojnego czy zabobonnego, ale terazniemal bał się dotknąć wilkoluda, a już na pewno nie miał ochotyruszać wilczej skóry, którą ten nosił na głowie.Była to bowiem rzeczmagiczna, zdolna, jak mawiali, przeistoczyć człowieka w groznieszczerzącego się pół-wilka.Nawet kupiec Weles Libor traktował takieopowieści z powagą.Wali pomyślał o znanych sobie sposobach przeciwdziałaniamagii a nie znał ich wiele.Wcześniej nie miał ani powodu, anisposobności, by się z nimi zaznajomić.Wiedział atoli, że czarownicyponoć umieją rzucać urok samym jeno spojrzeniem, a by topowstrzymać, należy zawiązać im oczy.Nie miał niczego, co mogłobyposłużyć za przepaskę, miał jednak na podorędziu sak, z któregowyciągnął powróz.Aliści, gdy podniósł wilkoluda, by wciągnąć muworek na głowę, rzuciło mu się w oczy coś wielce niezwykłego.Twarz mężczyzny.Uderzająco podobna do oblicza Waliego,jednak o wiele bardziej ogorzała i wymizerowana.Intruz miałwprawdzie skołtunione włosy, lecz brodę rzadką i krótką, jak uWaliego, a rysy niemal identyczne.Wali poczuł ciarki na plecach.Naprawdę miał przed sobą przemieńca.Założył sak na głowę mężczyzny, uważając, by nie dotknąćprzypadkiem magicznej wilczej skóry, głęboko wciągnął powietrze i wduchu nakazał sobie spokój.Azali był to przemieniec? To możliwe,pomyślał, że ten ktoś po prostu go przypomina.W życiu widziałniewielu czarnowłosych ludzi.Może oni wszyscy wyglądali podobniedo siebie? Bragi mówił mu kiedyś, że ludzie z wysp na dalekimwschodzie mieli ciemne włosy i jeden był nie do odróżnienia odrugiego.Twierdził też, że wszyscy śmierdzieli a ten tu na pewnowyjątkiem nie był.Nadto Wali słyszał plotki i opowieści przynoszone przezhandlarzy o czymś zwanym mimikiem, złym duchem, który umiałimitować wygląd.Nie potrafił sobie przypomnieć, co też ów byt zwyklewyprawiał, ale był pewien, że nie było to bardzo miłe.Starał sięuspokoić.Wmówił sobie, że to przez zmęczenie, że dlatego ma zwidy.Byle szybciej znalezć się z powrotem w hali Widłobrodego!, pomyślał.W te pędy osiodłał konie.Wali nie miał bladego pojęcia, jak najlepiej przewiezćwilkoluda, przeto improwizował.Postawił mężczyznę na równe nogi,potem zarzucił go sobie na barki i przewiesił przez siodło.Przywiązałmu ręce do nóg, prowadząc linę wokół brzucha zwierzęcia, a następniewokół pasa wilkoluda.Obwiązał powróz dokoła lęków, tak z przodu,jak i z tyłu.Mężczyzna, cały czas bezwładny, kiwał się i zwisał nibyszmaciana lalka.Wali pchał i szarpał go, aż upewnił się, że nie spadnie.Gdy był już kontent ze swych wysiłków, przywiązał wodzewierzchowca z brańcem do własnego siodła, skoczył na konia i pognałw stronę domu.Gdzieś w górze ciemnej bryły wzniesienia odezwało sięwołanie wilka.Wali popędził konia i kłusem skierował się ku wylotowidoliny.Im szybciej się stąd wyniosę, pomyślał, tym lepiej.16.ZRKOWINYWieści o jego powrocie rozeszły się od położonych na uboczusiół po całej osadzie, a mieszkańcy Eikund tłumnie przybyli, by powitaćgo opodal hali Widłobrodego.Dotarł tam możliwie najkrótszą trasą, omijając dom Disy.Dowiedział się bowiem od pierwszej napotkanej osoby, że matka Adislima się bardzo zle.Złożenie jej wizyty w tej chwili, uznał, to byłoby dlaniej zbyt wiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]