[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natomiast cały następny dzień spędzili zajęci sobą wło\u i oprócz własnych ciał nie interesowali się niczym i nikim.Wiele razydobijano się do drzwi sypialni, lecz one ciągle pozostawały zamknięte.Dopieronadchodzący zmierzch wymusił to nieuchronne rozstanie.Ksin ubrał się i wyszedł.Bez broni, samotnie, w lekkiej, zwyczajnej szacie wędrował pustymi ulicamizamarłego ze strachu miasta.Przed nim w oddali i w gęstniejącym mroku rysowałsię wielki, czarny, na tle granatowoołowianego nieba, kontur królewskiegopałacu.Tylko w jego oknach pobłyskiwały światełka, bo tu, dookoła, wewszystkich mijanych przez kotołaka domach za zawartymi okiennicami czaiły sięjedynie ciemność i głucha cisza.Dotarł tam, gdzie miał dojść i znieruchomiał.Stał z rękami skrzy\owanymi napiersiach, czekając a\ tarcza księ\yca w całości wyjdzie zza linii horyzontu, amoment przed tym zdjął z siebie ubranie.Wyczuli swoją obecność du\o wcześniej nim się zobaczyli.- To ty? - nadpłynęło pytanie.- Ja.- Byłeś przy moim grobie, wiem.Zaskrzypiała ogrodowa furtka.Wyszła.Zmierzyli się wzrokiem.- Chodz ze mną, przydasz się.- Nie!- To czego chcesz?- Nie pójdziesz tam.- Zatrzymasz mnie?- Tak.Przystanęła wyraznie zaskoczona.- Głupcze! Ten komu ty słu\ysz, uszedł przede mnąz pałacu!- Niewa\ne.- Więc to tak; wysługujesz się ludziom!- Ty rzekłaś.- Wyśmiałabym cię za \ycia.!- Więc spróbuj to zrobić teraz, bo przysięgam ci, \e nikogo dziś niezabijesz! - sprę\ył się do skoku.* * *Rozochocona Irian nagle wypuściła z łap szmacianą piłkę, którą się dotądbawiła i zastygła w zupełnym bezruchu.Stanęła sztywna, spięta, tak jakby w cośzasłuchana.* * *- Zaczekaj! - powstrzymała go jeszcze - dlaczego tak czynisz? Czy\byśpostradał rozum? Jesteś demonem, a nie jednym z nich i masz tylko dwa wyjścia:albo nimi rządzić, albo pozwolić na siebie polować i w końcu zginąć!- Ja umiem \yć między nimi.- Bo z łaski ci na to zezwolili.Z łaski! Pojmujesz? A ty jesteś od nichmocniejszy, nie musisz ich słuchać, mo\esz rozkazywać, po co ci ich obawy,zasady i prawdy.Ty i ja jesteśmy ponad tym.A zresztą, według jakich praw mo\nanas sądzić, i kto mo\e to robić.Oni? śałosne podpotwory.My mo\emy i musimyprzekształcić lub zniszczyć to nędzne robactwo, bo inaczej drogi i tak przedtakimi jak my nie ma i nigdy nie było!- Mylisz się; była i jest.- Jaka?- Dla ciebie zamknięta na zawsze! Masz krew niewinnych istot na szponach.- Ale ty mo\esz nią pójść? - w tym przekazie zadr\ały jakieś złowrogiewibracje.- Zapewne.- To ja cię tamtędy poślę!!! - skoczyła z szybkością \mii.Czekał na coś podobnego.Unik i świst pazurów.Runęła z łomotem waląc pyskiemo bruk.Nie zdą\ył poprawić ciosu - ju\ wstała.Jej ramiona zamieniły się wmgliste, rozmyte smugi.On odpowiedział tak samo.Ta szermierka na szpony trwałazaledwie ułamek sekundy.Odskoczyli od siebie.Bark i bok Ksina zwilgotniały odkrwi, ale i pomiędzy jego pazurami utknęły liczne strzępy z sukni ispowijających królową banda\y.Zaczęli krą\yć powoli, jedno wokół drugiego.Nagle on skoczył do przodu, wpół ruchu zwinął się w kłąb i przetoczył na bok.Raz jeszcze dała się zwieść.Uderzyła tam, gdzie go wcale nie było, odsłaniając się przy tym.Szpony trafiły dobrze.Ten cios rzucił ją na kolana, a w łapach pozostał mukawał jej boku.Jednak ona znów wstała tak, jakby nic się nie stało i tylkomomentalny unik ocalił go przed utratą łapy.Wycofał się na poprzednią odległość i poczuł, \e wszystko na nic.Nie znałjej słabych stron! Ona przecie\ nie miała nawet serca! A całe to przekształconew strzygę ciało nie \yło swym własnym \yciem, lecz było zupełnie martwe.Ramiona, nogi, głowa.- ich siła i szybkość ruchów nie pochodziły odmięśni, ale od animującej je Woli.Znaczy, \e mo\e ją szarpać, rwać, ile chce,jednak dopóki nie zniszczy zródła jej energii, z góry skazany jest na przegraną.Dławiący skurcz chwycił go nagle za gardło - zrozumiał, i\ walczy z czymś,czego nie mo\na pokonać, je\eli nie wie się, gdzie to właściwie jest!- Jej mózg.- myślał szybko - tylko on., a jeśli wydobyli go z czaszki wczasie balsamowania? To dalej le\y w podziemiach.- odpowiedział sam sobie - wosobnej urnie.A więc pomylił się, lecz teraz ju\ nie miał wyboru.Musiał walczyć!Ruszyła z wściekłą furią i dalsza walka nie trwała ju\ długo.Ona mogłapopełnić wiele błędów, ale Ksina zgubił ten pierwszy.Jeden nierozwa\ny unik izmieciony potę\nym ciosem przeleciał kilkadziesiąt kroków w powietrzu i wyr\nąło ścianę jakiegoś domu.Niczym kłąb szmat bezwładnie osunął się po niej i zpołamanymi łapami i \ebrami legł nieruchomo na bruku.Nawet nie spostrzegł, kiedy znowu do niego podeszła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]