[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja też zaraz powiedziałam Jędrkowi, że albo szczeka, abo jest wtym jakieś szachrajstwo.Kto by zaś oddawał za sto dwadzieścia rublitaką rzecz, co warta ze dwieście?Chłop rozebrawszy się zasiadł do obiadu i jedząc opowiadał żonie,co go spotkało. Ho! ho!.mądrzy oni we dworze.Nie wiem nawet, skąd dowie-dzieli się, że idziemy za łąką, i nasamprzód zasadzili na mnie swegoszwagierka. Tego ślepaka? co mnie zaczepiał u wody?. wtrąciła Zlimako-wa. Jużci jego.Ten ci choroba zabiegł nam drogę, Jędrkowi dal czter-dziestkę, mnie czapkę wbił na łeb, żeby mi lepiej oczy zamydlić, i zarapoczął z góry: Na co ci łąka? Albo już i tak nie masz okrutnego majątku? Wieszty, że dziesięć morgów to niezmierna fortuna?. Ale, fortuna!. przerwała Zlimakowa jego szwagier ma prze-cie z tysiąc morgów i jeszcze narzeka! Tak ci mnie, para, tumanił.A kiedy zobaczył, że ja nic, dopro-wadził mnie do samej pani.Ona znowu wzięła mnie zagadywać, żebymjej chłopaków posyłał do uczenia, a pan przez ten czas wygrywał se naorganach. Cóż on chce zostać organistą, jak mu ziemię zabiorą? spytałagospodyni.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG53 On se tak wciąż przygrywa; nic nie robi, ino przygrywa.Więc po-tem prawił chłop wyszedł i pan, a oni zaraz zaczęli mu śwargotaćpo frajcusku, że chłop (niby ja) jest strasznie twardy, że podejść go (ni-by mnie) nie można, zatem żeby mi co prędzej sprzedał łąkę, nim sięopamiętam. Toś ty zmiarkował, co oni gadają? Com nie miał zmiarkować! Przecie ja i po żydowsku jestem wy-rozumiały. I nie kupiłeś łąki? Dobrześ zrobił, bo w tym jest nieczysty interes zakończyła kobieta.Ale chłop nie ucieszył się z żoninej pochwały, znowu bowiem opa-nowała go wątpliwość co do zamiarów państwa. A może oni szczerze chcieli sprzedać łąkę tak tanio? myślał.Przestał jeść i wałęsał się z kąta w kąt po chacie.Ogarniał go corazwiększy niepokój, że może zle zrobił opuściwszy taką okazję, ale dodawał sobie otuchy mrucząc: Nie mnie okpić! Znam ja się na rzeczy!.Nareszcie wzburzenie Zlimaka dosięgło zenitu.Siadł na ławie, po-tem zerwał się z niej, pochwycił się za głowę i przez chwilę już niewiedział, co ma robić z ciężkiej niepewności.Nagle spojrzał na Jędrkai błysnęła mu myśl szczęśliwa. Chodz ino tu, Jędrek rzekł do chłopca zdejmując rzemyk z bio-der. Oj, tatulu, nie bijcie mnie! wrzasnął chłopak, któremu zresztąjuż od paru godzin zdawało się, że bicie go nie minie. Nic nie pomoże! mówił Zlimak. Hardy jesteś, naśmiewałeś sięz panicza, pyskowałeś przed samym jaśnie panem.Ligaj na ławie! Oj, tatulu, niechajcie mnie! prosił Jędrek, Stasiek objął ojca zanogi i z płaczem całował mu kolana, a Magda wybiegła do gospodynina dziedziniec. Mówię, ci: ligaj na ławie! pókim dobry. wołał Zlimak. Jak tydziś dostaniesz swoje, to nie będziesz się, kondlu, wdawał z tym hyc-lem Jaśkiem.Ligaj mi zaraz!.Wtem Zlimakowa gwałtownie zapukała do okna. A chodz prędko, Józek mówiła bo cosik się stało nowej kro-wie.Tak się tarza.Chłop puścił Jędrka i pędem pobiegł do obory.Tu jednak zobaczył,że wszystkie krowy stoją przy żłobach i spokojnie jedzą.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG54 Widać już ją odeszło mówiła kobieta ale tak się tarzała, po-wiadam ci, jak ty wczoraj.Zlimak obejrzał krowę uważnie, dotknął jej grzbietu i pokręcił gło-wą.Domyślił się, że żona chciała go tym figlem odciągnąć od Jędrka.Ponieważ jednak chłopiec wymknął się już z chaty, a i ojca złość ode-szła, więc skończyło się na niczym, jak zwykle w podobnych wypad-kach.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG55ROZDZIAA PITYBył lipiec.Dziedzic z dziedziczką od dawna wyjechali za granicę;we wsi o nich zapomniano i nawet nowa wełna zaczęła porastać naostrzyżonych owcach.Słońce tak grzało, że chmury uciekły z nieba gdzieś do lasów, aziemia zasłaniała się od gorąca, czym mogła: na gościńcach kurzem; nałąkach potrawem, na polach gęstym urodzajem.Dla ludzi był to początek największej pracy.We dworze już skosilikoniczynę i rzepik, przy chatach gospodynie i dziewuchy obsypywałyburaki i kartofle, a stare kobiety zbierały ślaz na poty, kwiat lipowy nagorączkę i włosy P.Marii na boleści.Proboszcz z wikarym całymidniami śledzili i chwytali pszczelne roje, a Josel karczmarz fabrykowałocet.W lesie rozlegały się nawoływania dzieci zbierających jagody.Tymczasem dochodziły zboża i Zlimak nazajutrz po Matce BoskiejSzkaplerznej wziął się do zżęcia żyta.Krótka była to robota, na trzyalbo i na dwa dni; lecz chłop śpieszył się, raz dlatego, aby nie wykru-szyło się zbyt suche ziarno, a po drugie, aby mógł wyjść na żniwo dodworu.Zwykle pracowali we trzech: Zlimak, Owczarz i Jędrek, na prze-mian żnąc i wiążąc snopki; gospodyni zaś i Magda pomagały im z ranai po obiedzie.Pierwszego dnia, w czasie południowej roboty, kiedy w pięcioro(bo tym razem były i kobiety) żnąc dosięgli szczytu wzgórza, Magdaspostrzegła pod lasem kilka ludzkich sylwetek i powiedziała o tym go-spodyni. Wszyscy obejrzeli się w tamtą stronę i poczęli robić uwagi. To jakieś chłopy rzekł Owczarz bo białe. Jest tam jeden między nimi słomiany dodała Zlimakowa achłopy tak nie chodzą. I musi, że do kolan mają buty wtrącił Zlimak. Przypatrzcie się zawołał Jędrek a dyć oni noszą tyki w garści iciągną jakby sznur za sobą! To chyba omentry?.Cóż by to było?. zastanowił się Zlimak. Pewnie nowe pomiary!. odpowiedziała Zlimakowa. Widzisz,jak dobrze, żeś wtedy nie kupił łąki od pana?NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG56Wzięli się znowu do roboty, ale szła im niesporo, każde bowiemspoglądało ukradkiem na owych ludzi spod lasu, którzy stawali się co-raz wyrazniejsi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]