[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale będą odjeżdżać ubodzy, z minimalnym tylko wyposażeniem na długą drogę.Ta myśl zaprzątała jej uwagę, gdy odzwierny, tym razem jeden ze starszych chłopców,wpuszczał ją do domu.Miał poważny wyraz twarzy, a u pasa wielki nóż.Przypomniała sobiekomando, które prawie na progu jej domu zlikwidował Koniasz.Ten nóż i strażnik u drzwi tobyły tylko pozory, które miały przekonać mieszkańców, że zrobiono wszystko dla ichochrony. Czeka na ciebie ten człowiek poinformował ją chłopak, zanim jeszcze zdążyłzamknąć drzwi.Liama zdrętwiała.Koniasz? Wrócił? To byłoby wspaniałe.Nie wiedziała dokładniedlaczego, ale była tego pewna. Ten, co wygląda jak mały kotek uzupełnił.Stłumiła rozczarowanie i skarciła samą siebie za to, że je poczuła.Pan Aasica mógłokazać się nadzwyczaj pomocny i wcale jej nie przeszkadzało, że otrzymał zapłatę za swojąpracę.Właściwie było to korzystne, mogła zwracać się do niego bez skrępowania, nie czującsię zobowiązana.Poszła na podwórze i popatrzyła na taras.Czekał tam, zmrużył oczy, twarz wystawiałdo nisko wiszącego słońca.Wygrzewał się zupełnie jak kot. Idę do Każewicza.Tylko na chwilę.Poczeka pan na mnie? Zrobię panu pózniejkawę albo herbatę.Odpowiedział prawie niezauważalnym kiwnięciem głową.Jedną rzecz miał wspólną z Koniaszem.Obaj, kiedy nie musieli, nie poruszali się,jakby oszczędzali siły.Zawahała się przed drzwiami Każewicza, ale zastukała energicznie i bez zaproszeniaweszła.Każewicz miał areszt domowy i oczekiwał na decyzję zgromadzenia mieszkańców codo swego losu.Tym razem tylko mieszkańców tego czworoboku, w którym mieszkał.Siedział w fotelu nad dzbanem zwietrzałego piwa.Chyba żona mu je przyniosła,uznała Liama.Oboje wydawali się jej jednakowo pełni żółci i podstępni, choć może to sobietylko wmawiała.Co więcej, nie byłoby sprawiedliwe, gdyby za jego winy pokutowała i ona.A tak by się stało, jeśli ludzie wykluczyliby go ze swej społeczności. Czego chcesz? zapytał zaczepnie.Liama wiedziała, że to opór człowieka zapędzonego w kąt, człowieka, który nie wie,co z nim będzie. Byłeś starostą rodu, ale już nim nie będziesz zaczęła. Wygonimy cię stąd, ja cięstąd wygonię.Słuchał tego, co mówiła, kilka iskier nienawiści w jego oczach szybko zgasło,ustępując miejsca rezygnacji. Pomóż mi zostać starostą, a przemówię za tobą na zgromadzeniu.Nie będę żądałatwojego odejścia.Nieoczekiwana oferta wytrąciła go z letargu, widziała, jak się w nim obudziłozdumienie, radość, wzburzenie. Jesteś kobietą mruknął. Nie przyjmą cię.Czekała, nie odpowiadając.Gdybyzostała starostą, jej słowa nabrałyby większego znaczenia i zdołałaby przekonać do odejściawięcej ludzi.To była jej główna i właściwie jedyna motywacja. Jak mam ci pomóc? zapytał po dłuższej przerwie. Na początek dasz mi klucz do starych pomieszczeń, a gdy przyjdą zapytać, dlaczegomi go dałeś, powiesz, że wybrałeś mnie na swego następcę.Chwilę trwało, nim się z jej żądaniem uporał.Zastanawiała się, czy przypomnieć mu,że jest oskarżony o próbę zabójstwa, ale w końcu tego nie zrobiła. Ale wstawisz się za mną, postarasz się, żeby mnie nie wygonili? spytał cicho.Bał się bardzo i Liama ze zdumieniem stwierdziła, że nie czuje już do niego aninienawiści, ani odrazy, tylko litość. Postaram się obiecała.Odchodziła z masywnym, z pozoru prymitywnym kluczem w torebce.Kiedyś złamałsię i ktoś z miejscowych nieumiejętnie zespawał go w kuzni.Tylko nim można było otworzyćzamek, bo dokładna kopia, wykonana przez ślusarza, nie działała.*Aasica nadal czekał na tarasie i nic nie mówiąc, poszedł za nią do domu. Będzie pani miała kiepską opinię.Sprowadza pani do siebie obcego mężczyznę zauważył, gdy przygotowywała kawę.Przyglądał się każdemu zakątkowi, rejestrował każdy drobiazg.Nic nie umknęło jegouwadze, a z tego, co zobaczył, umiał wyciągać wnioski. Aadny nóż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]