[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaniej kupowałam zawsze to samo - bardzo jej zresztą odpowiadało takie jedzenie - a dla siebiemogłam kupować to, na co tylko miałam ochotę.Skończyły się dla mnie chude czasy uLindy, teraz mogłam jeść ile dusza zapragnie.Niestety dusza dość dużo po takim poście pragnęła i zaprocentowało to dodatkowymikilogramami, bardzo trudnymi do zgubienia.Próbowałam je zrzucić biegając rano [chybawszyscy Amerykanie tak robią].Skończyło się jednak na tym, że kupiłam różowy dres, wktórym wyglądałam jak duże ciastko z kremem, pobiegłam dwa, może trzy razy raniutko izrezygnowałam.Znając swój słomiany zapał poprosiłam Tadeusza, żeby nadrabiał trochędrogi co rano do pracy i przejeżdżał obok domku babci.Tym sposobem byłabym jużzmuszona wstawać wcześniej i biegać, tak żeby mnie mógł zobaczyć.Zaczęłam jednakoszukiwać i w momencie, gdy znikał już za rogiem, zawracałam i kładłam się z powrotemspać.Nakrył mnie dość szybko.Objechał kiedyś dom dookoła, żeby mi zrobićniespodziankę i zajechać biegnącą, od tyłu.Nawet podobno tak bardzo się nie zdziwił kiedy mnie już nie było na drodze,podejrzewał że już tylko udaję bieganie bo wstyd mi przed nim się przyznać, jaka jestemleniwa.Oj, co prawda to prawda.Najbardziej na świecie lubię wylegiwać się rano w łóżku.Nie wiem co mnie podkusiło z tym porannym bieganiem.I tak chudnę tylko wtedy, gdy mamkłopoty.Postanowiłam więc już się nie odchudzać.Ale dbałam o dietę w miarę możliwości i starałam się kupować produktyniskokaloryczne i z małą zawartością tłuszczu.Zakupy robiłam tylko i wyłącznie w jednym sklepie, do którego Hazel byłaprzyzwyczajona od dawna, czyli w Happy Food s.Był to mały ale doskonale zaopatrzony istosunkowo niedrogi supermarket w którym mogłam kupić wszystko, co tylko było potrzebnedo domu.Na zakupy jezdziłam zwykle w spodniach bo tak było mi wygodniej w samochodzie.Któregoś jednak dnia założyłam spódnicę i tak ubrana spacerowałam po sklepie zwózkiem, między półkami z towarem.Nagle zauważyłam, że pracujący tam Meksykanin oddłuższego czasu nie odrywa ode mnie wzroku.Już podczas poprzednich wizyt zwróciłam nato uwagę, jednak teraz przyglądał mi się wręcz natarczywie.W końcu, gdy stanęłam przy pomarańczach, podszedł i udając, że dokłada owoce nacałkiem już pokazny stos, szepnął konspiracyjnie:- Jesteś Polką?- Tak - odparłam zdziwiona - a skąd to wiesz?- Tylko Polki mogą mieć takie piękne niebieskie oczy - rozmarzył się Meksykanin.To mówiąc odjechał swoją paletą z owocami, żeby po chwili pojawić się nibyprzypadkiem przy cytrynach, gdzie zdążyłam się przenieść.- Jesteś moją ulubioną i najpiękniejszą klientką - mruczał uwodzicielsko, pochłoniętyjednocześnie przekładaniem cytrusów z miejsca na miejsce.- Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz? - zaczynało mnie to już bawić.Mój Romeodrgnął przestraszony.- Nie można nam rozmawiać z klientkami - wyjaśnił dojrzałemu ananasowi, rzucającspłoszone spojrzenia dookoła.- Przecież dzisiaj rozmawiasz - nie dawałam za wygraną.Ale mój nieoczekiwanywielbiciel zdążył już odjechać w głąb sklepu i nie otrzymałam odpowiedzi na to pytanie.Wzruszyłam ramionami i wróciłam do przerwanego zajęcia.Nagle, gdzieś międzynabiałem a działem mięsnym, usłyszałam namiętne:- Bo dzisiaj założyłaś sukienkę.Jak można takie piękne nogi chować w spodniach?Zanim zdążyłam zareagować, już go nie było.Pojechał do magazynu na zapleczesklepu, żeby tam uzupełnić swoją paletę.Kiedy na parkingu wkładałam zakupy do bagażnika samochodu zobaczyłam, że Joe -tak mi się przedstawił któregoś dnia przy stoisku z rybami - wychodzi ze sklepu z workiem naśmieci.Przy kontenerze odwrócił się na chwilę w moją stronę.- Czekam co środę kiedy pojawi się twój samochód - krzyknął tak, żebym go mogłausłyszeć.Jechałam do domu i uśmiechałam się sama do siebie.Nie powiem, to było całkiemprzyjemne, mimo że zdawałam sobie sprawę, że jest to dość prymitywny sposób podrywaniana piękne słówka.Ale jakby nie było, zawsze kobiecie jest miło coś takiego usłyszeć, nawetgdyby udawała, że jest tym oburzona.Joe adorował mnie wytrwale do końca.Bezskutecznie usiłował się ze mną umówić,obiecywał, że nie będę żałowała, prosił żebym była jego walentynką czternastego lutego,ale zawsze zbywałam go żartem.Nie miałam ochoty na bliższą znajomość z miłym alezupełnie mnie nie interesującym Meksykaninem.Kiedy dowiedział się, że wracam do Polski,powiedział:- Wrócisz tu szybciej niż ci się wydaje.Tylko tu jest prawdziwe życie.Mylił się Joe, wcale nie mam ochoty tam wracać.Mogłabym pojechać do Amerykijako turystka, żeby pozwiedzać to, czego nie udało mi się wtedy zobaczyć, ale z całąpewnością nie na stałe.To już zamknięty rozdział w moim życiu i nie ma po co do niegowracać.Opowiedziałam Hazel o swoim wielbicielu.Bawiły ją te opowiastki i zawsze byłaciekawa, co i przy jakich produktach mi wyznawał.Któregoś dnia odwiedził mnie Ptaszek.- No, to teraz masz wreszcie swobodę i możesz robić, co tylko chcesz - powiedziałrozglądając się po salonie babki.Przechadzał się z miną zadowolonego kota i zaglądał w każdy kąt.Dotykał bibelotówstojących na stoliku pod oknem, rozhuśtał kryształową kulkę wiszącą pośrodku zielonychzasłon w duże kolorowe kwiaty.Kulka o powierzchni pociętej w drobne małe sześciany,zaczęła obracać się dookoła własnej osi, rozsiewając tęczowe blaski po salonie i stukającniebezpiecznie o grubą szybę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]