[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszła pora zmierzyć sięz rzeczywistością.Decorum, dziecko.Decorum jest wszystkim.Zaczęłam iść przed siebie.Książę natychmiast wyprzedził mnie o kroki poprowadził schodami ku głównym drzwiom, które stały już otworem.Wzięłamgłęboki wdech i splotłam dłonie, by powstrzymać ich drżenie.Idąc tuż za księciem,przekroczyłam próg dworu.Nie miałam czasu przyjrzeć się uważnie wystrojowi wnętrza, ponieważ mojespojrzenie natychmiast powędrowało w stronę czterech osób stojących pośrodkuholu.Książę stanął tuż przed nimi, a ja, zatrzymawszy się obok niego, zrobiłam coś,co jak wcześniej sądziłam, nigdy mi się już nie zdarzy: złożyłam głęboki ukłon. Wasza Wysokość  zwróciłam się do wzorowo wylakierowanej podłogi.Miałam wrażenie, że nim padła odpowiedz, zdążyła upłynąć masa czasu. Panienko Różo.Wyprostowałam się, licząc na to, że najgorsze mam za sobą. Wspaniale jest znów panienkę widzieć.Stał przede mną, uśmiechając się, książę Lorent, pan na Victorii, najstarszyi najbliższy królowi brat.Sięgnęłam natychmiast pamięcią do wspomnień o władcyi zaczęłam porównywać obu mężczyzn.Gdy byłam dzieckiem, król zrobił na mnienie lada wrażenie.Jego brat miał takie same popielatoblond włosy i rzecz jasnaatheneańskie, niebieskie oczy.Książę Lorent, mimo że starszy od królao kilkadziesiąt lat, robił wrażenie znacznie młodszego.Nie siwiał, a zmarszczkiwokół jego ust nie wzięły się ze stresu, lecz od śmiechu. Pamięta panienka moją żonę i mojego najmłodszego syna, księcia Alfiego. Było to stwierdzenie, nie pytanie.W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.KsięciaAlfiego oczywiście pamiętałam.Nieraz dokuczał mi w czasie wizyt na dworze.Zaskoczyło mnie jednak to, jak dorośle teraz wygląda.Musiał mieć jakieśdwadzieścia jeden lat, ale widać było, że wciąż się starzeje, mimo że był już w pełnidojrzały.Uderzyło mnie też to, jak podobni są teraz do siebie dwaj młodzi książęta,Fallon i on.Bardziej niż na kuzynów wyglądali teraz na rodzonych braci.Nawet ichwyobrażenie o uśmiechu było takie samo: usta niemal nieruchome pośrodku,a kąciki nieco uniesione.Miałam za to spory kłopot z przywołaniem jakichkolwiekwspomnień o księżnej.W głowie majaczył mi tylko niewyrazny obrazek z pogrzebumojej babci, gdy stała niedaleko mnie z twarzą okrytą woalką.Pozostawało tylko ustalić, kim jest czwarta z osób  stojąca z brzegu młodakobieta.Nie wyglądała ani trochę na członka rodziny Atheneów, a jednocześnie jejrysy z jakiegoś powodu wydawały mi się znajome.Książę Alfie wysunął się minimalnie naprzód i wziął ją za rękę. To moja dziewczyna, lady Elizabeth Bletchem.Wiem, że wydałam z siebie cichy, przyduszony odgłos, który na pewno zostałusłyszany pośród panującej w holu ciszy.W myślach ochrzaniłam samą siebie za to,że nie od razu zorientowałam się, kogo przed sobą mam.Elizabeth Bletchem, ta Elizabeth Bletchem  kobieta Mędrzec, która przez ostatni rok bawiła sięuczuciem jednego z ludzkich książąt.Skoro była tu, najwyrazniej już zupełniestraciła nim zainteresowanie.Jeśli dostrzegła moje zaskoczenie, to postanowiła tego po sobie nie pokazać.Wciąż ściskając dłoń księcia, ukłoniła się tylko delikatnie. Panienko Różo, bardzo się cieszę, że w końcu mogę cię poznać.Mój ojciec znałświętej pamięci księżną Al-Summers i zawsze mówił o niej z ogromnym uznaniem.Zmusiłam się do uśmiechu.Za każdym razem, gdy mówiono w tym kontekścieo babci, nie wiedziałam, jak inaczej mogłabym zareagować.Zauważyłam, że książęFallon zerka w moją stronę.Zastanawiałam się, ile powiedział rodzinie na mójtemat.Elizabeth czekała, aż coś odpowiem.Po chwili mojego milczenia puściła rękęksięcia, zrobiła krok naprzód i nachyliła się, by zniwelować różnicę jej znacznegowzrostu i mojej drobnej sylwetki.Następnie, ku mojemu absolutnemu zdumieniu,ucałowała mnie w oba policzki i szepnęła: Mam nadzieję, że uda nam się bardzo zaprzyjaznić.Stałam nieruchomo.Tak bezpośrednie zachowanie wobec świeżo poznanej osobynie było czymś normalnym.Czułam się teraz tak samo jak w chwili, gdy książę, wioząc mnie do domu, położył mi dłoń na kolanie.Pieczenie.Czułam w ciele takiesamo pieczenie, jakiego w ostatnim śnie doświadczały moje dłonie.Starsza z kobiet wybawiła mnie z opresji. Fallon, zaprowadz panienkę na górę i pokaż jej komnaty, które dla niejprzygotowano, dobrze? Potem dołączcie do nas, proszę, na tarasie.Każęprzygotować kawę i herbatę. Oczywiście.Ukłoniłam się lekko.Książę podniósł moją walizkę i ruszył w kierunku klatkischodowej. Fallonie, bagaż może zanieść Chatwin  powiedziała jeszcze na odchodneksiężna.Książę zwolnił i odwrócił się w stronę ciotki, idąc teraz ku schodom tyłem.Byłam o kilka kroków od niego i widziałam, że mocno się czerwieni.Otworzył oczybardzo szeroko, jak gdyby starając się dać jej coś do zrozumienia. Poradzę sobie, ciociu  powiedział tonem, który wyraznie miał sugerować, żepomysł wyręczania się kimś w noszeniu walizki uważa za głupi.Książę Lorent zaśmiał się głośno, na co Fallon zrobił się jeszcze bardziejczerwony.Teraz nawet jego oczy zaszły różowawym odcieniem, co było dośćnietypowe.Na ogół Mędrcy umieją panować nad zmianą barwy oczu.Pozwala to niepokazywać po sobie emocji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl