[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od razu wiedział, że mieszkanie nie odpowiadało by jejmężowi i poradził, by go nie wynajmowała.Nie dlatego - jak jejwyjaśnił pózniej - że apartament na rue Constantine był droższy,więc dostałby odpowiednio wyższą prowizję.Po prostu chciał,aby podjęła właściwą decyzję.Wtedy właśnie ją pokochał.Ciągleżywił odrobinę nadziei.Nie znał Jamesa Hastingsa, ale nawetgdyby go znał, niczego by to nie zmieniło.Francuzów nie po-wstrzymują mężowie.Dlatego też obiecał, że dopomoże im w za-aranżowaniu spotkania z Karakowem.W ten sposób chciał pod-trzymać znajomość, stać się w jej życiu kimś ważniejszym odzwykłego znajomego, z którym zwiedza się wystawy czy chodzi napopołudniowe spacery po Malmaison i Wersalu.Cóż, pewnienigdy nie będzie dla niej nikim więcej; pozostanie - jak to określi-ła - dobrym przyjacielem.Za dziesięć dni pozna Jamesa Ha-stingsa, gdy ten przyjdzie na urządzone przez niego przyjęcie wdomu przy avenue Montaigne.Może łatwiej pogodziłby się z porażką - choć wątpił w to - gdy-by ten mężczyzna okazał się godny swojej żony.W to jednak takżepowątpiewał.***David Wasserman siedział w biurze Karakowa.Wpadł na to-warzyską pogawędkę i Karakow przywitał go serdecznie.Znali sięod lat; mimo że konkurowali ze sobą w interesach, między nimiistniało nawet coś na kształt przyjazni.David darzył Iwana wiel-kim respektem, podziwiał jego osiągnięcia, a jego pozy i gierkibawiły go, gdyż sam żywił upodobanie do dramatycznych efek-tów.Tak, Karakow był naprawdę gigantem, dlaczego więc niemiał zająć centralnego miejsca? Z kolei Karakow uważał Was-sermana za największego - po nim samym, oczywiście - znawcędiamentów.Bardzo też cenił Clarę.To była kobieta z głową dointeresów, prawdziwa podpora dla swego męża.Udało jej sięnawet dobrze żyć z Laurą, która z zasady nie znosiła kobiet.- Cygaro? - zapytał Karakow.Sam nie palił, nie nadużywał178alkoholu i pilnował wagi.On i Laura bardzo dbali o swoje zdro-wie.David sięgnął po wielkiego puncha, zapalił i zaciągnął się zrozkoszą.Otoczyła ich smuga wonnego dymu.- Gdyby tak Clara to zobaczyła, zabiłaby mnie z pewnością -powiedział i roześmiał się.- Pilnuje mnie niczym dziecka.- A dlaczego nie miałaby tego robić? Jesteś dobrym mężem.Kto się nią zaopiekuje, gdy ciebie zabraknie?- Mnie też to martwi - przyznał David.- Nie mamy ani dzieci,ani dalszych krewnych.Nie potrzebował mówić dalej.Iwan wiedział, że Clara straciławielu krewnych podczas Holocaustu.Często nocami budziła się zpłaczem.Dla Clary, podobnie jak dla wielu innych %7łydów, ta rananie zagoi się nigdy.Podróżowali razem po całym świecie, lecz nic nie zmusiłoby jejdo postawienia stopy na ziemi niemieckiej.Przez całe lata po-święcała swój czas i pieniądze żydowskiej organizacji charytatyw-nej Wizzo, pomagając uboższym od siebie.Oboje pracowali dlaIzraela.Sami byli już zbyt starzy, by emigrować, ale ich lud miałwreszcie ojczyznę, dzięki czemu przestał być gromadą wędrow-ców tułających się po świecie.David przekazał ogromne kwotyfundacjom charytatywnym w Izraelu i namówił wielu przyjaciół,w tym Karakowa, by uczynili to samo.Wraz z Clarą wizytowałdwa razy do roku słynny Instytut Weizmanna, którego był człon-kiem.Wassermanowie kupili też niewielkie mieszkanie w TelAwiwie, choć nie zamierzali się tam przeprowadzać.Mieszkaniebyło raczej symbolem wiary w przyszłość ich ojczyzny.David lubiłpowtarzać, że młody kraj jest dla ludzi młodych, mających życiejeszcze przed sobą.- Jak interesy? - zapytał.To samo pytanie padało na całym świecie - w Amsterdamie i wAntwerpii, w Hatton Garden i w Kimberley, w Paryżu i w NowymJorku.Wszędzie tam, gdzie handlowano diamentami, posługiwa-no się tą samą frazeologią.Karakow wzruszył ramionami.- Niezle.Ale mogłoby być lepiej.179Wasserman uśmiechnął się i potrząsnął głową.- Ile milionów zysku osiągnąłeś w tym roku, że mówisz: Nie-zle, ale mogłoby być lepiej?- A ty co? Myślałem, że przechodzisz na emeryturę.Co więcprzygnało ciebie i Clarę do Londynu na posiedzenie zarządu? Idlaczego zdecydowaliście się tak nagle na przyjazd tutaj?- Przyjechałem porozmawiać z Juliusem na twój temat.Po-winno ci to pochlebiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]