[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawiadowca zagwizdał i pociąg naperonie, widoczny jak na dłoni za barierką, zaczął ruszaćbardzo powoli, a Bunty patrzyła na niego przerażonym wzrokiem.Potem spostrzegła Clifforda, który gnał ile sił wnogach, więc zakryła ręką usta i jęknęła:  Och", patrząc, jakjej brat pędzi wzdłuż peronu i otwiera drzwi do przedziału, apotem wskakuje do pociągu i wciąga za sobą Babs - Babs,która ją wołała, ale która stała już jedną nogą na stopniu.Akiedy znikała w głębi wagonu, upuściła trzymane w rękuzawiniątko i serwetka w zielono - białą kratkę zatrzepotała jakopuszczana flaga, a ciasteczka potoczyły się po całym peroniei pod koła pociągu.Rozgniewany strażnik zatrzasnął drzwi,kiedy pociąg mijał go, nabierając coraz większej prędkości.Wjednym z okien mignęła zdumiona twarz pani Reeves i Buntyzaczęła się zastanawiać, czy pani Reeves pociągnie zahamulec bezpieczeństwa, kiedy się zorientuje, że kogośzostawili.Tak się jednak nie stało, bo pociąg głośno zagwizdał,płosząc z belek pod stropem stado gołębi, a potem wyjechałspod sklepienia wprost w błękitny poranek.Bunty z głośnymszlochem patrzyła, jak pociąg robi się coraz mniejszy i skręcaw nicość, a potem na dworcu zapadła dziwna cisza - pełnagorzkiego zawodu, a zarazem dziwnie kojąca.Przerwał jągłośny brzęk, jakby ktoś upuścił jakiś ciężki, metalowyprzedmiot.Kontroler biletów wyszedł ze swojej budki, wziąłBunty za rękę i burknął szorstkim tonem:  No, młoda damo,może spróbujemy zrobić z tobą porządek?", bo Bunty stała wkałuży nie tylko łez, ale także czegoś o wiele bardziejżenującego.Minęło trochę czasu, nim zawiadowcy udało sięwyciągnąć imię z Bunty, która z trudem łapała oddech,wstrząsana raz po raz konwulsyjnym szlochem.Oddano ją pod wątpliwą opiekę młodego bagażowego,który odwiózł ją do domu tramwajem.Wysadził ją naHuntington Road, skąd miała przejść resztę drogi piechotą.Bunty miała wrażenie, jakby od wielu godzin była w towarzystwie obcych, i tęskniła do tego, żeby móc wypłakaćswoje żale w znajomych ramionach.Kiedy jednak weszła dokuchni, ujrzała tam niepokojący widok - jej matka zdawała siępochłonięta przygotowywaniem puddingu ryżowego (ziarenkabiałego ryżu leżały rozsypane na stole jak perły), alewidocznie coś było z nią nie w porządku, bo dwulitrowaemaliowana miska, używana do robienia mlecznych deserów ikremu jajecznego, była już pełna - a mimo to Nell wciążdolewała mleka z dużego niebieskiego dzbanka.Mlekoprzelewało się przez brzegi miski i rozlewało po stole, a potemspływało z jego krawędzi jak biały, mleczny wodospad.Przez cały ten czas nie tylko Ted dostarczał z góry wyjącykontrapunkt, ale i Nell mówiła sama do siebie, jakieśszydercze, zjadliwe słowa, jak wariatka, która kogoś przeklina- chociaż kiedy Bunty wsłuchała się uważnie, odkryła, że totylko alfabetyczna recytacja przepisów na ciasta z książkikucharskiej Dysona: amoniaczki, babeczki z bitą śmiataną,babka z bakaliami, ciasteczka kruche, ciasto francuskie,cwibak, diablotki, faworki, groszek ptysiowy.Bunty powlokłasię z powrotem na podwórko i usiadła na ławce.Zdążyła jużwypłakać wszystkie łzy, więc siedziała spokojnie na słońcu,starając się nie myśleć o tym, co szkółka niedzielna robi wScarborough.Urywany kaszel Betty bez przerwy świdrowałjej w uszach.Kiedy spojrzała przez ramię, zobaczyła przezokno, jak Nell uciera w kuchni nad mlekiem gałkęmuszkatołową, i to nie szczyptę, jak zwykle, tylko całą gałkę -trąc nią w górę i w dół, i w górę, i w dół tarki.Przestaładopiero wtedy, kiedy rozległ się przerażający odgłos upadku,a po nim krzyk.Bunty pomyślała, że to chyba Ted spadł zeschodów.W następną niedzielę pani Reeves zgromadziła u kolanswoją liczną gromadkę i pozwoliła dzieciakom paplać owspaniałej wycieczce przez całe pięć minut, a kiedy wreszcie skończyły, spojrzała na Bunty i powiedziała:  Jaka szkoda, żeprzepadła ci ta wycieczka, Berenice.Mam nadzieję, że nauczycię to punktualności.Straciłaś taką świetną zabawę".A potemdała znak Adinie Terry, żeby otworzyła grubą IlustrowanąBiblię dla dzieci i z cichym westchnieniem powiedziała: Dzisiaj, moje dzieci, przeczytamy sobie przypowieść omiłosiernym samarytaninie". Rozdział 71960PO%7łAR! PALI SI!Odwiedziłyśmy Gillian [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl