[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A u nas jakoś wszystkie wydawały sięzapomniane, choć też nie do końca.Bo to na przykład w gazetce kółka fotograficznego ktośdowcipny zamienił głowę przemawiającego na inauguracji roku szkolnego, byłego jużdyrektora z inną częścią ciała jednego z kolegów, który, przypadkowo czy z ochotą, dał sięsfotografować w toalecie w pewnej intymnej sytuacji fizjologicznej.A tak poza tym, to nic.Nie wiem, co mnie natchnęło, by zagospodarować jedną ztakich gablot, wiszącą na pierwszym piętrze.Byłem wtedy sam w pokoju.Koncepcja wpadła mi do głowy od razu - czerwone cegłymuru, a na nim wypisane hasła.Zdobycie kartonu, farb i pędzli nie mogło być kłopotem dlaucznia, który wciąż miał w planie lekcji przedmiot zwany wychowaniem plastycznym, choćnikt już chyba nie miał złudzeń, że zdoła nas wychować, a co dopiero plastycznie.Spodobała mi się widziana gdzieś okładka płyty grupy Dezerter, przedstawiająca profileczłonków zespołu tak, jakby to byli wodzowie rewolucji.No to namalowałem z łatwościątakich Lenina, Marksa i Engelsa z fryzurami na irokeza i gwiazdkami na policzkach.Dobrzekomponowali się z innymi wywrotowymi graffiti, które spotykało się w mieście, a które zpamięci udało mi się odtworzyć.Potem przyszedł czas na hasła i cytaty.Tytuł dałem THEWALL, więc nie mogło też zabraknąć piosenki z płyty The Wall.Nie potrzebujemy edukacji.Nie potrzebujemy kontroli naszych myśliAni mrocznej atmosfery sarkazmu w klasie.Nauczyciele, zostawcie dzieci w spokoju.Jesteście tylko jeszcze jedną cegłą w murze.I tak dalej, ku uciesze autora tekstu, muzyki, stroiciela gitar, oświetleniowca, tragarza inieznanego tłumacza.Podpisane: Pink Floyd, zresztą zgodnie z prawdą.Z każdą chwilą znajdowałem w tej niebezpiecznej, jak by nie było, zabawieszczególne upodobanie i radość.Czy to samo mogli czuć moi rówieśnicy, kręcącpowielaczem lub wiele lat wcześniej czyszcząc pistolety i rychtując butelki z benzyną? Niesłyszałem nawet dzwonka na ciszę nocną.Kiedy do pokoju weszła któraś z wychowawczyń,nagle, w matczynym, ptasim odruchu, rozpostarłem ręce nad moim dziełem.- Uczysz się jeszcze - stwierdziła ze współczuciem kobieta, po czym zamknęłacichutko drzwi z drugiej strony.Następnego dnia rano uwinąłem się szybko, pobiegłem do budynku szkolnego iniezauważony przez nikogo umieściłem przy pomocy szpilek moją wywrotową gazetkę wjednej z gablot.Czy zastanawiałem się wtedy, jakie mogą być tego postępku-występku efekty,konsekwencje? Pewnie tak.Draka, to byłaby najlepsza recenzja.Albo przynajmniej jakieśmałe, maleńkie zainteresowaniem dziełem, o czym tak marzy każdy początkujący artysta,którego płótno czy inną instalację po raz pierwszy umieszcza się w jakiejś galerii i wpuszczatam widzów.Nie liczyłem na zachwyt, raczej na uśmiech, zgodę wyrażoną w pokazywaniusobie palcami szczegółów.A jakby się jeszcze trafił jaki krytyk z tym swoim ach i och.Albonawet z.- To skandal!No bo właśnie trafił się jeden, zwariowany: garnitur, płaszcz, kapelusz w kratkę.Obokniego stała grupka wpatrzonych w gablotę, a zatem i w moje dzieło widzów.Było kołopołudnia.- To niebywałe.Wstyd i hańba dla całej naszej szkoły.Co ja mówię.Dla całej armii!Bo to był sam Pawelec, już wtedy dyrektor szkoły, niemiłościwie nam panujący, tylkoże w cywilnych ciuchach, co też bywało rzadkością.Może go ktoś z urlopu ściągnął lub coś wtym guście.Jeśli tak, to sprawa musiała być poważna.- Co się tam dzieje? - zapytałem jakiegoś kolesia z najmłodszego rocznika, którypierzchał jak zając z rejonu zagrożenia.- Dyro się wściekł - odpowiedział młody.- Ktoś zrobił sabotaż, jakieś świńskie hasła irysunki w gablocie poprzyklejał.I teraz nad tym radzą.Dopiero w tej chwili pojąłem, że oto przed moim dziełem stoi cały samorząduczniowski.Nie mogłem jednak tak stać dalej i patrzeć, jak ten morderca, co ponoć zawsze wracana miejsce zbrodni, bo właśnie odezwał się dzwonek i trzeba było zająć się kolejną epoką wliteraturze polskiej.Nie mogłem się jednak należycie skupić na temacie przenoszenialiterackich zwłok z jednej trumny do drugiej, jak ktoś kiedyś nazwał naukę o literaturze,włącznie z analizą i interpretacją wiersza.%7łycie tu i teraz było zbyt gorące.Na szczęścietego dnia, mimo zapowiedzi, nie było ostrego strzelania.Cały czas myślałem nad tym, cozrobiłem.I czy aby nie zostawiłem żadnych śladów? A jak zrobią rewizję w pokojach i znajdąfarby, pędzle i resztki? Albo sprawdzą odciski palców? Cholera wie, do czego był się w stanieposunąć działający jeszcze tu i ówdzie aparat starej władzy, aby tylko ją utrzymać.Wkrótcejuż miałem się dowiedzieć do czego.Na następnej przerwie chciałem pójść i dyskretnie, zza pleców widzów (oby!) zerknąćna efekty swojej pracy i gniewu.Choćby na to, jak prezentują się w innym, bo jużpopołudniowym świetle.Ale gablota zniknęła ze ściany.Okazało się, że stoi w naszymklubie ucznia.Tam też odbyła się nadzwyczajna rada pedagogiczna, którą zwołał Pawelec kuudręce nauczycieli i wychowawców, którzy też chcieli mieć czas na jakieś swoje prywatneżycie.Na radzie było także kilku chłopaków z samorządu uczniowskiego.To właśnie jednegoz nich, prymusa pochodzącego z moich okolic, postanowiłem w najwyższej konspiracjizapytać, co się działo.- A co, masz coś z tym wspólnego? - zapytał on z kolei, choć chyba bez złych intencji;z pewnością nie zamierzał się na nikim mścić za brak możliwości popołudniowego wyjścia domiasta, bo i tak rzadko kiedy wychodził, ponieważ kuł zapamiętale.Pokręciłem zdecydowanie głową, a i on nie drążył dalej.- Bite dwie godziny debaty, co to, jak to, a przede wszystkim kto mógł coś takiegozrobić - odpowiedział.- I kto mógł?- Tego nie wiedzą.Są nawet podejrzenia, że ktoś z zewnątrz.Może studenci z NZS-u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]