[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nic odparł z uśmiechem. Zmierć zajrzała mi w oczy. Nie dziw się: krąży koło mnie starej, zatem muszą ją widzieć moisąsiedzi.Więc zrobisz, o co cię proszę? Tak. Bądzże u mnie po świętach i.często przychodz.Może się trochęponudzisz, ale może i ja, niedołężna, przydam ci się na co.A teraz idzjuż na dół, idz.Wokulski pocałował ją w rękę, ona go parę razy w głowę; potemdotknęła dzwonka.Wszedł służący. Sprowadzże pana do sali rzekła.Wokulski był odurzony.Nie wiedział, którędy idzie, nie zdawał so-bie sprawy z tego, o czym rozmawiali z prezesową.Czuł tylko, żeznajduje się w jakimś odmęcie dużych komnat, starodawnych portre-tów, cichych stąpań, nieokreślonej woni.Otaczały go kosztowne me-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG123ble, ludzie pełni delikatności, o jakiej nigdy nie marzył, a nad tymwszystkim, jak poemat, unosiły się wspomnienia starej arystokratki,przesiąknięte westchnieniami i łzami. Cóż to za świat?.Co to za świat?.A jednak jeszcze mu czegoś brakło.Chciał choć raz spojrzeć napannę Izabelę. No, w sali ją zobaczę.Lokaj otworzył drzwi do sali.Znowu wszystkie głowy zwróciły sięw jego stronę i ucichły rozmowy jak szum odlatującego ptactwa.Nastała chwila ciszy, w której wszyscy patrzyli na Wokulskiego, a onnie widział nikogo, tylko rozgorączkowanym spojrzeniem szukałbladoniebieskiej sukni. Tu jej nie ma pomyślał. No, tylko patrzcie, jak on sobie nic z was nie robi!. szepnąłśmiejąc się staruszek z siwymi faworytami. Musi być w drugiej sali mówił do siebie Wokulski.Spostrzegł hrabinę i zbliżył się do niej. Cóż, skończyliście państwo konferencję? spytała hrabina.Prawda, jaka to miła osoba, prezesowa?.Ma pan w niej wielką przy-jaciółkę, nie większą jednak aniżeli we mnie.Zaraz przedstawię pana.Pan Wokulski!. dodała zwracając się do damy w brylantach. A ja zaraz przystępuję do interesu rzekła dama patrząc na niegoz góry. Nasze sierotki potrzebują kilku sztuk płótna.Hrabina lekko zarumieniła się. Tylko kilku?. powtórzył Wokulski i spojrzał na brylanty wy-niosłej damy, reprezentujące wartość kilkuset sztuk najcieńszego płót-na. Po świętach dodał będę miał honor na ręce pani hrabiny przy-słać płótno.Ukłonił się, jakby chciał odchodzić. Chcesz nas pan pożegnać? spytała trochę zmieszana hrabina. Ależ to impertynent! rzekła dama w brylantach do swej towa-rzyszki w strusim piórze. %7łegnam panią hrabinę i dziękuję za zaszczyt, jaki mi pani raczyławyrządzić!. mówił Wokulski całując gospodynię w rękę. Tylko do widzenia, panie Wokulski, wszak prawda?.Dużo bę-dziemy mieli interesów ze sobą.I w drugim salonie nie było panny Izabeli.Wokulski uczuł niepo-kój.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG124 Przecież muszę na nią spojrzeć.Kto wie, jak prędko spotkamysię w podobnych warunkach A, jesteś pan zawołał książę. Już wiem, jaki ułożyliście spisekz panem Aęckim.Spółka do handlu ze Wschodem wyborna myśl!Musicie i mnie do niej przyjąć.Musimy poznać się bliżej. A wi-dząc, że Wokulski milczy, dodał: Prawda, jakim ja nudny, panie Wo-kulski? Ale to nic nie pomoże; musicie zbliżyć się do nas, pan i panupodobni i razem idzmy.Wasze firmy są także herbami, nasze herbysą także firmami, które gwarantują rzetelność w prowadzeniu intere-sów.Zciskali się za ręce i Wokulski coś odpowiedział, ale co?. niebyło mu wiadome.Niepokój jego wzrastał; na próżno szukał pannyIzabeli. Chyba jest dalej szepnął, z trwogą idąc do ostatniego salonu.Tu pochwycił go pan Aęcki z oznakami niebywałej tkliwości. Już pan wychodzisz? Więc do widzenia, drogi panie.Po świętachu mnie pierwsza sesja i w imię boże zaczynajmy. Nie ma jej! myślał Wokulski, żegnając się z panem Tomaszem. Ale wiesz pan szepnął Aęcki zrobiłeś szalony efekt.Hrabinanie posiada się z radości, książę mówi tylko o tobie.A jeszcze tenwypadek z prezesową.No.cudownie! Nie można było marzyć ozdobyciu lepszej pozycji.Wokulski stał już w progu.Jeszcze raz szklanymi oczyma powiódłpo sali i wyszedł z desperacją w sercu. Może wypadałoby wrócić i pożegnać ją?.Przecież zastępowałamiejsce gospodyni. myślał, powoli schodząc ze schodów.Nagle drgnął słysząc szelest sukni w wielkiej galerii. Ona.Podniósł głowę i zobaczył damę w brylantach.Ktoś podał mu palto.Wokulski wyszedł na ulicę zatoczywszy sięjak pijany. Cóż mi po świetnej pozycji, jeżeli jej tam nie ma? Konie pana Wokulskiego! zawołał z sieni szwajcar, pobożnieściskając trzyrublówkę.Azami zaszłe oczy i nieco zachrypnięty głosświadczyły, że obywatel ten nawet na trudnym posterunku czci jednakpierwszy dzień Wielkiejnocy. Konie pana Wokulskiego!.Konie Wokulskiego!.Wokulski, za-jeżdżaj!. powtórzyli stojący furmani.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG125Zrodkiem Alei z wolna toczyły się dwa szeregi dorożek i powozóww stronę Belwederu i od Belwederu.Ktoś z jadących spostrzegł nachodniku Wokulskiego i ukłonił mu się. Kolega! szepnął Wokulski i zarumienił się.Gdy sprowadzono mu powóz, zrazu chciał wsiąść, lecz rozmyśliłsię. Wracaj, bracie, do domu rzekł do furmana dając mu na piwo.Powóz odjechał ku miastu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]