[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szarpnęła się, a jemu w ręku została kieszonka.- Nie udawaj, Katherine.Ty też tego chcesz, tak samo jak ja - wychrypiał.- Możesz wrzeszczeć, ile ci się podoba.Nikt cię nie usłyszy.Dyszał ciężko, a może to jej huczało w głowie, kiedy próbowała się wyrwać spod ciężaru, który ją przygniótł.- Nie.O Boże.pan oszalał.proszę.nie!Szarpnął na niej bluzkę, aż poleciały guziki.Nie mogąc drżącymi palcami odpiąć sprzączki stanika, złamał plas-tikowy uchwyt.Kiedy wpił się w nią natarczywymi ustami, ugryzła go w grubą wargę, a on wymierzył jej mocny policzek ichwycił za piersi.Krzyknęła z bólu, kiedy zaczął je gnieść, drapać i szczypać.Oderwał usta od jej warg i przycisnął do szyi, i wtedy Katherine ostatkiem sił krzyknęła po raz drugi.Na jejprzenikliwy głos nałożył się dzwięk tłuczonego szkła i łamanego drewna.Ponad masywnym ramieniem Welsha ujrzała Jace a, który jednym kopnięciem rozwalił drzwi, a potem trzema24 susami znalazł się przy nich.Złapał Ronalda za kołnierz, ściągnął z Katherine i rzucił o przeciwległą ścianę.- Ty sukinsynu! - ryknął, ładując mu pięść w ogłupiałą twarz.Katherine usłyszała przerażający odgłos miażdżonej kości i zobaczyła krew tryskającą ze zmasakrowanego nosaRonalda.Widząc, że Jace bez opamiętania okłada pięściami słaniającego się Welsha, który byłby osunął się na ziemię,gdyby go Jace nie trzymał za zakrwawiony przód koszuli, zaczęła histerycznie płakać.Jace załadował Ronaldowi jeszcze jeden, ostatni, cios w brzuch i dał mu spokój.Welsh jęknął i zwalił się napodłogę.Katherine usiadła, ale miała uczucie, że zaraz zacznie krzyczeć i nigdy nie przestanie.Jace ukląkł przed nią i odgarnął jej potargane włosy z białej jak papier twarzy.- Katherine? - spytał cicho.- Katherine, czy nic ci się nie stało?Jego twarz wyrażała taki niepokój, że nie mogła powstrzymać łez.- N.nic - wyjąkała.Jace palcami wytarł jej łzy i dotknął zaczerwienienia na policzku.Usta ułożyły mu się w twardą linię.- Zaraz wrócę, tylko.- Chciał wstać, ale Katherine rozpaczliwie złapała go za ramiona.- Nie! Jace, proszę cię, nie zostawiaj mnie z nim samej.Nie zniosłabym tego.Proszę cię, proszę.- wpadła w his-terię.Jace ją przytulił i pogłaskał pocieszająco.- Już dobrze, dobrze.Nie zostawię cię, Katherine.Przyrzekam.Cicho, cicho.Chciałem tylko przynieść coś dopisania.Rektor tej szacownej uczelni powinien się o tym dowiedzieć jeszcze dziś.Ale mam nadzieję, że wystarczyrozmowa telefoniczna.Trzymając wciąż Katherine w objęciach, postawił ją drżącą na podłodze, zabrał z biurka jej torebkę, a potemwziął dziewczynę w ramiona i wyniósł w wieczorną ciszę.Było już ciemno i kampus college u w Van Burenzupełnie opustoszał.Jace posadził Katherine w samochodzie i zaczął grzebać wśród tysiąca porozrzucanych z tyłu rzeczy, aż wreszcieznalazł to, czego szukał.- Masz, włóż to na siebie.Cofnęła się, gdy sięgnął ręką do jej podartej bluzki.- Katherine, jeżeli Happy zobaczy cię w tym stanie, będziesz musiała udzielić jej krępujących wyjaśnień.Włóż tękoszulkę, może nam się uda wejść do domu, nie zwracając jej uwagi.Jeśli będzie coś mówić, to jej powiem, żewylałaś na siebie atrament albo się pobrudziłaś, albo coś w tym rodzaju, dobrze?Skinęła głową i nie opierała się już więcej, gdy delikatnie pomagał jej zdjąć porwaną, zniszczoną bluzkę, którąpotem rzucił na podłogę dżipa.Zaczerwieniła się, gdy zsuwał jej ramiączka stanika.- Niech go cholera - mruknął na widok zadrapań i siniaków na jej piersiach.Z czułością dotknął czubkiem palcaszczególnie głębokiego zadrapania.Katherine patrzyła mu w twarz.Przenikało ją ciepło jego ręki, usuwając zarówno ból fizyczny, jak i szokemocjonalny.Jace zacisnął zęby i syknął:- Powinienem wrócić i zabić tego sukinsyna!Starając się nie sprawić Katherine bólu, włożył jej przez głowę koszulkę.Była za duża, ale miękki materiałłagodził pieczenie skóry.Ruszył dopiero wtedy, gdy się upewnił, że siedzi wygodnie.Nie jechał jednak zbyt szybko, a kiedy znalezli się namiejscu, wyłączył silnik i wysiadł z dżipa nic nie mówiąc.Katherine zauważyła z ulgą, że samochodu Happy niewidać na zwykłym miejscu.Nie zważając na jej protesty, zaniósł Katherine na górę.W odpowiedzi na jego pytające spojrzenie wskazała mupokój Allison.Położył ją tam, gdzie sypiała: na dużym, podwójnym łożu.- W czym ci mogę pomóc? - spytał.- Tylko mi nie mów, że nie potrzebujesz pomocy.25 Spojrzała na niego i drżącymi ustami wyjąkała:- Dz.dziękuję, Jace.On chciał.Nie wiem, czy dałabym sobie radę.To było straszne.Wzdrygnęła się, skrzyżowała ręce na piersiach i zaczęła się kiwać w przód i w tył.- O Boże, Katherine, nawet nie potrafię sobie wyobrazić takiej okropności.Kiedy wszedłem i zobaczyłem.- A skąd się tam wziąłeś? - zastanowiło ją nagle.Nie patrząc jej w oczy, mruknął pod nosem:- Ja.no.Od czasu, jak go poznałem na zabawie, czułem, że coś jest nie w porządku.Intuicja.Dziwnie naciebie patrzył, więc miałem na niego oko.A dziś.Cały budynek był ciemny.Wszyscy wyszli, z wyjątkiem was.Wydało mi się to podejrzane.Chciałem otworzyć drzwi, ale były zamknięte.I wtedy ty zaczęłaś krzyczeć.- Dziękuję - szepnęła i nieśmiało sięgnęła do jego ręki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl