[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzałna mnie, wstrzymując oddech.-Kangur - odparłam.- Nie wiem, Weseley.Nie rozumiem, nie.LRT-Kilsaney - dokończył.Poczułam dreszcze.-Co takiego? Ale to niemożliwe.- Rozejrzałam się.- Skąd oni wzięli towszystko?-Albo ukradli, albo.-Właśnie!Teraz miało to sens.Byli złodziejami.Nie Arthur, ale Rosaleen z całąpewnością.W to mogłam uwierzyć.-Albo przechowują to dla rodziny Kilsaneyów.- Weseley przerwał mojeprzemyślenia.- Albo.- Uśmiechnął się, poruszając znacząco brwiami.-Albo co?-Albo sami są Kilsaneyami.Parsknęłam śmiechem, natychmiast odsuwając taką możliwość.Potem mojąuwagę zwróciło coś czerwonego pod dywanikiem, który przewrócił Wese-ley.-Album! - wykrzyknęłam.Ten sam, który znalazłam na półce wkrótce poprzyjezdzie tutaj, a który potem tajemniczo zniknął.- Wiedziałam, że sobiego nie wyobraziłam.Usiedliśmy razem i zaczęliśmy go przeglądać, choć prawdopodobnie niemieliśmy już zbyt wiele czasu przed powrotem Arthura i Rosaleen.W środkubyły fotografie dzieci, czarno-białe lub w sepii.-Rozpoznajesz tu kogoś? - spytał Weseley.Potrząsnęłam głową.Przerzucaliśmy kolejne kartki.-Zaczekaj - jedno ze zdjęć przyciągnęło moją uwagę.- Cofnij się.Dwoje dzieci na tle drzew.Mała dziewczynka i chłopiec starszy od niej okilka lat.Stali naprzeciwko siebie, trzymając się za ręce, zetknięci czołami.Nagle przypomniałam sobie dziwaczne przywitanie Arthura i mamy w dniunaszego przyjazdu.LRT-To Arthur i mama - uśmiechnęłam się.- Ma tutaj może pięć lat, nie więcej.-Spójrz na Arthura.Nie był zbyt ładny, nawet jako dziecko - zażartowałWeseley, mrużąc oczy i przyglądając się uważniej zdjęciu.-Ach, nie bądz okropny - roześmiałam się.- Spójrz na nich.Nigdy nie wi-działam zdjęć z dzieciństwa mamy.Na następnej stronie znalezliśmy zdjęcie mamy, Arthura, Rosaleen i jeszczejednego chłopca.Aż mnie zatkało.-Twoja mama i Rosaleen znały się w dzieciństwie - podsumował Weseley.-Wiedziałaś o tym?-Nie.- Kręciło mi się w głowie.- Niemożliwe.Nikt nigdy o tym nie wspo-minał.-Kim jest ten chłopak z boku?-Nie mam pojęcia.-Czy twoja mama ma drugiego brata? Wygląda na najstarszego z nich.-Nie, nie ma.A przynajmniej nigdy o tym nie wspominała.Weseley wyciągnął zdjęcie z plastikowej koszulki.-Weseley!-Doszliśmy już tak daleko.chcesz wiedzieć czy nie?Przełknęłam gulę w gardle i skinęłam głową.Weseleyspojrzał na tył fotografii. Artie, Jen, Róża i Laurie, 1979".-Najwyrazniej ma na imię Laurie - powiedział Weseley.- Jakieś skojarzenia?Tamara, wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. Laurence Kilsaney, R.I.P.".Napis na nagrobku.Arthur nazwał Rosaleen Róża" w samochodzie, w drodze z Dublina. Laurie i Róża" wygrawerowane na pniu jabłoni.LRT-To on zginął w pożarze zamku.Laurence Kilsaney.Jego imię jest na grobie,na cmentarzu Kilsaneyów.-Och.Wpatrywałam się w zdjęcie całej czwórki.Uśmiechające się dzieci, nie-winne, beztroskie, miały przed sobą jeszcze całe życie, pełne możliwości.Mama i Arthur ściskali się za ręce, Laurence stał z ręką swobodnie prze-rzuconą przez ramię Rosaleen.Stał na jednej nodze, drugą zgiął w śmiesznejpozie.Wydawał się pewny siebie, wręcz zuchwały.Z podniesioną głową,uśmiechał się do kamery, jakby przed chwilą krzyknął coś do fotografa.-Czyli mama, Arthur i Rosaleen przyjaznili się z Kilsa- neyem - zaczęłammyśleć na głos.- Nie wiedziałam nawet, że mama tu mieszkała.-Może nie.Może przyjeżdżała tylko na wakacje.Weseley dalej przeglądał album.Na wszystkich zdjęciach widniały te samecztery osoby w różnym wieku, zawsze blisko siebie.Na niektórych zdjęciachbyli pojedynczo, na innych parami, ale na większości we czworo.Mama byłanajmłodsza, Rosaleen i Arthur zbliżeni wiekiem, Laurence najstarszy, zaw-sze z jasnym uśmiechem i zuchwałym błyskiem w oku.Nawet jako młodadziewczyna, Rosaleen wyglądała na starszą, miała twarde spojrzenie iuśmiech, który nigdy nie był tak szeroki jak pozostałych.-Zobacz, tutaj wszyscy stoją przed stróżówką.- Weseley wskazał na zdjęciecałej czwórki siedzącej na murku otaczającym ogród.Niewiele się tu zmie-niło, poza kilkoma drzewami, które teraz urosły, a na zdjęciu wyglądały nadopiero co posadzone.Wszystko inne: brama, mur, dom wyglądało dokład-nie tak samo.-Tutaj jest mama w dużym pokoju.To ten sam kominek.- Przyjrzałam sięzdjęciu z uwagą.- Regał z książkami też.Spójrz na sypialnię.- Zabrakło mitchu.- To ta, w której teraz śpię.Nie rozumiem.Mama tu mieszkała, dora-stała.LRT-Naprawdę o tym nie wiedziałaś?-Nie.- Czułam zbliżającą się migrenę.Umysł miałam przeładowany infor-macjami i pytaniami, na które nie znałam odpowiedzi.- To znaczy wie-działam, że mieszkała na wsi, ale.pamiętam, że kiedy odwiedzałyśmyArthura i Rosaleen, gdy byłam dzieckiem, mój dziadek zawsze tutaj był.Umarł, kiedy mama była dość młoda.Myślałam, że on też tylko przyjeżdżałdo Arthura i Rosaleen w odwiedziny, ale.mój Boże, o co tu chodzi? Dla-czego oni wszyscy kłamali?-Tak naprawdę to niezupełnie kłamali, nie sądzisz? - Weseley starał się za-mortyzować cios.- Po prostu nie powiedzieli ci, że tu mieszkali.W końcu niejest to najbardziej ekscytująca tajemnica na świecie.-Poza tym nie powiedzieli mi, że znali Rosaleen właściwie przez całe życie,mieszkali w stróżówce i znali Kilsaneyów.Normalnie to żadna wielka rzecz,ale w takim razie po co robić z niej taką tajemnicę? Po co wszystko ukrywać?Czego mi jeszcze nie powiedzieli?Weseley zaczął wertować album, jakby chciał tam znalezć odpowiedzi namoje pytania.-Wiesz co? Jeżeli twój dziadek mieszkał w stróżówce, to zapewne był tutajnadzorcą.Arthur przejął po nim pracę.W moim umyśle pojawiło się wspomnienie z dzieciństwa.Dziadek klęczał, zdłońmi zanurzonymi w mokrej ziemi.Miał brud za paznokciami.Pomiędzygrudkami gleby wiła się dżdżownica.Dziadek złapał ją w palce i pode- tknąłmi pod nos.Wrzasnęłam, a on roześmiał się i przytulił mnie.Zawsze pach-niał ziemią i trawą.Zawsze miał czarne paznokcie.-Zastanawiam się, czy jest tutaj zdjęcie tej kobiety.- Zaczęłam przerzucaćkartki w albumie.-Której kobiety?-Tej z bungalowu.Tej, która robi szklane rzezby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]