[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może pomyślicie, że okrucieństwem z jej strony byłopoświęcanie jedynych chwil, gdy miała kontakt z zewnętrznym światem, naokłamywanie małego chłopca, ale z drugiej strony pierwsza historia, którą usłyszałemod matki Bazylii, mówiła o gadającym wężu, który dał nagim ludziom skażony owoc a biskup zrobił z niej przełożoną klasztoru.Przez cały ten czas Talia uczyła mnie, jakją zabawiać.Jak wspólnie spędzić czas na opowieści i śmiechu, jak można być z kimśblisko, nawet gdy rozdziela Was kamienna ściana.Przez pierwsze dwa lata raz w miesiącu przyjeżdżał biskup z Yorku, bysprawdzić, co słychać u anachoretki, a ona na jeden dzień traciła ducha, jakbywyrywał go z niej i zabierał, ale wkrótce wracała do siebie, a pogaduszki i śmiechyznów trwały w najlepsze.Pózniej biskup przestał przyjeżdżać, a ja bałem się zapytaćmatki Bazylii, dlaczego, bo jeszcze bym jej przypomniał i oschły prałat mógłby podjąćswoje opłakane w skutkach wizyty.Im dłużej pustelnica przebywała w celi, tym większy zachwyt budziły w niejnajbardziej przyziemne szczegóły o życiu zewnętrznym, które jej przekazywałem. Opowiedz mi, jaka dziś pogoda.Opowiedz o niebie i nie zapomnij o żadnejchmurce. Niebo wyglądało, jakby ktoś katapultował olbrzymie owce w zimne oko Boga. Pieprzona zima.Wrony na niebie? Wyglądają, Talio, jakby wandal z piórem i inkaustem na chybił trafiłdziurawił niebiańską kopułę. Ach, pięknie powiedziane, kochany, zupełnie niespójna metaforyka. Dziękuję, pani.Wykonując swoje obowiązki i pobierając nauki, starałem się zauważać każdyszczegół i budować w głowie porównania, by malować anachoretce słowne obrazy,byłem dla niej bowiem jedynym zródłem światła i koloru.Moje dnie zaczynały się o czwartej, gdy przychodziłem pod celę Talii, i kończyłyo piątej, kiedy odzywał się dzwon na nieszpory.Wcześniej wszystko stanowiłoprzygotowania do tej godziny, a pózniej, aż do zaśnięcia, pochłaniały mnie słodkiewspomnienia.Anachoretka nauczyła mnie śpiewać nie tylko hymny i pieśni, które znałemod małego, ale też romantyczne piosenki trubadurów.Za pomocą prostych, pełnychcierpliwości instrukcji, nauczyła mnie tańca, żonglerki i akrobatyki a wszystko totylko poprzez słowne opisy, przez te lata mój wzrok ani razu nie spoczął na pustelnicy,przez strzelniczy otwór nie widziałem nic poza jej częściowym profilem.Dorastałem i na moich policzkach wykiełkował meszek głos mi się łamał,jakby w przełyku utknęła mi mała gąska i domagała się obiadu.Zakonnice z DogSnogging zaczęły dostrzegać we mnie coś więcej niż swojego pupilka, bo wiele trafiałodo klasztoru w wieku nie starszym niż mój.Flirtowały ze mną i prosiły o piosenkę,opowieść im bardziej była rubaszna, tym lepiej a dzięki anachoretce znałem ichwiele.Nigdy mi nie zdradziła, gdzie się ich nauczyła. Byłaś artystką, zanim zostałaś mniszką? Nie, Kieszonko.I nie jestem mniszką. Ale może twój ojciec. Nie, mój ojciec też nie był mniszką. Pytam, czy był artystą? Słodki Kieszonko, nie wolno ci pytać o to, jak wyglądało moje życie, zanim tuprzybyłam.Zawsze byłam tym, kim jestem teraz, a wszystko, kim jestem, masz oboksiebie. Słodka Talio odrzekłem. Toż to ognista waza smoczych szczyn. Czyż nie mam racji? Uśmiechasz się, prawda?Zbliżyłem świecę do otworu w ścianie, oświetlając swój drwiący uśmiech.Roześmiałem się i sięgnąłem przez otwór, by dotknąć jej policzka.Westchnęła, ujęłamoją dłoń i przycisnęła mocno do ust, a potem, w jednej chwili, odepchnęła ją iodeszła poza zasięg światła. Nie chowaj się powiedziałem. Proszę, nie chowaj się. Mam wielki wybór, czy się chować, czy nie.Mieszkam w cholernym grobie.Nie wiedziałem, co powiedzieć.Nigdy wcześniej nie narzekała na swojądecyzję, by zostać anachoretką w Dog Snogging, nawet jeśli inne świadectwa jej wiarywydawały się.cóż.dość abstrakcyjne. Chodziło mi o to, żebyś nie chowała się przede mną.Pozwól się zobaczyć. Chcesz zobaczyć? Chcesz zobaczyć?Pokiwałem głową. Daj mi swoje świece.Podałem jej przez otwór cztery zapalone świece.Kiedy dla niej występowałem,kazała mi je umieszczać w lichtarzach w zewnętrznej komnacie, by widzieć, jak tańczę,żongluję albo wykonuję figury akrobatyczne, nigdy jednak nie prosiła, bym dał jej doceli więcej niż jedną świecę.Rozmieściła świece wokół celi i pierwszy raz zobaczyłemkamienną półkę, gdzie spała na sienniku, jej skromny dobytek, rozłożony na ciężkimstole, i samą Talię w poszarpanej lnianej sukience. Patrz powiedziała.Zciągnęła sukienkę przez głowę i opuściła ją na podłogę.Była najpiękniejszym zjawiskiem, jakie w życiu widziałem.Wydawała sięmłodsza, niż sobie wyobrażałem, chuda, ale kobieca miała twarz figlarnej Madonny,jakby wykutą przez rzezbiarza, zainspirowanego bardziej żądzą niż boskością.Jejwłosy, długie, o barwie kozlej skóry, chwytały blask świec i zdawało się, że jedenpromień słońca mógłby sprawić, że wybuchną złotym ogniem.Poczułem, że gorąconapływa mi do twarzy, a gorąco innego rodzaju wzbiera w moich rajtuzach.Czułemsię podekscytowany, zagubiony i zawstydzony zarazem, więc odwróciłem się plecamido otworu i wykrzyknąłem: Nie!Nagle znalazła się tuż za mną i poczułem jej dłoń na swoim ramieniu.Po chwilipogładziła mnie po karku. Kieszonko.Słodki Kieszonko, nie.Wszystko w porządku. Czuję się, jakby diabeł toczył z Dziewicą walkę w moim ciele.Nie wiedziałem,że jesteś taka. Jak kobieta? To masz na myśli?Jej ręka była ciepła i spokojna, ugniatała mięśnie mojego ramienia przez otwórw ścianie, o którą się oparłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]