[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tragicznie zmarły przywódca ukochał zwłaszcza katastrofy śmigłowców.Terazmieli do wyboru \ycie przy władzy i w spokoju, gdyby ten scenariusz wypalił, albo\ycie wygnańca gdzieś na obczyznie.Ka\dy z nich zaznał władzy i \ycia w luksusie.Ka\dy z nich miał na skinienie wielu ludzi gotowych wykonać ka\de \yczenie i niechodziło o słu\ących, ale \ołnierzy.Tylko jedna drobnostka: pozostanie w kraju byłonajwiększym w \yciu hazardem, na jaki kiedykolwiek którykolwiek z nich mógł sięzdecydować.Kraj nie bez powodu został sparali\owany największą w ich \yciukoncentracją wojska na ulicach.Nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę myśleli ludzie,którzy jeszcze przed paroma dniami zdzierali sobie gardła krzycząc, jak bardzokochają Drogiego Przywódcę.Zaledwie tydzień temu była to rzecz bez znaczenia, aleteraz liczyła się, i to bardzo.Przecie\ \ołnierze, którymi dowodzili, przyszli z tegomorza ludzi.Który z nich będzie miał na tyle charyzmy, by teraz objąć nad nimidowództwo? Który z nich obejmie kontrolą partię Baas? Czy któryś z nich ma na tylesiły woli, by inni poszli za nim? Tylko wtedy, je\eli znajdą w swoich szeregach kogośtakiego, kogoś, za kim cały naród poszedłby z własnej woli, a nie pod bagnetami,mogłoby im się to wszystko udać.Tylko wtedy mogliby patrzeć w przyszłość, jeśli niebez strachu, to w ka\dym razie z nadzieją, \e ich odwaga i doświadczenie wystarczą,by stawić czoło wyzwaniom, jakie mogą napotkać.Patrzyli teraz po sobie z niemympytaniem: Kto?Znalezienie w ich gronie człowieka z charyzmą i odwagą było nie ladaproblemem.Je\eli tacy ludzie kiedykolwiek trafiali do tego grona, to ich kości,wymieszane ze szczątkami śmigłowców, bielały teraz we wszystkich zakątkach kraju.A nie mogli stworzyć junty, bo dyktatura nie znosi spółek.Ka\dy z nich dostrzegałdoskonale swoje zalety i wady pozostałych.Prywatne zawiści i rywalizacja ze\arłabyich na tyle, \e mogliby poluznić \elazną rękę, którą musieliby trzymać rodaków zagardła i wtedy nieszczęście gotowe.Nie raz ju\ tak bywało w historii ich kraju?Zawsze kończyło się to spotkaniem o świcie twarzą w twarz z własnymi \ołnierzami,za to plecami do ściany koszar.Nic ich nie łączyło, nie mieli \adnego celu oprócz władzy i chęci z niejkorzystania.Jednemu człowiekowi mogło to wystarczyć, ale dla junty to za mało.Juntę musiałoby coś jednoczyć, cokolwiek, jakaś nadrzędna idea narzucona przezkogoś, albo wypływająca od nich samych, ale wyznawana wspólnie.śaden z nich nieczuł się na siłach narzucić czegoś pozostałym, a razem nie byli w stanie wytyczyćwspólnego celu.Mieli potę\ną władzę, ale byli słabymi ludzmi, bo nie istniało nic, wco by wierzyli.Mogli dowodzić z zaplecza, ale nie stać ich było na to, by prowadzićwalkę z pierwszej linii.Przynajmniej byli na tyle inteligentni, by sobie zdawać z tegosprawę.I dlatego Badrajn przyleciał do Bagdadu.Patrzył im w oczy i czytał ich myśli,jak w ksią\ce, choć zdawało im się, \e zachowują kamienne twarze.Gdyby był wśródnich człowiek odwa\ny, dawno narzuciłby im swoje przywództwo.Ale dzielnychdawno wyciął ktoś jeszcze dzielniejszy i bardziej bezwzględny, którego z kolei ścięłaniewidzialna ręka kogoś, kto miał więcej cierpliwości i był jeszcze bardziejbezwzględny na tyle, by teraz przedstawić im tę wspaniałomyślną ofertę.Badrajnwiedział z góry, jaka będzie odpowiedz, równie dobrze jak oni.Zamordowanyprezydent Iraku nie pozostawił po sobie następcy, bo tak nie postępują ludzie, którzynie wierzą w nic poza sobą.* * *Telefon zadzwonił o 6.05.Ryanowi nie przeszkadzało wstawanie przedsiódmą.Od lat budził się o tej porze, a teraz ju\ nie musiał doje\d\ać do pracy.Terazdrogę do pracy pokonywał windą i miał prawo oczekiwać, \e skoro tak, to czaszaoszczędzony na jezdzie będzie mógł przespać.Zresztą pamiętał jeszcze drzemki natylnym siedzeniu w drodze do Langley. Tak? Czy to pan, panie prezydencie? Jack zdziwił się, słysząc głos Arnie ego.Poczuł pokusę, by zapytać kogo to, do cholery, innego spodziewał się zastać o tejporze pod tym numerem. Co się dzieje? Kłopoty.* * *Były wiceprezydent Edward J.Kealty nie zmru\ył oka przez całą noc, alenawet wytrawny obserwator nigdy by się tego nie domyślił.Gładko ogolony,wyprostowany, z błyskiem w oku wkroczył wraz z \oną i doradcami do budynkuCNN, gdzie, w towarzystwie umówionego przez telefon producenta, skierowali się dowindy.Wymieniono tylko najniezbędniejsze pozdrowienia.Od trzech godzin trwała wymiana telefonów, przygotowujących tę chwilę.Najpierw do szefa sieci.Stary przyjaciel, doświadczony menad\er telewizyjny, po razpierwszy w dobiegającej ju\ schyłku karierze poczuł się tak, jakby piorun w niegostrzelił.No bo coś w człowieku telewizji oczekuje niespodziewanych katastrof, krakslotniczych, wykolejania się pociągów, strasznych zbrodni i innych przera\ającychwydarzeń dnia codziennego, z których relacjonowania \yje telewizja, ale o czymśtakim jeszcze nie słyszał.Dwie godziny pózniej zadzwonił do Arnie ego van Damma,te\ starego kumpla, bo z czasów reporterskiej młodości zapamiętał doskonale, \enaczelną zasadą \ycia skutecznego dziennikarstwa jest ścisłe przestrzeganie zasadyOWD: Osłaniaj Własną Dupę.Nie był to jedyny powód tego telefonu.Szef CNN byłtak\e człowiekiem, który kochał swój kraj, choć mo\e nie obnosił się z tympublicznie.Nie miał zielonego pojęcia, dokąd ta historia mo\e ich zaprowadzić.Zadzwonił te\ do doradcy prawnego sieci, byłego sędziego, który teraz konferowałprzez telefon z ekspertem konstytucjonalistą z Uniwersytetu Georgetown.Szef sieciponownie zadzwonił do Eda Kealty ego, tym razem do studia. Jesteś tego pewien, Ed? zapytał. Nie mam wyboru.Chciałbym mieć, ale nie mam. To będzie twój pogrzeb.Przyjdę popatrzeć. Głos w słuchawce umilkł.Nastrój na jej drugim końcu był o wiele pogodniejszy.Ludzie, co za materiał! I znowuCNN będzie pierwsza! Obowiązkiem dziennikarzy jest przekazywać wiadomości ityle.* * * Arnie, im kompletnie odbiło, czy to tylko sen?Siedzieli na górze, w prezydenckim prywatnym salonie.Jack był ubrany wjakieś domowe ciuchy, van Damm nie zdą\ył jeszcze zało\yć krawata, a w dodatkumiał skarpetki nie do pary.Co gorsza, van Damm wyglądał na kompletniezszokowanego, jak jeszcze nigdy dotąd. Chyba trzeba będzie poczekać i zobaczyć.Obaj odwrócili się, słysząc otwierane drzwi. Panie prezydencie powiedział mę\czyzna w wieku około pięćdziesiątki,odziany w nienaganny urzędowy garnitur.Był wysoki i zdradzał oznaki lekkiegozdenerwowania.Za nim postępowała Andrea.Ona ju\ tak\e wiedziała mniej więcejco się stało. To pan Patrick Martin przedstawił gościa Arnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]