[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawało się, że zostały ułożone wedługjakiegoś klucza. Lily przerzucała strony z niewielkim zainteresowaniem, aż natrafiłana serię portretów dwóch starszych nastolatków.Obaj byli przystojni wniedbały sposób przywodzący na myśl Jamesa Deana.Nosili skórzanekurtki i dżinsy.Z papierosami zwisającymi z ust opierali się omotocykl.Ich podobizny zapełniały kilka stron.Ich uroda, a takżeniesforne, rozwiane włosy i opalone twarze zrobiły na Lily wielkiewrażenie.Nagle coś ją uderzyło.Jednym z nich był młody Fran-kie.Mężczyzna ze sklepiku spożywczego w Minnesocie.Frankie, którynazwał jej matkę  Annabelle Doyle".I którego matka rzekomo niepamiętała, twierdząc, że być może  Frankie" to nawet nie jegoprawdziwe imię.Frankie, który miał w koszyku jedynie sześciopakpiwa i bochenek chleba, i który stwierdził, że Lily bardzoprzypomina matkę.Stanowczo był to ten sam mężczyzna.Jak to możliwe, że Annabellego sobie nie przypominała? Na następnej stronie pojawiła się takżeona: śmiała, wyzywająca młoda Annabelle, bosa, w szortach włożonychna kostium kąpielowy, siedząca na masce starego kabrioletu fordaobok Frankiego i drugiego przystojnego chłopaka.Obejmował jąramieniem; śmiali się swobodnie.Na tym album raptownie się urywał.Nie było zdjęć Stanleya,żadnych fotografii ślubnych ani portretów Lily jako niemowlęcia.Tylko puste strony, które nigdy nie zostały zapełnione.Lily poczuła wsobie pustkę.Usiadła na podłodze i raz jeszcze przejrzała album. Nie wszystkiego jednak można się dowiedzieć ze starych fotografii.Podpisane było tylko zdjęcie ślubne państwa Noble'ów Doyle.DziadkówLily; ludzi, których nigdy właściwie nie poznała.Przypominała sobiemgliście, że zmarli w odstępie niespełna tygodnia i że Annabellewyjechała z Teksasu na ich pogrzeb do Dakoty, a po powrocie mówiłabardzo niewiele.Nawet nie wydawała się smutna.Trochę zamyślona,ale nie smutna.Lily westchnęła ciężko.Udało jej się zajrzeć jedynie do światadzieciństwa Annabelle.Przypominało to zaglądanie przez maleńkieokno do wnętrza domku dla lalek.Nic więcej.Tata zawsze powtarzał,że mama miała ciężkie życie, lecz nie chciał zdradzić nic więcej, gdyLily dopominała się o szczegóły.Mówił, że to sprawy Annabelle i samapowie córce tyle, ile zechce.Lecz matka nigdy nie wspominała o latachswojej młodości, a Lily z czasem nauczyła się nie pytać.Stało się toniemal nieistotne.Zamknęła oczy i oparła się o pudło z przyborami do szycia.Nagleogarnęło ją nieznośne poczucie osamotnienia.Czy Annabelle chciała,by córka znalazła album ze zdjęciami? Czemu? Czy płakała, bo bolałją nadgarstek, czy też dlatego, że obejrzała fotografie z dawnychczasów? A może był to kolejny dowód jej nieobliczalnego ostatniozachowania?Słowo  alzheimer" znowu wwierciło się w myśli Lily.ChorobaAlzheimera.Od jak dawna? Od jak dawna Annabelle na nią cierpi?Była na to zbyt młoda.O wiele za młoda.To z pewnością jakaś pomyłka.Czy wczesna postać choroby jest dziedziczna?Następnego dnia rano Lily stała w kuchni, z dłonią na telefonie,zamierzając zadzwonić do lekarza matki.Ze swojego miejsca przydrzwiach widziała, że Annabelle mocno śpi w salonie.Caesar wdrapałsię na sofę obok niej i oboje leżeli spokojnie wśród kocowi poduszek.Lily obserwowała ich chwilę, a potem podniosła słuchawkę iwystukała numer Tess.Znowu ogarnęło ją rozpaczliwe pragnienie, byporozmawiać z kimś, kto znał jej matkę, zanim to wszystko sięzaczęło.Kogoś, kto potrafiłby zrozumieć, jak przygnębiające jestobserwować coraz gorszy stan Annabelle.Odebrał Teddy i wyjaśnił, że Tess jest w Szarym Zwicie nawczesnym śniadaniu z jakimś znajomym.Mówił wymijająco i zdawałsię czymś zaabsorbowany, lecz był uprzejmy jak zwykle.Lily wybrałanumer kafejki.- Szary Zwit.- Głos Willa Larsona brzmiał niemal zbyt radośnie.Miała ochotę się rozłączyć.- Mówi Lily.Co słychać?- Och, hej, co za niespodzianka.Wszystko dobrze, a co u ciebie?Jak sprawy w Teksasie?- Chyba okej.Chodzi o mamę.Przechodzi ciężki okres.Miała ochotę opowiedzieć mu o każdym smutnym drobiazgu, pozwolićsię pocieszyć.Wydawał się takim właśnie mężczyzną.Facetem, którywysłucha całej historii, a potem powie coś rozsądnego i podnoszącegona duchu, dzięki czemu ta sytuacja wyda się nie tak tragiczna. - Mogę rozmawiać z Tess? Jest u ciebie? To ważne.- Och, tak, jasne.Siedzi tu obok - odpowiedział.Słyszała, jakpowtarza jej słowa przyjaciółce.- Lily, wszystko okej? Co się stało? - Tess nie traciła czasu nauprzejmości.- Miałaś rację, Tess.Mama ma alzheimera - wyrzuciła gwałtownie,wzdragając się przed własnymi słowami; czekając, by przyjaciółkazapewniła ją, że to nieprawda.- Och, nie! Och, Lily.Jak to w ogóle możliwe.jest za młoda.- Podobno to wczesna postać.I podobno choruje już od dawna.- Tak mi przykro.Wiedziałam, że coś jest nie w porządku.Musiałaśją zabrać do lekarza? Co się stało? - dopytywała Tess.- Wczoraj wieczorem pojechałyśmy na pogotowie.Szukała nastrychu tego głupiego pudełka i złamała rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl