[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Van Nuys te\.- Na południu mieliśmy swoje kino - powiedziała Rider.- I co, te\ wybudowali multipleks?- Nie.Tylko parking.Tam nie stawia się multipleksów.- A Magie Johnson?Bosch wiedział, \e dawna gwiazda dru\yny Lakersówsporo zainwestował w dzielnicę, między innymi otwierająctam kina.- On jest tylko jeden.- Moim zdaniem jeden człowiek to dobry początek.Przyszła po nich kobieta z paskami starszegoposterunkowego na rękawach munduru.- Naczelnik czeka.9aczelnik Arturo Garcia stał za biurkiem, czekając, a\umundurowana asystentka wprowadzi Boscha i Rider.NGarcia swój mundur nosił godnie i z dumą.Miałwate włosy i szczeciniaste wąsy przyprószone siwizną.szpakowate włosy i szczeciniaste wąsy przyprószoneJegowygląd wzbudzał zaufanie, jakim cieszył się kiedyś całydepartament, który dziś bardzo starał się je odzyskać.- Zapraszam, detektywi - rzekł.- Siadajcie i opowiadajcieweteranowi z wydziału zabójstw, co słychać.- Dziękuję, \e tak szybko zgodził się pan z nami zobaczyć- powiedziała Rider.Bosch i Rider uzgodnili, \e to ona przejmie inicjatywę wrozmowie z Garcią, poniewa\ znała go z czasów, gdykomendant przydzielił jej współpracę z Doliną.Bosch nie byłpewien, czy uda mu się ukryć niechęć do Garcii za potknięciai błędy, jakie popełnił razem ze swoim partnerem w śledztwiew sprawie Verloren.- Kiedy dzwonią z rabunków i zabójstw, trzeba znalezćczas, prawda?Znów się uśmiechnął.- Właściwie pracujemy w wydziale spraw zamkniętych -uściśliła Rider.Twarz Garcii stę\ała i Boschowi zdawało się przezchwilę, \e w jego oczach zauwa\ył błysk bólu.Riderumówiła się na spotkanie z naczelnikiem przez asystenta wbiurze, nie zdradzając sprawy, nad jaką pracowali.- Becky Verloren - powiedział naczelnik.Rider skinęła głową.- Jak się pan domyślił?69- Jak się domyśliłem? Przecie\ to ja zadzwoniłem dofaceta z zespołu, do dowódcy, i powiedziałem mu, \e jestDNA z tamtej sprawy i powinni je sprawdzić.- Do detektywa Pratta?- Tak, Pratta.Kiedy tylko zespół zaczął działać,zadzwoniłem i powiedziałem: wezcie Becky Verloren, tysiącdziewięćset osiemdziesiąt osiem.Macie coś? Udało sięzidentyfikować próbkę, zgadza się?Rider przytaknęła.- Udało się ją bardzo dokładnie zidentyfikować.- Kto to jest? Czekałem na to siedemnaście lat.Ktoś zrestauracji, tak?Pytanie zastanowiło Boscha.W księdze morderstwaznalazły się streszczenia rozmów z pracownikami restauracjiRoberta Verlorena, ale nie było tam nic poza rutynowymzbieraniem informacji.Nic, co mogłoby wzbudzićpodejrzenie lub zasugerować bardziej szczegółowe badanie.śaden ślad w raportach z postępów z dochodzenia nieprowadził do restauracji.Podejrzenie, jakie od dawna \ywiłdetektyw prowadzący pierwsze śledztwo - \e mordercą byłktoś z personelu - zupełnie nie zgadzało się z tym, co czytaliprzez cały ranek.- Okazuje się, \e nie - powiedziała Rider.- DNA zgadzasię z profilem niejakiego Roberta Mackeya.W chwilipopełnienia morderstwa miał osiemnaście lat.Mieszkał wChatsworth.Nie sądzimy, \eby pracował w restauracji.Garcia zmarszczył brwi, jak gdyby wiadomość gozaskoczyła lub rozczarowała.- Czy to nazwisko coś panu mówi? - spytała Rider.- Nienatknęliśmy się na nie nigdzie w księdze.Garcia pokręcił głową.- Nie kojarzę, ale minęło tyle czasu.Kto to jest?- Jeszcze nie wiemy.Na razie go okrą\amy.Właściwiezaczynamy.- Na pewno zapamiętałbym nazwisko.To jego krew była wbroni?- Tak wykazały badania.Karany.Włamania, paserstwo,prochy.Naszym zdaniem nadawałby się do kradzie\y broni.- Oczywiście - przytaknął z zapałem Garcia, jak gdybyjego wiara mogła potwierdzić tę hipotezę.- Nie ma wątpliwości, \e da się udowodnić jego związekz bronią - ciągnęła Rider.- Ale szukamy związków zdziewczyną.Sądziliśmy, \e coś pan sobie przypomni.70- Rozmawialiście ju\ z rodzicami?- Jeszcze nie.Najpierw przyszliśmy do pana.- Biedna rodzina.To był dla nich naprawdę koniec.- Był pan w kontakcie z rodzicami?- Z początku tak.Dopóki prowadziłem sprawę.Ale kiedydostałem awans na porucznika i przeszedłem do pracypatrolowej, musiałem oddać sprawę.Potem kontakt się urwał.Rozmawiałem głównie z Muriel, z matką.Bo ojciec.coś sięz nim działo.Nigdy z tym sobie nie poradził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]