[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie patrz tak na mnie, Rie.Wiedziałaś, jaki jestem, kiedy mnie poznałaś.Zamknął oczy.Pod powiekami nadal widział niebieski neon.- Kiedy przestałeś?- Kiedy cię poznałem.Przysunął się bliżej, wyciągnął ramiona.Nie wiedzieć czemu, ona podeszła do biurka.- Więc teraz mamy dwie sprawy - podsumowała.- Mieszkanie i profil randkowy.Zróblistę ludzi, którzy mogli znać twoje hasło.Pomyśl, co jutro powiesz koalicjantom.- Wzięłakalendarz.- Poproszę Mortena, żeby przełożył twoje spotkania.Poradzę sobie z prasą.Idz dodomu, Troels.Nie rzucaj się w oczy.Ludzie nie powinni cię oglądać w tym stanie.- W jakim stanie?- Kiedy jesteś żałosny i użalasz się nad sobą.Kiwnął głową z pokorą.Opuścił ramiona.Wsadził dłonie do kieszeni.- To wszystko, co masz do powiedzenia?- Nie.Czy to wszystko, co ty masz mi do powiedzenia? Czy jeszcze coś się pojawi?Jeszcze coś, o czym nie wiem?- Nie - obiecał.- Mam nadzieję.Lund dotarła wreszcie do mieszkania swojej matki.Już od drzwi usłyszała Carstena,ojca Marka, jak mówi o hokeju.Zdjęła płaszcz, weszła do sypialni, wzięła czysty sweter, nie czarno-biały, lecz biało-czarny, i włożyła go.Weszła do salonu.Carsten.Wysportowany, czarujący mężczyzna.Przeintelektualizowany, nadmiernie ambitny,zbyt niechętny codzienności, by pozostać w policji.Opowiadał Markowi o przepisachhokejowych, wywijając nowym kijem, który mu kupił.Mark patrzył.Zaabsorbowany.Pochłonięty.Podobnie jak Vibeke.Carsten miał wciążten dar.- Czyli teraz łatwiej zdobyć punkt? - upewnił się Mark.- Właśnie.Dasz radę.Będziemy czasami chodzili poćwiczyć.Lund stała w cieniu i przysłuchiwała się tej rozmowie.Zazdrościła.Bała się.Carsten się odwrócił.Włosy miał jaśniejsze, niż zapamiętała.I dłuższe.Nosił nowemodne okulary w plastikowych oprawkach i świetny brązowy garnitur.Nikt by się nieośmielił chodzić tak po komendzie.- Cześć! - powiedziała żywo, wychodząc z cienia i uśmiechając się do niego.- Sarah! - zawołał, zbyt głośno.Bez uścisków.Mark też się uśmiechał.Przez krótką chwilę czuła między nimi kruche poczucie więzirodzinnej.Podeszła do syna, pogłaskała go po głowie, nie zauważyła, kiedy się skrzywił iwywinął.- Jak tam, Carsten? Kiedy przyjechałeś?Trzymał kij do hokeja, lekko, jak zawodowiec.Dla Marka.- Dzisiaj po południu.To wyszło tak nagle.- Wynajęli dom w Klampenborg - wtrąciła Vibeke.- Chcesz kolację?Lund kiwnęła głową.Vibeke ochoczo ruszyła do garnków.- W zeszłym tygodniu przyszła propozycja pracy - ciągnął Carsten.- Szansa na powrótdo domu.Nie sposób było odrzucić ofertę.Bruksela i dwie małe dziewczynki.w kółkotylko praca.Mark wstał, wziął od ojca kij i przećwiczył kilka ruchów.- I stęskniłem się za tym gościem - dodał Carsten, kładąc synowi dłoń na ramieniu.Stali ramię w ramię, jakby pozowali do fotografii.I znowu Lund zmusiła się do uśmiechu.- A jak tam twoja Szwecja? - spytał. - Na razie się opóznia - odparła szybko.- Słyszałem, że Bengt miał wypadek.Lund obejrzała się na matkę.- Nic strasznego.- Złamał rękę! - krzyknęła Vibeke.Podała Lund talerz z gulaszem.- Odwołano parapetówkę - ciągnęła matka.- I moją podróż do Logumkloster.- Pracuję nad sprawą - tłumaczyła Lund.- To nie tak jak w Brukseli, od dziewiątej dosiedemnastej.Carsten obejmował Marka.Teraz ten gest wyglądał na zaborczy, nie opiekuńczy czyserdeczny.- Tak się zdarza - powiedział.- Ale pewnie nie ma pośpiechu.- Ha! - znowu Vibeke.- Skądże znowu.Bengt odesłał ich rzeczy.Leżą w mojejpiwnicy.Nietknięte.Mark znowu się rozjaśnił.- To znaczy, że się nie przeprowadzamy?Carsten zdjął z niego ramię.- Muszę już iść do domu, obowiązki wzywają.Dziękuję za drinka.Uściskał Vibeke, ucałował ją.W nagrodę dostał najcieplejszy z uśmiechów.- Zawsze jesteś tu mile widziany, Carsten - zastrzegła.- Przychodz, kiedy chcesz.Uściskał Marka.Postukał knykciami w kij hokejowy.- Odprowadzę cię - zaproponowała Lund.Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze.Wcisnęła guzik windy.- Nie chcę się wtrącać.Ale mam nadzieję, że nie macie z Bengtem problemów.- Damy radę.- Karen pyta, czy chciałabyś zjeść z nami jutro obiad.Byłoby miło.Dziewczynkipoznają się z Markiem.- Nie mogę.Uśmiech zniknął.Nigdy nie lubił, gdy mu się odmawiało.- A Mark może przyjść?Winda jechała powoli.Wcisnęła ponownie guzik.- Mam się zgodzić, a ty odwołasz spotkanie? Tak jak zwykle?Skrzyżował ramiona.Drogi prochowiec.Drogie okulary.Miękko opadająceakademickie blond włosy.Carsten zmienił image, żeby zostać mężczyzną, jakim nie był. - Schudłaś - zauważył.- Poza tym nic się nie zmieniło.- Nic mi nie jest.Zadzwonił jej telefon.Na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko  Meyer.- Zostawiłem Vibeke mój numer telefonu i adres.- Zwietnie.Wracała do mieszkania, słuchając.Carsten zrezygnował z windy i ruszył na schody.- Rozmawiałem z centrum konferencyjnym - meldował Meyer.- I?- Do sobotniego popołudnia nikt Hartmanna nie widział.Miał grypę.To RieSkovgaard prowadziła spotkania ze sponsorami.Usłyszała trzask drzwi na parterze.Carsten wychodził.- Pogadamy o tym rano, Meyer.Dobranoc.CZWARTEK13 LISTOPADATuż po ósmej Lund i Meyer oglądali w biurze poranne wiadomości.Rie Skovgaardmówiła do lasu mikrofonów. Zastępca burmistrza do spraw edukacji rozmawiał wczoraj wieczorem z policją -powiedziała.- W pełni współpracował i zdołał policji dostarczyć informacji, których niezebrali wcześniej.Nie mogę się wdawać w szczegóły, ale pozwolę sobie podkreślić, że TroelsHartmann nie ma - powtarzam: nie ma - nic wspólnego z morderstwem Nanny Birk Larsen.Pomoże..- Pieprzy, byle pieprzyć - prychnął Meyer.- Machnął zapisaną na maszynie kartką.-Sprawdziłem go.Czterdzieści dwa lata.Urodzony w Kopenhadze.Syn polityka, RegneraHartmanna.Ojciec był zagorzałym wrogiem Poula Bremera.Zawsze przegrywał.Załamał się.Niedawno umarł.Skovgaard odpowiadała na pytania. To godne ubolewania, jeśli przeciwnicy polityczni posuwają się do niegodnychspekulacji - mówiła.Lund kubkiem z kawą wskazała ekran.- Więc teraz syn przejmuje po ojcu pałeczkę?- Nie takie teraz - sprostował Meyer.- Jako dziewiętnastolatek wstąpił domłodzieżówki liberałów.W wieku dwudziestu czterech lat trafił do rady miejskiej.Pracowałw różnych komisjach.Cztery lata temu stanął na czele partii w regionie.W rezultacie dostałWydział Edukacji. Lund znowu zrobiła kanapki z chleba, masła i szynki.Jedną dla Meyera.Zatopił wniej zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl