[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.pan przecież dzwonił, szarpał, więc jeśli nie otwierają, to znaczy, że albopomdlały, albo. Co? Wie pan co: chodzmy po stróża, niech on je sam obudzi. Słusznie! I obydwaj ruszyli na dół. Chwileczkę! Niech pan tu zostanie, a ja pobiegnę po stróża. A po co mam zostawać? A czy to można wiedzieć? Może i racja. Ja przecież szykuję się na sędziego śledczego! Tu najwidoczniej, naj-wi-docz-niej cośjest nie w porządku! obstawał przy swoim młodzieniec i pobiegł prędko na dół.Koch pozostał, raz jeszcze pociągnął, ale już spokojnie, za rączkę dzwonka, który brzęknął;powoli, jakby coś kombinując, zaczai poruszać klamką w jedną i w drugą stronę, żeby sięraz jeszcze przekonać, że jest zamknięte tylko na rygiel.Potem, sapiąc, nachylił się i zajrzałprzez dziurkę od klucza, ale tam tkwił od wewnątrz klucz, nie mógł więc nic zobaczyć.Raskolnikow ściskał w ręku siekierę.Był jak w malignie.Już się szykował do stoczenia znimi walki, gdyby weszli.Kiedy pukali i zastanawiali się nad sytuacją, przychodziła mukilka razy do głowy myśl, żeby wszystko od razu skończyć i krzyknąć do nich zza drzwi.Chwilami brała go ochota nawymyślać im i droczyć się z nimi, dopóki nie otworzą. Byletylko prędzej!" przemknęło mu przez myśl. Gdzież on jest, do diabła.Czas mijał, minuta, dwie, ale nikt nie przychodził.Koch zaczął się niecierpliwić. Do diabła!. warknął i porzucając swój posterunek, ruszył na dół, śpiesząc się itupiąc butami po schodach.Kroki ucichły. Boże, co robić?"118Kaskolmkow odemknął drzwi, uchylił je, nic nie było słychać, i nagle, zupełnie niezastanawiając się, zamknął je dokładnie za sobą i zaczął szybko schodzić na dół.Zszedł już z trzech kondygnacji, gdy nagle zaczai się straszny harmider na dole. Co robić?Ukryć się nie ma gdzie".Pobiegł z powrotem, znów do mieszkania. Hej, psiakrew! Trzymać go!Ktoś z wrzaskiem wyskoczył na dole z jakiegoś mieszkania i nie pobiegł, a po prostusfrunął na dół po schodach, drąc się na całe gardło: Mitia! Mitia! Mitia! Mitia! Mitia! Draniu jeden!Wrzeszczał jeszcze na dworze.Wreszcie wszystko ucichło.Ale w tej samej chwili kilkaosób, głośno rozmawiając, zaczęło z hałasem wchodzić na schody.Było ich trzech alboczterech.Dobiegł go dzwięczny głos owego młodzieńca. To oni!"Zrozpaczony do ostateczności, ruszył im naprzeciw: niech się dzieje, co chce! Zatrzymają wszystko przepadło, miną też przepadło: zapamiętają.Już się zbliżali ku sobie,dzieliło ich tylko jedno piętro i nagle ratunek! Kilka stopni niżej, na prawo, zauważyłotwarte na oścież mieszkanie na pierwszym piętrze, to samo mieszkanie, w którympracowali malarze, a teraz jakby naumyślnie puste.To pewnie oni wyskoczyli z takimwrzaskiem.Podłogi były świeżo pomalowane, na środku pokoju stała bańka i miska z farbąi pędzlem.W oka mgnieniu wśliznął się do mieszkania i przyczaił za drzwiami, jeszczezdążył: wchodzący na górę akurat podchodzili do tych drzwi.Potem skręcili na górę iposzli dalej, na trzecie piętro, rozprawiając głośno.Przeczekał, wyszedł na palcach i zbiegłna dół.Na schodach nie było nikogo! W bramie również.Szybkim krokiem minął bramę i skręciłna ulicy w lewo.Wiedział bardzo dobrze, świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że w tej chwili oni są już wmieszkaniu, że się bardzo zdziwili, zobaczywszy, że drzwi są otwarte, podczas gdy przedchwilą były zamknięte, że już oglądają zwłoki i że nie dalej jak za119min u L^ uumysią się, it raczej nauiuią mezimego że przed chwilą był tu morderca i zdążyłsię gdzieś ukryć, prześliznąć się obok nich, uciec; domyśla się prawdopodobnie i tego, żeschował się w pustym mieszkaniu, gdy oni szli na górę.A jednak nie miał odwagi zabardzo przyśpieszyć kroku, jakkolwiek do pierwszej przecznicy pozostawało około stukroków. Czy nie skoczyć do jakiejś bramy i przeczekać gdzieś na schodach? Nie, jeszczegorzej! A może wyrzucić siekierę? Może wziąć dorożkę? Rozpacz! Rozpacz!"Nareszcie doszedł do rogu ulicy; skręcił w boczną uliczkę na pół żywy; tu już był prawiebezpieczny i rozumiał to: zawsze mniej podejrzeń będzie, przy tym było tu bardzo dużoludzi, tak że stanowił w tym tłumie kroplę w morzu.Wszystkie te przejścia tak gopiekielnie zmęczyły, że ledwie powłóczył nogami.Pot ciurkiem spływał mu po twarzy; całąszyję miał mokrą. Patrzcie go, ale się strąbił!" krzyknął mu jakiś przechodzień, gdydoszedł już do kanału.Zaczynało mu się mącić w głowie; im dalej, tym gorzej.Zapamiętał sobie jednak, jakdochodząc do kanału, zląkł się, że jest tu mało ludzi i że tu rzuca się w oczy, wobec czegochciał zawrócić z powrotem do bocznej uliczki.Nie bacząc na to, że ledwie się trzymał nanogach, nadłożył jednakże sporo drogi i wrócił do domu od strony przeciwnej.Na pół przytomny wszedł do bramy swojego domu i był już na schodach, kiedyprzypomniał sobie o siekierze.A było to jedno z najważniejszych zadań: położyć ją zpowrotem na miejsce tak, żeby nikt nie zauważył.Nie był już, oczywiście, w stanieuprzytomnić sobie, że może lepiej byłoby wcale nie kłaść siekiery na miejsce, a podrzucićją, choćby pózniej, gdzieś na cudze podwórze.Ale i to przeszło pomyślnie: drzwi stróżówki były przymknięte, ale nie zamknięte na klucz,a więc prawdopodobnie stróż jest w domu.Raskolnikow już do tego stopnia byłrozkojarzony, że podszedł wprost do stróżówki i otworzył ją.Gdyby go stróż zapytał: Czego pan chce?", najprawdopodob-120WODCCpołożyć siekierę na miejsce pod ławką; nawet zakrył ją drwami, jak było przedtem.Nikogo,żywej duszy nie spotkał aż do swojego pokoju; drzwi mieszkania gospodyni byłyzamknięte.Wszedłszy do pokoju, rzucił się na kanapę tak, jak stał.Nie spał, leżał w staniejakiegoś zamroczenia; gdyby ktoś wszedł w tej chwili do pokoju, na pewno by się zerwał ikrzyknął.Do głowy cisnęły mu się jakieś strzępy i urywki myśli, ale mimo wysiłku niemógł uchwycić i zatrzymać żadnej.Część drugaiW takim stanie leżał bardzo długo.Chwilami jak gdyby się budził i widział, że dawno jestjuż noc, ale ani mu przez myśl nie przeszło, żeby wstać.Wreszcie zauważył, że jest widnojak w dzień.Leżał na kanapie na wznak, wciąż zdrętwiały po tym stanie zamroczenia.Zulicy dochodziły przerazliwe, okropne krzyki i jęki, które zresztą słyszał pod swoim oknemco noc o trzeciej nad ranem.Te właśnie jęki go obudziły. Aha! już wychodzą z szynkówpijacy pomyślał sobie to znaczy, że już jest trzecia"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]