[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam już niemal przy Amyrah, kiedy nagle skręciław bok i znikła mi z oczu.Zatrzymałam się, zaskoczona.Wyciągałam szyję, żeby zobaczyć coś ponadramieniem mężczyzny, który nagle zastąpił mi drogę, ale Amyrah nigdzie nie było.Poczułamgęsią skórkę na ciele.Odepchnęłam nieznajomego, nie zwracając uwagi na jego oburzonykrzyk, i szybko pobiegłam tam, gdzie ostatni raz widziałam arabską dziewczynę, do drzwikuchni.Rozejrzałam się, ale nie zobaczyłam nikogo w białym szalu na głowie, tylko morzepowiewających włosów zachodnich kobiet.W kuchni rozległ się jakiś rumor, szybko odwróciłam głowę w tamtą stronę.Przezchwilę wahałam się, zagryzając wargi.Zdawałam sobie sprawę, że jeśli się mylę, mogę wpaśćw poważne kłopoty, ale w końcu pchnęłam drzwi i wpadłam do kuchni.Panował tu strasznyhałas, brzęk sztućców i trzaskający ogień.Mogłabym przysiąc, że po lewej stroniedosłyszałam też kobiecy krzyk.Pracownicy kuchni byli wyraznie podekscytowani, kilkumężczyzn wymachiwało rękami i wrzeszczało coś po arabsku, ale zignorowałam ichi ruszyłam w stronę krzyku.Byli wyraznie wzburzeni moim wtargnięciem, ale oddaliłam sięszybko, idąc za - miałam nadzieję - właściwym tropem.Znowu usłyszałam ten gniewny kobiecy krzyk i wychodząc zza rogu, zobaczyłammężczyznę, niosącego w ramionach jakąś postać w powiewnych szatach.Postać próbowałamu się wyrwać.Teraz rozpoznałam biały szal, który częściowo zsunął jej się z ciemnychwłosów.Wzięłam z mijanej tacy pustą butelkę szampana i chwyciłam ją jak broń.Amyrahszarpała się w ramionach mężczyzny.Wiem, że w tym momencie mnie zauważyła, bo jejoczy rozszerzyły się nagle.W tym samym momencie przestałam się wahać, zrobiłam jeszczekilka kroków w ich stronę i uderzyłam mężczyznę butelką w głowę.Zachwiał się i upuścił Amyrah na podłogę.Kiedy odwrócił się do mnie, ja jużzamierzałam się butelką drugi raz.Tym razem trafiłam w skroń - runął na podłogę jakmartwy.Wypuściłam butelkę z osłabłych palców i w przerażeniu patrzyłam na postaću moich stóp.Mężczyzna miał na sobie strój w hotelowych barwach, z rany po prawej stroniejego czoła spływała krew.Amyrah próbowała wstać.Przekroczyłam mężczyznę i pomogłam jej podnieść się nanogi.Patrzyła na swojego napastnika i mówiła coś szybko po arabsku, wyraznienieprzytomna ze strachu.Wypowiedziałam jej imię, potem powtórzyłam je jeszcze raz, ażw końcu podniosła na mnie oczy.- Musimy stąd iść.Zrozumienie znaczenia moich słów zabrało jej chwilę, ale w końcu skinęła głową.Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam ją za sobą, już zagubiona w labiryncie korytarzy.Towyglądało bardziej na wejście dla służby niż cokolwiek, co mieliby oglądać hotelowi goście.Zciany były pomalowane praktyczną kremową farbą, nie było tu śladu dekadencji panującejw pozostałej części budynku.Skręciłam kilka razy, aż wreszcie zatrzymałam się i odwróciłamdo Amyrah.- Powinnyśmy wyjść w jakieś publiczne miejsce.Wiesz, jak się stąd wydostać?Fakt, że miała teraz jakieś zadanie do wykonania, wytrąciło dziewczynę z odrętwienia.- Tam jest centrum handlowe - powiedziała, skręcając w kolejny korytarz.Szłam tużzza nią, żałując, że jednak nie zabrałam ze sobą butli.Korytarze w tej części hotelu byłyniemal puste, ale wiedziałam, kiedy zbliżyłyśmy się do sklepów, bo usłyszałam narastającyszum głosów.Amyrah pchnęła drzwi, za którymi ciągnął się kolejny korytarz, jednak inny od tego,który został za nami.Tu były mozaiki na ścianach i kafle na podłodze, byłyśmy więc jużw części odwiedzanej przez gości.Rzeczywiście, wyszłyśmy wprost na główną alejkęhandlową.Odetchnęłam z ulgą, kiedy tylko znalazłyśmy się w miejscu publicznym.Większość mijających na ludzi nie zwracała na nas uwagi, ale wiedziałam przynajmniej, że sątu na wypadek, gdybyśmy potrzebowały pomocy.Szturchnęłam Amyrah łokciem.- Którędy do holu? - Byłam w stanie myśleć tylko o tym, jak znalezć Lucasa alboJeremiaha.Oni będą wiedzieli, co robić.- Tędy.Szłyśmy szybkim krokiem, starając się nie sprawiać wrażenia, że uciekamy przedczymś albo przed kimś.Rozejrzałam się dookoła, szukając wzrokiem czegoś lub kogośniezwykłego.Ale prawie nikt nie zwracał na nas uwagi.Centrum handlowe było pełne ludzipochodzących z najróżniejszych kultur i krajów, którzy w ogóle się nami nie interesowali.Byłyśmy już prawie w holu i, miałam nadzieję, bezpieczne, kiedy zauważyłam, że jakiśmężczyzna pod przeciwległą ścianą wbija w nas wzrok.Och!- Amyrah.- mruknęłam, kiedy ciemna postać ruszyła w naszą stronę.- Chybabędziemy musiały uciekać.Amyrah, niższa ode mnie, nie potrzebowała większej zachęty.Momentalnie zerwałasię do biegu, ja popędziłam za nią.Istotnie, mężczyzna, na którego zwróciłam uwagę, rzuciłsię za nami, podnosząc rękę do ust.O Boże, pomyślałam, więc jest ich więcej?Przed nami, przy wejściu do holu, pojawiły się dwie kolejne ciemne postaci.Zatrzymałyśmy się jak wryte, szukając wzrokiem jakiegoś miejsca, w którym mogłybyśmysię ukryć.Ale nie dostrzegłyśmy żadnych drzwi, gładkie pokryte mozaiką i boazerią ścianybyły zupełnie puste.Amyrah przylgnęła do mnie, podczas gdy trzej mężczyzni błyskawiczniesię do nas zbliżali.W głębi holu dostrzegłam nagle znajomą sylwetkę na tle oszklonych drzwi.- Pomocy! - krzyknęłam i omal nie upadłam z ulgi, kiedy postać odwróciła się w nasząstronę.Mój krzyk sprawił, że trzej ścigający nas mężczyzni zatrzymali się i spojrzeli w stronę,z której oczekiwałam odsieczy.To wystarczyło, by Jeremiah do nas dotarł.Mężczyzna, który ścigał nas do holu, zawrócił w stronę centrum handlowego, ale dwajpozostali nie mieli tyle szczęścia.Jeremiah chwycił obu, jednego cisnął na ścianę, a zajął siędrugim.Zasłoniłam usta dłonią na widok noża, który pojawił się nagle w ręce napastnika, alebyły rangers rozbroił go szybko i kopnął w kolano.Mężczyzna, wyjąc, upadł na ziemię,a Jeremiah odwrócił się do jego towarzysza, który sprawiał takie wrażenie, jakby chciał jaknajszybciej także oddalić się w stronę centrum.Jeremiah obrócił go wokół jednego zestolików, a ja w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że wokół nas zaczyna się zbieraćtłumek ludzi.Od strony holu szło w naszą stronę kilku potężnych mężczyzn w garniturach.Mężczyzna na ziemi podniósł się z trudem, ale Jeremiah odwrócił się i znowu podciął munogi.Ranny napastnik upadł, ale ta chwilowa nieuwaga naszego obrońcy była wszystkim,czego potrzebował jego kompan, który odepchnął się od drzwi, przemknął obok Jeremiahai rzucił do ucieczki.Ochroniarze dotarli już do nas i Jermiah podniósł ręce do góry, żebypokazać, iż nie stanowi zagrożenia.Mężczyzna u naszych stóp próbował odpełznąć, aleJeremiah położył stopę między jego łopatkami, przygniatając go do ziemi.Przez tłum ludzi wokół nas przepchnął się Rashid i zaczął wykrzykiwać rozkazy poarabsku do mężczyzn, którzy już mieli pochwycić Jeremiaha.Odstąpili wtedy od niegoi podnieśli mężczyznę leżącego na podłodze.Jeremiah odsunął się, żeby zrobić dla nichmiejsce.Odetchnęłam z ulgą, widząc, jak go odprowadzają, ale rzuciłam też okiem w stronęcentrum handlowego.Dwóch innych uciekło i nie byłam z tego zadowolona.Amyrah rzuciła się do brata, który objął ją ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]