[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Suknia przylegała ciasno dobioder, ale była luzna we wszystkich innych miejscach, chytrze ukry-wając nadmierną chudość.Lidia nigdy wcześniej jej nie widziała.Po-myślała, że matka wygląda wspaniale.Promienna.Olśniewająca.Ale dlaczego akurat teraz? Dlaczego musiała wybrać akurat tę chwi-lę, żeby się zmienić w rajskiego ptaka? Dlaczego? Dlaczego? Parkerzakaszlał z zakłopotaniem.- Kim jest twój gość, Lidio? Nie zamierzasz nas sobie przedstawić?- To jest pan Parker, mamo.Chce z tobą porozmawiać.Uśmiech Wa-lentyny owładnął przybyszem i wciągnął go na jejRLT orbitę.Wyciągnęła rękę, a ten ruch był elegancki i zapraszający.Mężczyzna ujął ją w swoją dłoń.- Cieszę się, że mogę pana poznać, panie Parker.- Uśmiechnęła się,tylko dla niego.- Proszę, niech pan wybaczy, że mamy takie ponuremieszkanie.Po raz pierwszy Lidia popatrzyła na pokój.On też się zmienił.Oknaotwarte szeroko, wszystko wyszorowane, wszystkie poduszki na miej-scu.Poddasze mieniło się złotem, brązami i bursztynem, nikt by nieuwierzył, że niedawno leżało tu na podłodze nieruchome ciało, a podstołem walały się buty.W powietrzu unosił się zapach lawendy i nig-dzie nie było widać popielniczki.Nie tak to sobie Lidia zaplanowała.- Pani Iwanowa, miło mi panią poznać, choć obawiam się, że nieprzynoszę dobrych wieści.Walentyna uniosła ręce w obronnym geście.- Straszy mnie pan, panie Parker.- Przykro mi, że muszę panią zmartwić, ale pani córka ma kłopoty.-Pomimo surowych słów spojrzenie, jakie rzucił na Lidię, było niezwy-kle łagodne.Poczuła się pewniej.Może jednak przejdzie do porządkunad epizodem z portfelem?- Lidia? - Walentyna pokręciła pobłażliwie głową, wprawiając w ta-niec swe ciemne włosy.- Co zmalowała tym razem? Chyba nie pływałaznów w rzece?- Nie.Ukradła mi portfel.Zapadła długa cisza.Lidia czekała na wybuch, ale ten nie nastąpił.- Przepraszam za zachowanie córki.Porozmawiam z nią, obiecuję.-Walentyna mówiła niskim, pełnym napięcia głosem.- Powiedziała mi, że jest pani chora.Ze potrzebuje pieniędzy na le-karstwa.- Czy wyglądam na chorą?- Zupełnie nie.- Zatem kłamała.- Rozważam oddanie jej w ręce policji.RLT - Bardzo proszę, nie.Proszę jej wybaczyć ten jeden błąd.To się wię-cej nie powtórzy.- Odwróciła się i spojrzała na córkę.- Prawda, do-czeńka?- Oczywiście, mamo.- Przeproś pana Parkera, Lidio.- Niech się pani nie martwi, już to zrobiła.A co ważniejsze, po-prosiła też o wybaczenie Boga.Walentyna uniosła jedną brew.- Naprawdę? Bardzo się cieszę.Wiem, jak uważa na stan swojejmłodej duszy.Policzki Lidii spłonęły rumieńcem.Popatrzyła ze złością na matkę.- Proszę pana, przepraszam, że panu skłamałam, i przepraszam za tękradzież - powiedziała spokojnie.- yle postąpiłam, ale kiedy wy-chodziłam z domu, moja matka.- Lidio, kochanie, może przygotujesz panu Parkerowi filiżankę her-baty?-.mojej matki nie było, a ja byłam bardzo głodna.Nie myślałamjasno.A skłamałam, ponieważ się bałam.Przepraszam.- Dobrze powiedziane.Przyjmuję przeprosiny, panno Iwanowa.Za-pomnijmy o tej sprawie.- Panie Parker, jest pan najbardziej uprzejmym człowiekiem podsłońcem.Prawda, Lidio?Lidia spróbowała się nie roześmiać i wycofała się w kąt poddasza,aby przygotować herbatę.Widziała to już wcześniej, to, jak mężczyznizostawiają rozum na progu pokoju, jeśli przebywa w nim jej matka.Wystarczyło jedno drżenie powiek ukrywających ciemne lśniące oczy.Czy mężczyzni są aż takimi idiotami? Może jednak nie?- Niech pan usiądzie, panie Parker - zapraszała Walentyna, gładkozmieniając temat.- I niech mi pan powie, co pana sprowadziło do tegoniezwykłego kraju.Usiadł na kanapie, a ona obok niego.Nie za blisko, ale wystarczającoblisko.RLT - Jestem dziennikarzem, a dziennikarzy zawsze przyciąga nie-zwykłość - odparł.Spojrzał na Walentynę i roześmiał się ze skrępo-waniem.Lidia obserwowała go ze swego kąta, widziała, jak jego ciało pochy-la się, przyciągane przez Walentynę.Nawet okulary zdawały się ku niejzbliżać.Może i był głupcem, ale ładnie się uśmiechał.Słuchała nie-uważnie ich rozmowy.Myśli jej się plątały.Co właściwie tu zaszło?Dlaczego matka była tak wytwornie ubrana? Skąd miała tę suknię?Antoine? To możliwe.Ale nie wyjaśniało stanu pokoju ani lawendy wpowietrzu.Postawiła przed Parkerem ich jedyną ocalałą filiżankę i uśmiechnęłasię nieśmiało.- Przepraszam, nie mamy mleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl