[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był długi dzień dla Toma.Emma-Jean nadal pozostawała w stanie zobojętnienia.Choć go to martwiło, musiał przyznać, że to spora ulga.Przynajmniej mógł być pewien, żeEmma nie ruszy się z werandy przez cały ten czas, kiedy on pierze ich ubrania w cieniudrzewa, ani potem, gdy rozwiesza je na sznurze, aby wyschły.Do południa wysprzątał dom, zabił i oprawił kurczaka, a potem ugotował go zkluskami.Emma-Jean zjadła, kiedy postawił przed nią talerz.Przez cały dzień słyszałwybuchy fajerwerków w mieście i żałował, że nie może tam być z Jayem i Henry Ann.Spoglądał na ten strzęp kobiety, która siedziała na werandzie i nuciła coś cicho samado siebie.Gdzieś zniknęła uraza, jaką żywił do niej w ciągu ostatnich tygodni, miesięcy i lat.Dziś czuł do niej wyłącznie litość.Póznym popołudniem, mając nadzieję, że może zdoła wyrwać ją z marazmu,zaproponował spacer nad potok.Wziął ją za rękę i przeszli razem przez pole do jejulubionego miejsca na brzegu.Przedmioty, które tam zabrała, grzebień, lusterko, szklanekorale, podwiązka i mały niebieski flakonik perfum Wieczór w Paryżu", nadal tam były.Skarby te leżały zawinięte w brudną kołdrę.Usiadła na kocu i próbowała przyciągnąć Toma do siebie.Kiedy wyczuła, że ten sięopiera, wzięła grzebień i uczesała włosy.Tom bacznie się jej przyglądał.Dziwiło go, że z jejzachowania właściwie zniknęły oznaki szaleństwa.Nuciła coś pod nosem i patrzyła przezniego, jakby go tam w ogóle nie było.Kiedy przykucnął obok niej, zauważył wielkie ślady stóp odciśnięte w sypkim piasku.Wokół walało się około tuzina skrętów.Tomowi przyszło do głowy, że być może zostawił jeten sam człowiek, który był z nią w budzie Austina.Nagle zdał sobie sprawę, że nie powinien był tu przychodzić.Przecież w każdej chwilimógł przyjechać Conroy, żeby sprawdzić co z jego córką.- Wracajmy do domu, Emma-Jean.Wstała i posłusznie ruszyła za nim do domu.Conroy nie przyjechał.Nikt nie przyjechał.Parę samochodów przemknęło drogą, ależaden się nie zatrzymał.Tom zjadł na kolację kurczaka z kluskami i nałożył porcję dlaEmmy-Jean.Usiedli na werandzie.Kiedy zrobiło się ciemno, Tom zabrał ją do kuchni, gdzie umyłjej twarz i ręce.Zaprowadził ją do sypialni i wyciągnął spod łóżka nocnik.Kiedy już z niegoskorzystała, zdjął z niej jej ubrudzone ziemią majtki i podał czystą bieliznę.Czy tak miało wyglądać jego życie? Czy już zawsze ma doglądać tej biednej, chorejna umyśle kobiety? Czy już zawsze ma tęsknić do chwili, kiedy wreszcie będzie mógłukradkiem przebiec pole, by spotkać się z ukochaną? Wystarczyło, że opuścił powieki, odrazu widział Henry Ann, jej ciepłe piwne oczy, jej uśmiech, prawie czuł, jak jej palcedotykają jego twarzy.Spojrzał na szczupłą postać na łóżku.Dzisiaj nie okazała ani odrobiny tego gniewu,który w niej kipiał w ciągu ostatniego roku.Z jednej strony zgadzała się na wszystko, cozaproponował, z drugiej nie odzywała się prawie wcale i nie robiła nic z własnej woli.Ranoleżała w łóżku tak długo, dopóki nie wziął jej za rękę i nie postawił na nogach.Czy nic by sięjej nie stało, gdyby zostawił ją na godzinę? Czy nie wstałaby z łóżka, żeby zaraz powędrowaćnie wiadomo dokąd?Pokusa, by ją zostawić i pospieszyć na farmę Henrych, była ogromna.Tom wyszedłna werandę, oparł się o poręcz i spojrzał w gwiazdy.Nie wiedział, co ma robić.Nie był wstanie podjąć żadnej decyzji.Po przywiezieniu Henry Ann i Jaya do domu Johnny nie chciał już wracać do miasta,mimo że Henry Ann go namawiała.- Wracaj tam, Johnny, i baw się dobrze.Nie codziennie odbywają się takiejarmarki.- To nie dla mnie, siostrzyczko.Poza tym nie zostawię cię samej, kiedy wpobliżu może krążyć Pete.- Nie pomyślałam o tym, ale po co właściwie miałby tu przychodzić? Niemiałam nic wspólnego z pojawieniem się szeryfa na maratonie.- On o tym nie może wiedzieć.- Powinien był lepiej pomyśleć, zanim z nią wystartował.Przecież sama mumówiłam, że ona ma dopiero piętnaście lat.- Musiała go jakoś przekonać.Coś mi się zdaje, że tak naprawdę chodzi o to, żePete w tobie się zakochał.- Co? - Henry Ann nie byłaby bardziej zdumiona, gdyby na czole Johnny'egowyrósł nagle róg.- Co? - powtórzyła jeszcze raz.- Dawno nic mnie tak nie ubawiło, Johnny.Całymi latami Pete nie przepuszczał najmniejszej okazji, żeby mnie wkurzyć.Ciebie chciałsprowadzić na złą drogę, a jak to mu się nie udało, zabrał się za Isabel.- Moim zdaniem robi wszystko, żebyś go zauważyła.Woli, żebyś była na niegowściekła, niż żebyś nie zwracała na niego uwagi.- O tak, to mu się udało.Zauważyłam go aż za bardzo.Do głowy by mi nieprzyszło, że z ciebie taki mądrala, Johnny.Wyszczerzył zęby.- Nie trzeba być wielkim mądralą, żeby do tego dojść.Ta paczka znad BłotnistegoPotoku nie dorasta mu do pięt, nawet jeśli czasami Pete zachowuje się jak ostatni głupiec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]