[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze.Tak, sir.Sądzę, że jest prawie gotowy.Metatron, myśli Seamus.Jeśli za tym wszystkim stoi Przymierze - a Henderson zdaleka cuchnie nim tak, że robi się niedobrze - za sznurki musi pociągać Metatron.Ostatnio największe szychy były zaangażowane w Wojnę.Anioły z ognistymimieczami chodziły po Jerozolimie.Obóz Suwerenów w Falludży został starty zpowierzchni ziemi przez eksplozję.Trzęsienie ziemi w Iranie.Incydent nuklearny wKorei Północnej.Wojna aniołów to nie są dwie armie stojące naprzeciwko siebie podwóch stronach pola bitwy.Nie.To korespondent w płowej kamizelce kuloodpornej isiatkowym hełmie mówiący prosto do kamery.Finnana zatkało, kiedy spojrzał w oczytego człowieka i zobaczył znak enkin w jego czarnych zrenicach jak łebki szpilek.Choćobraz zamazywał się z powodu przerywania łączy przez zagłuszacze ekstremistów,Finnan odczytał imię w jego pustym spojrzeniu.Azazel, anioł śmierci, patrzył nawirtualną publiczność, gładki jak koktajl mleczny, i celowo pokazał swoją duszęświatu, żeby każdy enkin z Przymierza czy inny wtajemniczony zrozumiał przekaz.Teraz my rządzimy.Tak więc jest całkiem jasne, czym ostatnio zajmują się Gabriel, Michał, Azazel iich sługusy, wszyscy mali Hendersonowie.Zcigają Suwerenów.Ale Metatron wprzeciwieństwie do nich nie jest agentem działającym w terenie.Jego działka toinformacja i analiza.Intel i przechwytywanie.Bitmity.Seamus patrzy na swojąotwartą pierś i zastanawia się, dlaczego dali mu chwilę wytchnienia, szansę, żebyprzejrzał ich zamiary.- Niestety, taki los dziewczyny - syczą bitmity.- Drżymy, widząc stan Anny.Gdybyśmymiały ciało, modliłybyśmy się, żeby fatum nie zesłało nam męża z niebios, nie kazałodzielić łoża z diukami.Znowu współczujące słowa.Przy odrobinie praktyki może nawet zdałyby testTuringa, ale Seamus ani przez chwilę nie daje się zwieść ich pieprzonymikrokodylowymi łzami.Jest gotów przyznać, że małe maszyny Metatrona sądostatecznie zmyślne, żeby rozwinąć w sobie rodzaj.ciekawości? Może.Ale empatii?Nie.To część planu Metatrona.Obnażyć go, rozłożyć na części, zmiękczyć.Anna totylko rana, którą chcą na nowo rozjątrzyć.- Wasze łzy i obawy są przedwczesne - mówi.- Zaczekajcie, aż usłyszycie resztę.- Opowiedz nam - proszą.- Dlaczego chcecie wiedzieć? Dlaczego miałbym wam cokolwiek opowiadać?- Lepiej dla chorego, jeśli wie, jakie cierpienie go czeka.Małe dranie musiały nauczyć się sztuki enkin, żeby nigdy nie udzielać prostychodpowiedzi, myśli Seamus.Mówić zagadkami.Nigdy się nie zdradzać.Nie dawaćwrogowi niczego, co mógłby wykorzystać przeciwko nim.- Spełnienie naszej poprzedniej prośby uzyskałyśmy od ciebie z łatwością, bonajpierw zapytałyśmy o jej własną relację o ciężkich przeżyciach.Teraz chciałybyśmysię dowiedzieć, jakie jeszcze cierpienia musi znieść ta młoda kobieta.- Anna? A co was obchodzi moja przeszłość? Co się stało, to się nie odstanie.- Czas w Welinie nie jest taki prosty.To zdanie budzi pewne wspomnienia.Seamus nie może sobie przypomnieć, ktowypowiedział podobne zdanie, a po chwili.Tak.Phreedom w kościele, po tym, jakpojechała do Asheville za Thomasem, poszła do Eresz, udała się do piekła i wróciła z.Bitmity pełzną po jego piersi, a on patrzy na chaos stale zmieniających się wzorówwewnątrz wzorów.Poszarpana, otwarta rana wygląda teraz jak żuk Mandelbrota, doktórego dodano kilka nowych wymiarów.Co się uzyska, łącząc krew królowej zmarłych z atramentem Bożego skryby,bitmitami Metatrona i magią ze szklanych słoiczków Eresz? Otrzyma się coś,dochodzi do wniosku Finnan, co może kiedyś było żywe, ale tak dawno temu, że jużzapomniało, jak to jest, albo coś, co nigdy nie żyło, aż tu nagle zaczyna myśleć ipróbuje zrozumieć dziwny świat ludzi z jego wojnami i rewolucjami.I być może dzieciEnocha, uwięzione między protokołami Przymierza a mrocznymi popędami istotbojących się śmierci, jednak wykształciły w sobie rodzaj empatii.Albo po prostu się jejnauczyły.- Opowiedz nam - proszą.- Więc słuchajcie - mówi Finnan - i wezcie sobie moje słowa do serca.Opowiemwam, gdzie kończy się podróż.Albo gdzie się zaczyna.Zaranie czasuPhreedom odwraca się ku wschodzącemu słońcu.Odcienie różu zalewają bezkresnepołacie nieuprawnych ziem, które przemierzają od kilku lat, tereny należące do ludzi,którzy nazywają siebie nomadami kos, mieszkają w wozach o wiklinowych dachach i zdaleka strzelają z łuków do wędrowców.Ta część Welinu to kraina prymitywna, aledzięki temu bardziej stabilna niż inne światy, w których bywali; nie ma płonącychmiast, splądrowanych sklepów, korków spowodowanych przez uciekających,chowania się w bramach, kiedy w górze przelatuje anioł o szeroko rozpostartychsrebrnych skrzydłach, z paralizatorem, z którego razi tłumy, ściera je w proch.- Co jest? - pyta Don, zatrzymując konia u jej boku.Jezu, ależ brakuje jej motocykla! Szkapy są tak cholernie niewygodne.Za to Donnajwyrazniej czuje się w tej nowej erze archaicznej jak ryba w wodzie.- Uważaj - mówi Phreedom.- Kalifowie po lewej.Don zsuwa paralizator z ramienia, przeszukuje wzrokiem horyzont.Po prawejstronie urwiska opadają do huczącego morza.Przed nimi wąski szlak biegnący wokółcypla prowadzi na szeroką i pustą równinę, którą oświetla nisko stojące słońceczęściowo przesłonięte różowymi chmurami.Po lewej są skały porośnięte mchem iniska roślinność; tu i ówdzie widać kalifów.Phreedom nazywa ich tak z powodudziwnych turbano-podobnych nakryć głowy i spiczastych bród, ale to dziki lud;technika z epoki żelaza i lekceważenie prawa gościnności.- Tylko bądz ostrożny.- Tylko bądz ostrożna - mówi Don.Phreedom patrzy na rzekę Buta wijącą się przez wąwóz.Dobra nazwa, zważywszyna idiotyczną dumę, jakiej wymaga próba przejścia nad jej wezbranym nurtem pochwiejnym moście linowym, który trzeszczy i kołysze się pod nogami.Phreedom robikolejny ostrożny krok, stawia nogę płasko na desce śliskiej od mgiełki, która otaczamały wodospad ciurkający gdzieś z góry małym strumykiem, jakby deszczówkaspływała rynną z dachu katedry i tryskała z ust gargulca albo z odkręconego kranuciekła strużka, ale taka ilość wilgoci w zupełności wystarczy, żeby zmoczyćspróchniałe, omszałe drewno.Spadająca woda kotłuje się w dole i skrzy.Całeszczęście, że Phreedom nie ma lęku wysokości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]