[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na podwórzu zebrał się tłum, myślę, że chcą nas dostać, a przynajmniej Jacoba.Wparę minut wyłamią drzwi lub wybiją szyby.Będziemy w pułapce.- Ale po co im mój ojciec?- Ponieważ się go boją - odpowiedziała Edith Metlock.Bishop i Jessica popatrzyli na nią zdziwieni, ale odgłos kroków powstrzymał dalszepytania.Ktoś nadchodził z drugiej strony korytarza, oświetlając sobie drogę słabym światłem.Bishop wyciągnął pistolet i wycelował w zbliżające się światło, mając nadzieję, że w komorzepozostały jeszcze naboje.Mężczyzna, trzymając przed sobą świecę, rozglądał się ostrożniedokoła.Oślepił go błysk latarki.- Co się tu dzieje? - zmrużył oczy przed światłem.Bishop uspokoił się trochę;mężczyzna wyglądał zupełnie normalnie.- Proszę podejść tak, żebym mógł pana widzieć.- Co to, pistolet?Mężczyzna podniósł długi żelazny łom.- Proszę się nie bać, nikt nie ma zamiaru zrobić panu krzywdy - zapewnił go Bishop.-Potrzebujemy pomocy.- Ach tak? Ale najpierw zabierz, bracie, ten pistolet.Bishop opuścił pistolet, trzymającgo przy boku tak, aby w każdej chwili móc się nim posłużyć.- Co się stało starszej pani? Widziałem, jak uciekała przed panem.- Zabiła policjanta, który był z nami. - O, do diabła! Chociaż właściwie to by pasowało, zawsze była trochę stuknięta.Copan z nią zrobi?- Jest nieprzytomna.- Postanowił nie mówić mężczyznie, że prawdopodobnie nie żyje.- Czy może nam pan pomóc?- Nie, bracie.Zajmuję się sobą i rodziną.To wystarczy.Każdy skurwiel, który wejdziemi do domu, dostanie tym.- Zamachał w powietrzu żelaznym łomem.- Nie wiem, co sięostatnio dzieje, ale nikomu nie wierzę.- Mój ojciec jest ranny, nie widzi pan? Musi pan nam pomóc - błagała Jessica.Mężczyzna zastanawiał się, po chwili podjął decyzję.- Przykro mi z tego powodu, panienko, ale nie wiem, kim jesteście i co robicie.Zadużo wariatów tu się kręci, żebym ryzykował.Po pierwsze, kto rozwalił tę przeklętąciężarówkę na dole? Myślałem, że cały dom się zawali.- Zcigają nas.- Coś takiego! A kto?Bishop był coraz bardziej zirytowany podejrzliwością mężczyzny.- Proszę posłuchać.Chcieliśmy tylko skorzystać z telefonu tej kobiety.I dalej mamzamiar to zrobić.- Powodzenia.Ona nie ma telefonu.- A pan? Ma pan telefon?Mężczyzna był w dalszym ciągu ostrożny.- Jasne, ale was nie wpuszczę.Bishop znów podniósł pistolet.- Ja cię, bracie, pierwszy załatwię - ostrzegł mężczyzna, trzymając przed sobą łom.- W porządku - powiedział z rezygnacją Bishop, wiedząc, że nie ma sensu dłużej siękłócić; każdy, kto sądzi, że pokona kulę łomem, musi być albo przygłupi, albo bardzo pewnysiebie.- Zawiadomi pan policję? Niech pan im powie, gdzie jesteśmy i że Jacob Kulek jest znami.Pilnie potrzebujemy pomocy.- Chyba są dzisiaj trochę zajęci, nie?- Na pewno zrobią, co będą mogli.Niech pan im tylko powie, że jest tu Jacob Kulek.- Kulek.Dobra.- Niech się pospieszą.Na dole czeka na nas tłum.Mężczyzna szybko wyjrzał przezbalkon.- O mój Boże! - powiedział.- Zadzwoni pan? - nalegał Bishop. - W porządku, bracie, zadzwonię.Ale wy nie wchodzcie.- Niech pan zamknie drzwi i zabarykaduje się.Nic się wam nie stanie, oni chcą tylkonas.Mężczyzna cofał się, trzymając przed sobą łom i nie spuszczając z nich oczu.Usłyszeli, jak zamknął drzwi i zasunął rygiel.- Dobrze, że duch walki w narodzie nie zginął - zauważył Bishop znużonym głosem.- Nie powinieneś go za to winić - powiedziała Edith.- Pewnie są miliony takich jakon, kompletnie zagubionych w tym, co się dzieje.Właściwie dlaczego miałby nam wierzyć?- Miejmy nadzieję, że przynajmniej zawiadomi policję.Bishop zerknął w dół izobaczył, że ogień znacznie się zmniejszył.- Lepiej chodzmy stąd - powiedział do dwóch kobiet.- Dokąd możemy pójść? - spytała Jessica.- Nie możemy stąd wyjść.Bishop wskazał do góry.- Pozostało nam tylko jedno miejsce.Dach.W mieszkaniu mężczyzna próbował uspokoić przerażoną rodzinę.- Już dobrze, nie mamy się czym martwić, paru ludzi miało kłopot.- Co masz zamiar zrobić, Fred? - spytała żona z oczami rozszerzonymi strachem,przyciskając mocno do siebie dziesięcioletnią córkę.- Rozbili się tym samochodem na dole?- Nie wiem.Chcieli, żebym wezwał policję.- Zrobisz to?- Nic nie zaszkodzi, jak zadzwonię.Odsunął żonę, wszedł do bawialni i zbliżył się dostojącego na kredensie telefonu.- Keith! - zawołał do dorastającego syna - zastaw czymś drzwi, czymś ciężkim.Odłożył łom i schylił się nad telefonem, oświetlając świeczką tarczę.Wsłuchiwał się w sygnał przez pełne dwie minuty, zanim odłożył słuchawkę.- Uwierzyłabyś? - powiedział zdziwiony do żony, która weszła za nim do pokoju.-Cały czas, cholera, zajęte.Ale muszą do nich dzwonić.Chyba że mają popsute telefony.Pokiwał z żalem głową.- Wygląda na to, że te biedaczyska są zdane tylko na siebie.ROZDZIAA DWUDZIESTY DZIEWITYDotarli dopiero do szóstego lub siódmego piętra - Bishop stracił już rachubę - kiedyusłyszeli kroki na schodach w dole. Oparł się o poręcz, łapiąc oddech i nasłuchując.Dzwigał teraz Kuleka na plecach jakwprawny ratownik i z każdym krokiem niewidomy mężczyzna wydawał mu się cięższy.- Są w budynku.Popatrzył w ciemność pod nimi, ale niczego nie dostrzegł.Gryzący dym z płonącegowraku wypełniał klatkę, choć wydawało się, że pożar już się kończy.Edith Metlock skierowała latarkę w dół i zobaczyli białe, niewyrazne kształty,przesuwające się po poręczy; po chwili zorientowali się, że to ręce wchodzących ludzi, resztęich sylwetek zasłaniały schody.Widok był makabryczny, ręce, jakby oderwane od ciał,przypominały koszmarną armię maszerujących szponów.- Nigdy się nam nie uda! - krzyknęła Jessica.- Dopadną nas, nim dojdziemy na górę!- Nie, posuwają się bardzo wolno, jeszcze mamy szansę.Bishop ponownie sięwyprostował, poprawiając opartego na jego ramieniu na wpół przytomnego mężczyznę.- Wyjmij mi z kieszeni pistolet, Jessico.Jeśli za bardzo się zbliżą, strzelaj!Poszli dalej za Edith, która latarką oświetlała drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl