[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Stwierdziłem, że popełniłem coś, conazywa się powszechnie błędem w wyborze kariery.Rzuciłem wszystko i posta-nowiłem zostać pisarzem.A zresztą jeden geniusz w rodzinie najzupełniej wy-starczy nie mógł się powstrzymać od goryczy.53 Ale jest pan zorientowany w tym, co robi pańska żona? pytał dalej Pe-terson. Mam na myśli jej pracę naukową.Wilson skinął krótko głową. Niestety tak.To nieuniknione.Nie potrafi już mówić o niczym innym. I co ona właściwie robi? Próbuje wyhodować nową odmianę grzyba.Wielkiego grzyba, który rósłbyszybko i byłby dziesięciokrotnie bogatszy w proteiny niż pozostałe.Wierzy, żedzięki temu uratuje światowe zasoby żywności. Ale czy zna pan dokładnie metody, jakie stosowała, aby uzyskać te dużegrzyby? zapytał nagle O Connell.Wilson zamyślił się na chwilę. No cóż, nie znam szczegółów prowadzonych przez nią prac badawczych.Nie jestem już tym zainteresowany, więc nawet jej o to nie pytałem.Wiem jedynie,że eksperymentowała na chemicznej strukturze enzymów grzyba.Oficerowie ponownie wymienili znaczące spojrzenia.Peterson zanotował cośw swych aktach. To wreszcie jakiś początek mruknął. Słuchajcie, chcecie przez to powiedzieć, że udało jej się z tymi grzyba-mi? zapytał zaskoczony Wilson. Och, rzeczywiście jej się udało odparł chłodno Peterson. I być mo-że to rzeczywiście rozwiąże problem żywności.Choć nie w ten sposób, w jakiplanowała. Czy wyjaśni mi pan wreszcie, o czym pan właściwie mówi? zapytałWilson.Był na granicy histerii.O Connell krótkim gestem wskazał na wiszącą na ścianie mapę Wielkiej Bry-tanii. Doktorze Wilson, większość obszarów południowej i środkowej Anglii za-atakowały grzyby.Rosną dosłownie na wszystkim, nie wyłączając ludzi.Milionyjuż zmarły.i ci mieli szczęście. głos mu zadrżał i potrząsnął bezradniegłową.Wilson spojrzał na niego, a potem na Petersona.Wyraz ich oczu powiedziałmu, że to nie jest żart.Spróbował zebrać myśli. Ale przecież. zaczął i utknął.Nie wiedział, co właściwie powie-dzieć. To nie do wiary. wymamrotał. Istotnie zgodził się z nim Peterson. Na początku wyglądało, jakbyświat nagle zwariował.Nikt nie potrafił wyjaśnić, co się właściwie dzieje.Grzybyzaczęły rozprzestrzeniać się masowo bez żadnej widocznej przyczyny.Wreszciewojskowi naukowcy wysnuli pewną teorię.Coś niezwykłego powodowało reak-cję u wielu odmian grzybów w niesamowicie krótkim czasie gwałtowny wzrosti mutacje.Pan jest ekspertem, doktorze Wilson.Ile jest znanych gatunków grzy-bów?54 Nikt nie wie tego na pewno odparł zdezorientowany Wilson. Kró-lestwo grzybów jest ogromne.Do tej pory znamy około stu tysięcy gatunkówi odmian, lecz Bóg jeden wie, jak dużo jeszcze pozostało nie odkrytych. Każdy gatunek na obszarze zarażonym zachowuje się, jakby dostał sza-łu powiedział Peterson. A obszar infekcji rozszerza się niezwykle szybko.Przewiduje się, że obejmie obszar całej Anglii, Szkocji i Walii za dwa miesiące. Jezu. szepnął Wilson. Moje dzieciaki.Co z Londynem? Będę z panem szczery, doktorze Wilson.Sprawy układają się zle.Bar-dzo zle.Miasto jest zupełnie odcięte od świata.Straciliśmy już z nim łączność.Najwidoczniej jedna z odmian zasmakowała w elektronice.Telefony, radia i całewyposażenie telekomunikacyjne Londynu po prostu zgniło, podobnie jak wieleinnych rzeczy.Wątpliwe zresztą, aby ktokolwiek z tamtąd zdolny był jeszcze doracjonalnej rozmowy ostatnia transmisja radiowa była czystym bełkotem.Wilson powrócił myślami do dzieci.Wyrzucał sobie, że pomimo ich próśb niepozwolił im zostać u siebie dłużej.Zamiast tego wysłał je do rodziców Jane w Hi-ghgate, żeby spokojnie dokończyć tę cholerną książkę! Chryste, czyżby wysłał jena śmierć? Nie! Nie może sobie pozwolić, aby nawet myśleć w taki sposób.Bozwariuje.Zmusił się do skupienia uwagi słuchając Petersona. Bełkot? Co pan przez to rozumie? Jaka jest dokładnie sytuacja w Londy-nie? Grzyby atakują swe ofiary na różne sposoby odpowiedział mu nieocze-kiwanie O Connell. Niektóre odmiany po prostu zabijają ludzi. Obrastająich i rozdzierają ciała korzeniami. Strzępkami grzybni poprawił automatycznie Wilson.O Connell spoglądał na niego przez chwilę, a potem kontynuował: Ofiary są dosłownie zjadane.Inni są zabijani inaczej.Grzyb rośnie we-wnątrz ich ciał i w pewnym momencie eksploduje. Mieliśmy taki przypadek w naszej bazie wtrącił krzywiąc się Peter-son. Potworny widok. Lecz jest jedna, a może więcej odmian grzyba, która nie zabija swychofiar ciągnął O Connell. Przynajmniej nie od razu.Grzyb ten zachowujesię w sposób podobny do pasożyta.%7ływi się swymi ofiarami, lecz utrzymuje jerównocześnie przy życiu. Sugeruje pan, że rozwinęły nowy związek symbiotyczny? zapytał za-intrygowany Wilson, w którym zbudził się nagle dawny naukowiec. W jakimstopniu? Grzyb w pewnym sensie zmienia swe ofiary.Głównie ich metabolizm.Dotego stopnia, że nie są już.ludzmi.Nie przeszkadza im, że to świństwo ichobrasta, że rośnie wewnątrz nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]