[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekali trochę, próbując pokilkakroć przebić się na próżno  czekali znowu i tak aż prawie do samegokońca, gdy się już tylko resztki pozostały.Grabski wybiegł nareszcie z sali i na myśl mu przyszło zajrzeć do bufetu, jakbymiał przeczucie, iż tam wciągnięto starego.Znowu zmuszony przebijać się przeciwko prądowi, dostał się do pierwszejizdebki, w której nikogo już nie było, gdy do drugiej zbliżywszy się, zaleciał gogłos znajomy.Szambelan otoczony pięcią czy sześcią młodzieży, z kielichem w ręku, właśnieim nader raznie i zamaszysto opowiadał, jak dzielnym był niegdyś myśliwym ijak na polowaniu u książąt Sanguszków wypadł na niego razem dzik i rogacz. U księcia, mościbdzieju, porządek w myślistwie był rarytalny.Każdymyśliwy miał przy sobie chłopaka, który co najmniej dwie strzelby nabitetrzymał w gotowości dla niego.Ja miałem właśnie jedną pogotowiu w ręku, gdyusłyszałem łomot  patrzę, sadzi na mnie wprost wspaniały rogacz.Jak niepalnę.brzdęk! wywrócił się, a tu chłopiec mi drugą fuzję ciśnie  odyniec!Złożyłem się do bestii.Jak huknę, mościbdzieju  wywrócił się i jucha mypyskiem buchnęła! A, to powiadam asińdziejom, na ręku mnie tego dnia nosili.W ciągu opowiadania szambelan spostrzegł stojącego we drzwiach, jak widmonieporuszonego Grabskiego.  A asińdziej tu co robisz, mocanie Miciu?!  zawołał.Wszyscy się zwrócili ku nowemu gościowi i znaki sobie dając, żwawo sięwysuwać zaczęli, nawet bez pożegnania.Grabski się zbliżył do szambelana. Już po teatrze!  rzekł do niego. Jak to?! Co gadasz?! Po teatrze?! Słyszę, się jeszcze nie zaczęło! Coś tamzabrakło. zawołał szambelan  ci panowie mi ręczyli.Obejrzał się na swych towarzyszów, aby się do nich odwołać, obwinionych jużnie było. Sztuki obie dawno odegrane  dodał Grabski  wszyscy się do domówrozjechali, na sali nie ma nikogo.Szambelan osłupiał! Ale  możeż to być?!  zakrzyknął szukając aksamitnej swej czapki, którątak troskliwie niósł nad głową w ręku, aby mu jej nie zmięto.Czapka znalazłasię, ale spłaszczona i wysiedziana wniwecz.Burzymowski, strzepując ją, ażnogą tupnął z gniewu. Najsłodsze Serce Jezusowe!  zawołał. Co ty prawisz! Sztukaskończona? Wszyscy się rozjechali? Możeż to być? Któraż godzina? Ostatni prawie wyszedłem z sali  potwierdził Grabski.Szambelan począłsię śpieszyć klnąc po cichu.Wybiegli oba ku teatrowi, bo Burzymowski chciałsię przekonać naocznie, jak rzeczy stały.W teatrze istotnie zastał pustki, dwietylko świeczki łojowe paliły się w kątach, a kilku ludzi rozpatrywało się wpogubionych rzeczach, w pozapominanych chustkach i szalach.Przed pałacem Radziwiłłowskim powozu nie było żadnego głucha cisza.Jedenchłopaczek z latarnią prosił się do przeprowadzenia. Ano, to chodzmy z nim do domu  rzekł Burzymowski zrezygnowany.Nie tak ci to daleko, a mnie niepilno.Prawda, że teatr straciłem, wdawszy się ztymi szałaputami, ale com się ubawił, tom się ubawił  powiadam ci, jak nigdy.Serdeczni to ludzie, młodzież złota.A łgą, aż się za nimi kurzy, ale z takąfantazją, zawsze arte i zabawnie! Sylwia  dodał szambelan idąc  będzie na mnie markotna, bo  meaculpa, winienem, zabałamuciłem się jak młodzik! Przeproszę ją! PrzecieżCzeżewska zna miasto jak swoją kieszeń i powóz miały, i służącego, więc o nicsię pewno nie zafrasowały! Nic się im nie stanie.Grabski milczał posępny, szli dalej. Lękam się  odezwał się wreszcie Micio  czy tylko powróciły do domu. No, a gdzieżby być miały? Cóż znowu?!  zaśmiał się Burzymowski. Dokościoła za pózno a na przejażdżkę za wcześnie. Nie wiem, alem obserwował  rzekł Grabski  że Sylwia porobiłaznajomości, otoczoną była przez panie i  mam jakieś przeczucie, że jąmusiano gdzieś zaprosić na resztę wieczora. Cóż znowu? Co znowu? gdzie? jak? beze mnie? tak obcesowo? To nie możebyć!  zawołał szambelan. Imaginacja! Spiesznym krokiem szli ku Miodowej ulicy, Zbliżając się do domu, podniósłoczy szambelan ku oknom pierwszego piętra, nie zobaczył w nich światła, alewytłumaczył sobie tym, że tylko co powróciwszy, panie się jeszcze z wielkichtoalet rozbierać musiały.Zybek jak zwykle dla lepszego przypatrywania się miastu stał we drzwiach.Zobaczywszy go z dala, niespokojny trochę Burzymowski zawołał: Zybek, dawno panienka powróciła? A, panienkiż nie ma!  zawołał chłopak. Musić w tyatrze czy co. Jak to nie ma, trutniu jakiś! Jak to nie ma! Musiałeś ty, jucho, latać iprześlepiłeś, gdy wróciły!  zawołał gniewnie szambelan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl