[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naostrzył go z wielkim nakładem pracy, bo drewnobyło bardzo twarde; wiedział jednak, że jego trudnie pójdzie na marne, gdyż taki kijek będzie bardzo trwały.Potem napełnił mochilę kukurydząi udał się na polankę, którą oczyścił maczetą.Przesiewał przez palce delikatny popiół, pozostałość pospalonych roślinach.Był zadowolony, gdyż popiółbył dobry i wkrótce spadnie deszcz.Systematycznie robił kijkiem małe dołki, w które wrzucał ziarno; przydeptywał dołki, żeby je przykryć i uchronićziarno przed ptactwem i myszami.Kiedy Carmensporządziła arepas i nakarmiła kury, dołączyła domęża i pracowali wytrwale ramię w ramię, dopókinie obsiali całej polanki.Potem poszli na małąplantację koki i nazrywali tyle liści, żeby przygotować tambo, pięćdziesięciofuntową paczkę sprasowanych liści, które sprzedadzą kokalerosom.Jeślikokalerosi nie przyj dą, Aurelio zaniesie pakunekdo Cochadebajo de los Gatos jako prezent dlamieszkańców doliny.Aurelio zerkał co jakiś czasna Carmen, na jej miedziane kędzio i putkwiące w zębach.Rozmyślał o tym, jak to jest żyćz kimś tak długo i nigdy nie czuć znużenia i jak tojest, że ciało człowieka starzeje się, ale duch - nie.W południe przerwali pracę, żeby napić się soku cytrynowego osłodzonego panelą i zjeść arepas,siedząc obok siebie w cieniu balsy, nie wypowiadając ani słowa i mrużąc oczy porażone jasnym światłem padaj ącym na ziemię poza kręgiem cienia.Zasnęli.Obudził ich huk i jakaś krzątanina na zaminowanej ścieżce.Podpełzli w tamtą stronę, żebyzobaczyć, co się stało.Porucznik Figueras nie zgłosił się na ochotnikado tego zadania, ale ponieważ Stany Zjednoczone 464 Wojna o czule miejsca.wywierały nacisk, politycy uznali, że muszą zdobyćsię na wysiłek i zniszczyć kilka plantacji koki.Stosowne instrukcje przebyły drogę służbową w dółdo nowego komendanta, który uważał to wszystkoza stratę czasu.Było rzeczą jak najbardziej naturalną, że przyszedł mu zaraz do głowy odpowiednido tego przykrego zajęcia oficer, którego nieobecność nie ciążyłaby mu w najmniejszym stopniui który nie nadawał się do żadnych trudniejszychzadań woj skowych.Figueras przebył ze swoim plutonem opuszczoną dolinę Muli, która wracała teraz do stanu dzikości, porastając powoli dżunglą, i znalazł ścieżkę.Nie mając najmniejszego pojęcia, dokąd idzie i cobędzie robił, zaczął przerąbywać się ze swoimiludzmi przez roślinność, która wtargnęła na ścieżkę.Pot lał się się z nich strumieniami, wokół główi ramion unosiły się obłoki owadów, doprowadzającich do szaleństwa swoimi ukąszeniami.W panującym tu półmroku nadziewali się na kolce, zapadalipo kolana w bagno i z przerażeniem patrzyli na żółte węże-bicze zwieszające się malowniczo i gnuśnie z gałęzi.Wielkie pająki spadały z paprocii czepiały się mundurów, a po kiwania i okrzykiParlanchiny sprawiały, że odchodzili od zmysłów.Figueras prowadził ten sam pluton, którym dowodził przed swoim nagłym wyniesieniem i równie%7łołnierze gardzili nim z nienagłym upadkiem.mniejszą siłą niż on nimi.Figureas, jak zwykleochoczo demonstrujący b adocio i niedorzecznemachismo, zamiast dostosować się do zasady nakazującej oficerowi trzymać się środka wężyka żołnierzy, szedł na czele patrolu.Był grubszy niż dawniej, gdyż przełknął swoje upokorzenie, zapijającje mocnymi trunkami, a pod świńskimi oczkamimiał wielkie wory, gdyż pobłażał swemu corazmniej wybrednemu upodobaniu do tanich dziwek.Swoich podbojów nie zaznaczał już na jeepie, po- Wojna o czułe miejsca.465nieważ brygadier odebrał mu wóz, karząc za nieuzasadnione niszczenie sprzętu wojskowego.Figueras nie wszedł na żadną z dwóch pierwszych min, ominął też trzecią.Nie uniknął jednakpułapki, którą zastawił wiele miesięcy temu Aurelio.Naostrzone w ogniu pręty wystrzeliły z leśnegoposzycia i zagłębiły się w pierś Figuerasa.Oczy wyszły mu z orbit, chwycił ramę i próbował wyszarpnąć ostrza, ale haczyki rozdzierały mu już sercei płuca.Na jego ustach pojawiła się krwawa plama,dobyło się z nich bulgotanie i Figueras przypomniał sobie ni z tego, ni z owego początek swoichdni chwały: rzucił wtedy wirujący w powietrzu granat w grupę wieśniaków, którzy przeszkodzili muw zabawie.Kiedy nogi się pod nim ugięły i walił sięna śmiercionośne ostrza, przemknęła mu przez głowę ostatnia myśl:  Zabierzcie tę małą kurwę doszkoły i przygotujcie", a przed oczami duszy pojawił się ostatni obraz: dwa medale, które przypiętomu na paradnym mundurze, srebrny i złoty Andyjski Medal Kondora za Waleczność.Umarł szczęśliwy, wyobrażając sobie, że nadal ma te medale i żejego życie było takie, na jakie zasłużył, honorowe,heroiczne i piękne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl