[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Już ci mówiłem - odparł Charlie.- To dar od Boga.- No tak, jasne.Słuchałem twoich programów.Ty i Bóg jesteście teraz dobrymikumplami.Charlie wiedział, że nikt nie wierzy w jego nawrócenie na Chrystusa, ale co z tego?Zawsze znajdą się niedowiarki i krytykanci.Sam Jezus miał do czynienia z niewiernymTomaszem.Ale przyjechał do niego, aż do Nome, ponieważ Voynovich był jedyną znaną muosobą, która mogła uczciwie oszacować wartość szmaragdowego krzyża - i powiedzieć mu,co oznacza ten cholerny napis na odwrocie.Voynovich jeszcze raz obejrzał krzyż przez lupę jubilerską.- Nie mogę się przekonać, dopóki ich nie wyjmę - powiedział - ale to mogą byćzwykłe szkiełka.- To szmaragdy - upierał się Charlie - więc nie wciskaj mi swoich kitów.- Fakt, że byłteraz duchownym, nie oznaczał, że stał się frajerem.- A krzyż jest srebrny.- Aha, tu akurat masz rację.Była dopiero czwarta po południu, ale na dworze było już ciemno, a ze względu nadelikatność negocjacji, Voynovich opuścił rolety w witrynie lombardu i obrócił tabliczkę wdrzwiach napisem ZAMKNITE na zewnątrz.Przez lata niewiele się tu zmieniło - na ścianiewisiał ten sam łeb łosia, w zakurzonych gablotkach leżał ten sam zestaw eskimoskich ozdób zkości, dawnych narzędzi górniczych i  rzadkich monet w zamkniętych foliowych kopertach.Jarzeniówki nadal brzęczały i trzeszczały. - To na pewno stara rzecz - zgodził się Voynovich.- Ile ma lat?- Tak na oko? Sądząc po stanie, co najmniej sto.Oczywiście, gdybym wiedział, jak igdzie to znalazłeś - po to właśnie pytam - pewnie mógłbym ci powiedzieć o wiele więcej.-Wzruszył ramionami w luznej sztruksowej koszuli i z leżącej na ladzie paczki wyciągnąłnastępnego papierosa.- A ten napis z tyłu? - zapytał Charlie, zmieniając odrobinę pozycję na wózku.Wciążbył obolały po długiej podróży z Port Orlov.- Co znaczy?Voynovich odwrócił krzyż i próbował odcyfrować litery przez swoje dwuogniskoweokulary w złoconych oprawkach, ale dał za wygraną.- Muszę wziąć z zaplecza szkło powiększające - oznajmił, zsuwając się ze stołka iruszając w głąb lombardu.W ślad za nim popłynął obłok dymu.Zdaniem Charliego kłopot z kanciarzami polega na tym, że nigdy nie przestająkantować.To nie szmaragdy? Co za bzdura.Voynovich prawdopodobnie liczył na to, żezachowując się, jakby wyświadczał Charliemu przysługę, uda mu się odkupić od niego krzyżza dwie stówy, a potem, za pośrednictwem swoich ludzi w Tacoma, sprzedać go za parętysięcy.Charlie nie po to jechał taki szmat drogi, żeby zarobić dwieście dolców i na pewnonie chciałby powiedzieć żonie, że dostał tylko tyle.Choć powinna służyć mężowi - takstanowi Biblia - miała cięty język, który potrafił ranić jak nóż.W tej chwili razem z siostrą poszła na zakupy.Nome było niewielkim miastem -mieszkało tu jakieś dziesięć tysięcy ludzi - ale w porównaniu z Port Orlov to metropolia.Ulice były pełne barów, salonów bingo i sklepików dla turystów z pamiątkami i miejscowymrękodziełem.Budynki, na ogół piętrowe, zbudowane z cegły i dość już zniszczonego drewna,stały blisko mokrych uliczek, co nadawało miasteczku atmosferę dawnych obozów przykopalniach Zachodu.Voynovich przyczłapał z powrotem i wgramolił się na stołek, położył papierosa wpopielniczce i spojrzał przez lupę na inskrypcję.- Kiedyś byłem lepszy z rosyjskiego - powiedział - sporo zapomniałem.Z tychzadrapań i śladów przypalenia wynika, że jakiś idiota uczył się na tym strzelać.- Powiedz mi w końcu, co tu jest napisane.Właściciel lombardu pochylił się, aby z bliska obejrzeć litery.- Zdaje się, że  Dla mojej.małej.Nikt nie może rozerwać łańcuchów świętej miłości,które nas wiążą.Twój kochający ojciec, Grigorij.Voynovich oglądał krzyż jeszcze przez kilka sekund, po czym uniósł głowę. - To wszystko? - upewnił się Charlie.- Wszystko.Charlie nie miał pojęcia, czego się właściwie spodziewał, ale na pewno nie tego.Prezent od tatusia? Nie było tu nic, co mogłoby brzmieć jak wskazówka kierująca do jakiegoświelkiego ukrytego skarbu.- Jak chcesz, żebym go na razie zatrzymał i spróbował dowiedzieć się czegoś jeszcze,nie ma sprawy - powiedział Voynovich, zdaniem Charliego trochę za szybko.- Mam dostępdo dużej bazy danych rosyjskiego towaru i mógłbym pogadać z paroma osobami.- Nie.- No dobra - rzekł Voynovich.- W takim razie jeżeli chcesz go sprzedać, możemy tozrobić od razu.Pewnie więcej wart jest w całości, ale zobaczymy, co o tym myślą w Tacoma.Może lepiej go rozebrać na części.zwłaszcza jeśli to naprawdę szmaragdy.- Wziął z ladykrzyż, ale Charlie wyciągnął rękę i złapał go za przegub - przez ten cholerny wózekwiększość ludzi nad nim górowała, nie cierpiał tego.- Krzyż zostaje u mnie - oznajmił, a Voynovich spojrzał na niego zdziwiony.- Myślałem, że chcesz zarobić.- I zarobię.- Owinął krzyż w miękką szmatkę, w której go przywiózł, i schował go dowewnętrznej kieszeni kurtki.- Jak chcesz zaliczki - dodał paser, podążając za krzyżem chciwym wzrokiem -mógłbym ci dać.Co byś powiedział na dwieście dolców teraz, a potem.Ale Charlie odjeżdżał już wózkiem od lady lombardu.- W porządku, pięćset z góry z tego, co dostaniemy, plus zwykła działka.Charlie był już u drzwi, ale ponieważ otwierały się do środka, musiał w upokorzeniuczekać, aż Voynovich podejdzie, by je przytrzymać, żeby mógł pokonać wózkiem próg.- W takim razie tysiąc - usłyszał przez ramię, oddalając się od lombardu.- Równiutkitysiąc.- Skoro stawka rosła tak szybko, wiedział już, że znalezisko naprawdę jest coś warte.Całkiem dużo, chyba że przeczucie go myliło.Chodnik, jak każda betonowa nawierzchnia na Alasce, był nierówny i dziurawy, jazdapo nim była więc udręką.Charlie wiedział jednak, gdzie znajdzie Bathshebę.W  Book Nooksprzedawano używane tanie wydania książek i na pewno poszła tam uzupełnić zapasyromansów.Ktoś wychodząc z księgarni przytrzymał mu drzwi, a u góry zadzwięczał małydzwoneczek.Bathsheba, jak można się było spodziewać, stała z nosem w jakimś chłamie,który pośpiesznie próbowała ukryć, kiedy do niej podjechał. - Gdzie twoja siostra?- W sklepie niedaleko, poszła kupić włóczkę.- Jedziemy.- Już skończyłeś? Rebekah mówiła, że możemy pójść coś zjeść w mieście.- Rebekah się myliła.- Ale jest taki lokal,  Nugget.- Powiedziałem, jedziemy.Zawrócił wózek, a Bathsheba odłożyła książkę na półkę i skoczyła naprzód, żebyotworzyć mu drzwi.Kiedy zabrali Rebekah ze sklepu z włóczką, siostry pomogły mu wsiąśćza kierownicę vana i po chwili Charlie, manipulując dzwignią, wyjechał na pokrytą błotnistąbreją ulicę.- Patrz - powiedziała Rebekah, choć Charlie nawet nie zwolnił - to ten słynny sękatyłuk.- Miała nadzieję, że uda jej się odwrócić uwagę rozczarowanej siostry.- Co? - spytała Bathsheba, połykając haczyk i odwracając się, by spojrzeć na pękniętybal świerkowy na dwóch kolumnach.- Tutaj co roku kończy się wyścig zaprzęgów Iditarod.- Co to jest?- Pamiętasz, mówiłam ci o tym ostatnim razem.- Powiedz jeszcze raz.Jak, na Boga, Rebekah to znosi? Ciągle musi tłumaczyć siostrze wszystko od nowa,choćby wcześniej zrobiła to już kilkanaście razy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl