[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mijając ich, Brady pozdrawiał każdego niemal niezauważalnym skinieniem głowy,jakby oni byli poddanymi, a on ich suzerenem.- Caradoc? - usłyszała Regina czyjś głos.- Tak właśnie powiedział, czyż nie? Wżyciu o kimś takim nie słyszałem.- Nowy hrabia Singleton, Boothe, mój stary, czy ty uszu nie masz? Doszło domnie, że był dzisiaj w parku, zaprzegiem Singletona.Sally Jersey cała jest tymzemocjonowana.- Nic mnie to nie obchodzi.Ten człowiek to cymbał.Widać to na pierwszy rzutoka.- Mężczyzna, do którego sąsiad zwrócił się per Boothe, podniósł teraz głos, by wszyscygo usłyszeli.- A kimże jest ta rusałka, którą przyprowadził ze sobą?Reginie krew skrzepła w żyłach, bo Brady zatrzymał się i powoli odwrócił,równocześnie podnosząc monokl do oka.- Proszę, nie - błagała cicho Regina.- Nie obchodzi mnie to, co powiedział.- Ach, ale mnie to, księżniczko, obchodzi.I to bardzo -odpowiedział jej Bradyrównie cicho.- Pani Forrest? Czy będzie pani tak dobra i zechce zlokalizować kogośobeznanego z tą instytucją, kto mógłby następnie odprowadzić pannę Felicity oraz panią doprywatnej loży księcia Selbourne, gdzie atmosfera mniej będzie skażona obłędem? Obawiamsię, że ja muszę zatrzymać się tu na moment, by zdeptać szczególnie paskudnego robala.Regina przewróciła oczami.- Ma pan za ciasne szwy, by deptać po robalach, milordzie - zwróciła mu uwagęszeptem, by nikt inny nie usłyszał.A potem dodała głośniej: - Może to dobry moment, by sięnie rozpraszać?Brady się pochylił.- Mężczyzna, który się w ten sposób wyraził, księżniczko, to Boothe Kenward -szepnął jej do ucha. Szczeniak Allertona.Taka gratka nieczęsto się człowiekowi trafia.Reginę przeszedł lekki dreszcz; zadarła brodę i powiedziała głośno i wyraznie:- Och, w porządku, wujku Gawainie.Ale to wszystko jest lakie męczące.Będziemy musieli spalić wuja wieczorowe buty, a wiem, jak bardzo jest wuj do nichprzywiązany.- Brawo, Regino - pochwalił ją cicho Brady i gestem zaprosił, by szła za Kosmą,który już komenderował jakimś młodym osobnikiem w liberii, najwyrazniej zatrudnionymprzez teatr.- Ale jeżeli jego wysokość jest już w loży, może zechce pani przysłać go tutaj nadół.Przywiązany jestem do swoich pleców i wolałbym, by mi ich ktoś pilnował.I powiedziawszy to, odwrócił się przodem do Boothe'a Kenwarda, którego Reginanatychmiast poznała z opisu Brady'ego.Wysoki, wychudzony, jasnowłosy, miał minęczłowieka świadomego, że nie w pełni jest tym, kim być powinien, ale ma nadzieję, iż światpominie milczeniem jego niedociągnięcia.Pozwoliła się Kosmie podprowadzić do schodów, potem przystanęła.- Niech pani idzie przodem, Matildo, i przyprowadzi księcia, jeżeli go paniznajdzie.Ja tu zostaję.- Ale.- Niech się pani nie sprzecza, Matildo, albo zerwę pani z głowy ten niemądryturban, a wtedy nikt już nie będzie pamiętał, że jego lordowska mość zamierza właśnie dać sięzabić - powiedziała ostrzegawczo Regina.Kosma wzruszył ramionami, szybko odwrócił się iwszedł na schody za służącym.Wicehrabia Allerton stał nadal pod ścianą szerokiego, zatłoczonego foyer, ale jegoprzyjaciel, podobnie jak cała reszta obecnych, odsunął się od niego na odległość co najmniłsześciu stóp.Nikt nie zamierzał jednak wychodzić, bo wszyscy wywęszyli już, że trafia sięokazja, by obejrzeć przedstawienie, które śmiało będzie mogło konkurować z mającym sięwkrótce ukazać na scenie teatru spektaklem.Regina przyglądała się, jak Brady podchodzi do przyjaciela wicehrabiego.- Przepraszam, mój zacny panie.Czy byłby pan łaskaw poinformować swegotowarzysza, że Gawain Caradoc, hrabia Singleton, uważa, iż fizjonomia jego żywoprzypomina końskie podogonie? Zrobiłbym to sam, ale wystarczy mi raz spójrzeć na tak małourodziwy okaz, a już się czuję niedysponowany, tak delikatny mam żołądek.Bardzo panaproszę.- Słuchaj no, ty.- odezwał się wicehrabia Allerton, wysuwając się o krok doprzodu z zaciśniętymi pięściami.- No trudno - westchnął Brady głęboko, odwrócił się i i przybrał wyniosłą pozę,wtykając sobie monokl w oko.Zmierzył wicehrabiego spojrzeniem z góry na dół i pokiwałgłową.- Tak, jest dokładnie tak, jak się obawiałem.- Wypuścił monokl z oka i odwrócił siędo wypełniającego foyer tłumu.- Czy ktoś z państwa ma może przy sobie miętówkę? Sambym się z nimi nie rozstawał, gdyby nie to, że rujnują wspaniały fason mojej kamizelki.Amiętówki tak kojąco działają na żołądek, rozumiecie, panowie.Byłbym bardzo wdzięczny.- Odwróć się do mnie, Singleton, i stawaj jak mężczyzna -zażądał wicehrabia.- Och, czy koniecznie? - wycedził Brady i westchnął.-Naprawdę wolałbym, bypan po prostu przeprosił, a potem odpełzł do swojej jaskini i nie wychodził z niej, dopóki nienabierze pan jakiej takiej ogłady.A może mógłby mnie pan przedstawić swemu rodzicowi?Znakomity Robert Burton napisał przecież, wykazując się oszałamiającą mądrością: IDiogenes uderzył ojca, gdy syn zle się zachował".- Tam było: zaklął" - odezwał się od schodów książę Selbourne i mijającReginę, lekko poklepał ją po ramieniu.- I, gdy syn zaklął, Diogenes uderzył ojca".Proszęwybaczyć mi, że pana poprawiam, przyjacielu, ale wydawało mi się, że powinienem tęsprawę wyjaśnić.Dobry wieczór panu, Kenward.Czy pan i hrabia zostaliście sobieprzedstawieni?- Właśnie byliśmy w trakcie, tak.- Brady wyjął tabakierkę, palcemwskazującym postukał w pokrywkę, odchylił ją jednym ruchem i poczęstował wicehrabiego.-Może mógłbym zaproponować preferowany przeze mnie osobiście gatunek, milordzie?- Nie dotknąłbym.- zaczął wicehrabia i urwał, bo Brady szepnął coś do niegotak cicho, że poza nimi dwoma nikt tego nie słyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]