[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pobiłeś mnie, w ogóle nie możesz mnie pobić!Co w takim razie zrobiłem?Umyłem ręce i nogi, a następnie spróbowałem usunąć plamy krwi z koszulki i spodni.Potemprzygotowałem się do modlitwy.Skłoniłem się i zacząłem.Wiedziałem, co za chwilę nastąpi.IRF wyciągnął mnie z celi i wyprowadził korytarzami.Tam czekali na papiery, żeby móc wysłaćmnie do izolatki.Rzucili mnie na ziemię i otoczyli.Tak teraz będzie - powiedział żołnierz z wciąż czerwonym nosem.Nadal nie jesteś mężczyzną - odpowiedziałem.A potem niewiele już czułem.Półprzytomnego zanieśli mnie do bloku India.To był pierwszy dzień ramadanu 2003 roku.Izolatka była taka sama jak zawsze, wyłożona tymi jarmarcznymi blachami.Nigdy jeszcze nie byłemw India.Dziwiłem się, że nie jest chłodno.Natychmiast jednak zauważyłem, że coś nie gra.W środkunie było powietrza! Nie pracował klimatyzator nad drzwiami, a powietrze mogło wpadać do celiwyłącznie za pośrednictwem klimatyzatora.Najzwyczajniej w świecie odcięli mi dopływ powietrza!Podszedłem do górnego otworu w drzwiach, ale nie udawało mi się przesunąć klapy.Czyżbymjuż był za słaby? A może klapa była tu stabilniejsza niż w innych celach? Po kilku próbachzrezygnowałem.Zbyt dużo tlenu zażywałem.Zciany pokryte były wilgocią, było gorąco.Podszedłem do ściany celi, żeby sprawdzić, czy mam jakiegoś sąsiada.Przyłożyłem ucho dościany w miejscu, gdzie spaw wyglądał na słabszy.Wiedziałem już, że musimy porozumiewać sięcicho, bo w przeciwnym razie rozpylą gaz drażniący.Często w izolatkach w ogóle nie miałemsąsiada, żebym nie miał z kim rozmawiać.Salam alejkum - powiedziałem.Cisza.Znowu podszedłem do ściany.Salam alejkum?-Alejkum salami Kim jesteś?-To ja, Murat!-Jaki Murat?- Murat, Turek.Turek z Niemiec.- Dawno cię nie słyszałem! Co u ciebie?Rozpoznałem ten głos.To był mężczyzna, którego widziałem w X-Ray.Ten sam, który ważyłniespełna czterdzieści kilogramów i czekał na śmierć.Czy ty jesteś Daud? Abu Daud?Tak.Nagle uchyliła się klapa i w celi rozpylono gaz.- Spokój! Nie wolno rozmawiać!Gaz gryzł mnie w oczy, ale byłem zaciekawiony.Cieszyłem się, że jeszcze żyje.Chciałem siędowiedzieć, czy przybrał na wadze, ale nie mogłem mówić, bo zanosiłem się od kaszlu i brakowałomi powietrza.Przez kilka godzin nie zdołałem wydobyć z siebie słowa.Za każdym razem, gdy próbo-wałem coś powiedzieć, zaczynałem kaszleć i potrzebowałem powietrza.Piłem cuchnącą chloremwodę - ale nic nie pomagało.Gaz nie miał którędy ujść.Cela musiała być całkowicie szczelna.Słyszałem, że Dauda co pół godziny stuka i pyta:- Murat! Murat? Jesteś tam jeszcze?Klapa znowu się uniosła, ale nic się nie stało.Chcieli tylko zobaczyć, co robię.Do środkanapłynęło trochę świeżego powietrza i poczułem się lepiej.Po chwili spróbowałem znowuporozmawiać z Daudem.Bardzo cicho, bo następnej porcji gazu już bym nie wytrzymał.Udusiłbymsię.Zastukałem w ścianę.- Murat? Jesteś jeszcze?Abu Daud przybrał na wadze.Byłem naprawdę szczęśliwy, że mu się polepszyło.Nie mogłemwięcej mówić, bo zaczynałem kaszleć.Nie miałem już siły, aby utrzymać się na nogach ani żebyrozmawiać.Położyłem się.Po chwili niemal zabrakło mi powietrza.Usiadłem na podłodze; możetrochę łatwiej było mi tam oddychać, ale trudność sprawiało mi już samo siedzenie.Położyłem sięi przytknąłem nos do szczeliny między ścianą a podłogą.Myślałem sobie, że musi tamtędyprzepływać jakieś powietrze, bo nie było gumowej uszczelki.Oddychałem bardzo powoli, aleoddech stawał się bolesny.Czułem, że powietrze staje się coraz cięższe.Miałem zawroty głowy.Nie wiem, czy tam zemdlałem.Może tak, a może zasnąłem.Nieraz budziłem się, kiedy strażnicypodchodzili do drzwi i uchylali klapę.Napływało nieco powietrza.Tak, jeszcze żyje.Okej, zamknij.Leżałem tak, aż przyszli ponownie, po kilku godzinach.Postanowiłem tym razem nie otwieraćoczu, żeby do celi wpłynęło przez klapę trochę więcej powietrza.Podnieśli klapę.- India-2! Obudz się!Podeszli do drzwi.Słyszałem, jak zamykają klapę i odchodzą.Potem usłyszałem tupot butów większej liczby strażników.Klapa znowu się podniosła, a ja nadalleżałem z zamkniętymi oczami.- Obudz się!Było to jak uderzenie w twarz.Puścili mi na twarz strumień wody pod dużym ciśnieniem.Wodawdarła mi się do nosa i ust.Szybko wyskoczyłem w górę.Było mi wszystko jedno, ile jest powietrza.Szlauch umieszczony był w okienku.Usłyszałem, jak strażnicy się śmieją.Przewróciłem się, strumieńwody przycisnął mnie do ściany.Skończyło się.Strażnicy odeszli.Podłoga była cała zalana wodą.Położyłem się na pryczy, ale tu niebyło czym oddychać.Położyłem się więc znowu na mokrej podłodze, gdzie oddychało mi się niecolżej.Woda odpływała bardzo powoli.Trwał ramadan.Wieczorem dostawałem kromkę chleba to-stowego i kilka małych marchewek lubćwiartkę jabłka.Raz ćwiartkę gruszki.Myślałem o tym, jak w domu podczas ra-madanu wieczoremsię objadaliśmy.Powietrza było coraz mniej.Straciłem przytomność.Obudziłem się, gdy przyszli strażnicy.Klapa się otworzyła, zaświeciło się czerwone światełko.Napłynęło trochę powietrza.Czasami wstawałem do modlitwy, ale nie wiedziałem, kiedy jestwłaściwa pora.Po głowie krążyły mi różnemyśli.Głównie o jedzeniu.Przypominałem sobie, że często na śniadanie zjadałem całeopakowanie chleba tostowego z kiełbasą i żółtym serem.Teraz trzy razy dziennie otrzymywałemzaledwie po jednej kromce.Myślałem o rodzinie.Z pewnością świętowali teraz ramadan wHemelingen.Ale co mama mogła podawać na śniadanie?Byłem nieprzytomny.Klapa uniosła się; otworzyłem oczy i zauważyłem, że bardziej niż jedzeniai picia potrzebuję powietrza.Powietrza, tylko powietrza.Trzeciego dnia Zwięta Cukru po ramadanie otworzyły się drzwi.Gdy wyszedłem, był wieczór.Więzniowie z obozu nr l śpiewali muzułmańskie pieśni.Strażnicystawali pod drzwiami, grozili, mówili im, żeby przestali, ale oni śpiewali dalej.W korytarzunapotkałem żołnierza, którego pobiłem.Nosił ciemne okulary i udawał, że nie zwraca na mnieuwagi.W drodze do klatki witali mnie inni więzniowie.Gdzie byłeś?Izolatka.Który blok?India.Cały ramadan?W India-2 spędziłem trzydzieści trzy dni.System Guantanamo został jeszcze udoskonalony.Rozumiałem teraz, że w każdym momencie swegożycia miałem się czuć tak nędznie, tak rozpaczliwie, jak to tylko możliwe.Maximum discomfort-powiedzieliby Amerykanie.Pozbawiali mnie wszystkiego, co mogłoby mi pomóc przyzwyczaić siędo sytuacji: snu, koca, czasu, ruchu, jedzenia, powietrza.Ledwie zdążałem przywyknąć do nowychsąsiadów, przechodziłem do innej klatki lub do izolatki.Przez całą dobęAmerykanie wywierali na nas silną presję.Próbowali odseparować nas od tego, co mogłoby daćnam siłę i zaufanie.Z tego powodu byliśmy stale przenoszeni i przesłuchiwani.Dlatego wyszydzalinaszą wiarę i próbowali oddzielić nas też od Allacha.Abyśmy porzucili wszelką nadzieję na wyjście ztego piekła.Mieliśmy stać się tak słabi i mali, jak to tylko możliwe, aby mogli usłyszeć od naspodczas przesłuchań to, czego oczekiwali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]