[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo dziwny toKolekcjoner, który trzęsie połową Trójmiasta, a łakomi się na, niedrogą właściwie, koronę wprowincjonalnym sanktuarium! A tymczasem Anita pracowała na swój sposób aż doWąwolnicy! To dzięki sierżantowi Ząbikowi. próbowała wtrącić Zośka. Z tymi kradzieżami wiąże się list, który otrzymał pan w tak niecodzienny sposób odBatury, a którego on musiał się wypierać telefonicznie.W tym wypadku splatają się działaniaJoanny i Anity.Jedna chciała zaszkodzić drugiej.W śmietniku rzeczywiście korona miała byćwymieniona na okup na rzecz Anity.Joanna nadała nam całą sprawę, oczywiścieanonimowo.Pańska siostrzenica i pan byliście potrzebni, aby odciągnąć od Joannypodejrzenia o kradzież koron w sanktuariach.Batura akurat był przydatny, bo pani Joanna jak przyznała się w czasie śledztwa znała go z branży.I nawet kiedyś zgadali się na tematrunów, które zdziwi się pan też w swoim czasie panią Złotnicką interesowały.Stądwiedziała o waszym zwyczaju takowej korespondencji.Batura jednak dowiedział się o tejpróbie wrobienia go i zareagował ostro.A może zresztą naprawdę ubodło go posądzanie ookradanie kościołów? Skąd szajka Kolekcjonera wiedziała, że wiozę koronę Władysława Aokietka? Po prostu miał pan pecha! Joanna wiedziała o wyprawie Anity przebranej za nią; nieorientowała się tylko, dokąd tamta jechała.Kazała więc swoim motocyklistom śledzić ją.A wpościgu za czerwonym audi nie zwracał pan uwagi na motory! Tymczasem ich kierowcyzauważyli pański wehikuł i przy pomocy telefonu komórkowego poinformowali o pańskiejpodróży czy też pościgu pracodawczynię.Ta poleciła im przenieść zainteresowanie z Anityna pana.Zresztą, w ten sposób nie tracili także Anity z oczu.Kolejny meldunek był o pańskiejwyprawie pod kapliczkę.A że jeden ze śledzących miał świetną lornetkę, dalej więctłumaczyć nie muszę. A więc to tak. wreszcie i Jacek zaspokoił swoją ciekawość. Mówmy więc może o Johnie Harrisie? zaproponowałem. Nie pierwszy raz sprowadzają tego gościa i jego brata do Polski różne mniej lubbardziej brudne interesy, z których zresztą znany jest i w swoim kraju.Na razie jednak anipolicja polska, ani angielska nie mogą mu niczego udowodnić.Tym razem przyjechałrzeczywiście po biureczko i może po coś jeszcze, ale tego się od niego nie dowiemy.I tutrafiła mu się transakcja życia: korona Władysława Aokietka.Przekazał bratu, żebyprzypłynął do Gdyni z największą ilością gotówki, jaką zgromadzi po drodze.Samzrealizował wszystkie czeki i naprawdę dodał do tego bentleya.Po czym zadowolonyprzewiózł mebelek na jacht.A papiery na zakup biurka ma naprawdę w porządku. Zapewniał mnie o tym zauważyłem. Tymczasem nasze panie doszły do jakże słusznego z ich punktu widzenia wniosku, żedobrze mieć pieniądze za antyk oraz za koronę, a jeszcze lepiej i pieniądze, i antyk, i koronę.Tę przede wszystkim.Dalszy ciąg ich działania państwo znają. O tak! pokiwaliśmy zgodnie głowami. Dodam tylko, że na najmniejszą wzmiankę o koronie Władysława Aokietka pan JohnHarris robi wielkie oczy i smutną minę, że o tak przemyślnej skrytce w meblu nic niewiedział.Mówi: Bomba, owszem, była, ale korona królewska?. Uważa, że takie cacuszko,jak owo weneckie cudo mogło być powodem zamachu na jego życie.Nie zamierzawystępować z tą sprawą przeciwko paniom Mroczkowskiej i Złotnickiej.I bez tego zresztączeka je solidny wyrok. A pana Jana Mroczkowskiego? szepnęła Zosia. Tak, jego bardzo żal. zasmuciła się pani aspirant. Nigdy nie trafi do ClinicalCentre.Ale może polscy lekarze mu pomogą?Powoli wstaliśmy z krzeseł. Jeszcze raz dziękuję, panie Tomaszu Gogolewska wyciągnęła ku mnie dłoń. Gdybynie pan. I gdyby nie oni! wskazałem rodzeństwo. Czyli dzięki całej zgranej trójce! zaśmiała się pani aspirant. Wujku, a co to, mandat? Zosia wyszarpnęła zza szyby wehikułu kartonik, kiedywyszliśmy z gmachu Komendy Głównej Policji.Wyciągnąłem po niego rękę i mimo woli roześmiałem się.Wypisano na nim bowiemrunicznym pismem:A jednak nie jestem takim ostatnim łotrem!Waldek BaturaMoja opieka nad Zosią i Jackiem dobiegła końca.Po uroczystym obiedzie, na jakizaprosił naszą trójkę dyrektor Marczak, zawiozłem podopiecznych do Aodzi i oddałem wramiona stęsknionych rodziców.Ci obsypali swoje latorośle pocałunkami oraz mniejszymi iwiększymi paczkami z prezentami; nie powiem, mnie także dostało się przy tej okazji kilkamiłych drobiazgów.Rodzeństwo postanowiło przebrać się i odprowadzić mnie na parking.Gwarzyłem sobie zsiostrą i szwagrem, a tu małolaty wychodzą ze swoich pokojów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]