[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie mogłam spełnić jego oczekiwań, choć ten płynny jak miód głos brzmiał bardzoprzekonywająco i szczerze.Wciąż nie mogłam dostrzec ogromu zła, o którym mówił.Widziałam jedynie krewpłynącą z ciała skatowanego chłopca.- Czy wydałeś rozkaz, by zapłonęły stosy? - spytałam nieswoim głosem.Wydawało się to nieprawdopo-dobne.Davy musiał bredzić.W dawnych, okrutnych czasach na stos szli członkowie sekty lollardów za to, żeośmielili się domagać Pisma Zwiętego w języku angielskim.Ale przecież to przeszłość.RLTWestchnął i pokręcił głową, a ja przez ułamek sekundy myślałam, że zaprzecza.Gdy dalej kręcił głową,pojęłam, że oznacza to pełne żalu przytaknięcie.- To nie moja wina.- zaczął.- A więc to prawda - przerwałam mu, czując gorąco na policzkach.Nie zwracał uwagi na moje słowa.- Niedaleko Gravesend pojmany został ksiądz nazwiskiem Thomas Hitton - ciągnął, cały czas kołyszącdziecko.- Podejrzewano go o kradzież płótna, tymczasem się okazało, że w płaszczu ma niewidoczne kiesze-nie, a w nich pełno listów do heretyków przebywających za granicą, w tym do Williama Tyndale'a.Tyndale był mrocznym upiorem, złym wilkiem, którym straszono dzieci, i największymnieprzyjacielem ojca.Odstępca od Kościoła, ksiądz, który przeszedł na stronę wroga.Ukrywał się w Europieprzed angielskimi szpiegami i prowokatorami.A do Anglii stale napływały tłumaczone przez niego Biblie imodlitewniki, schowane w beczkach, baryłkach, skrzyniach i paczkach, które wyładowywano w cichychmorskich zatoczkach albo pod nosem ojca w Steelyard.- Przesłuchał go najpierw arcybiskup Canterbury - mówił ojciec z twardą goryczą, którą mistrz Hans ge-nialnie potrafił oddać na portrecie.- Na początku tygodnia przekazano go władzom świeckim.Egzekucja od-będzie się dwudziestego trzeciego lutego w Maidstone.Jedynym tłumaczeniem Hittona jest: Nie powinno sięodprawiać mszy".Czarna owca wśród kleru.Budzi najwyższy wstręt.Ojciec się do mnie uśmiechał, ale jego oczy pozostawały śmiertelnie poważne.- Decyzja ta nie zależała ode mnie - powiedział.- Ale gdyby tak było, wydałbym taki sam wyrok.Każdy, kto uważa, że prości niepiśmienni chłopi mają prawo krytykować księży i określać swoją relację zBogiem, godzi w Kościół, którego wszyscy jesteśmy członkami.Nie tylko burzy to porządek dzisiejszegoświata, lecz także zrywa więzi łączące żyjący lud boży z dawnymi chrześcijanami, od świętego Augustynapoczynając; z tymi wszystkimi, którzy przed nami wierzyli w to samo co my teraz.Gdy tych więzi zabraknie,skalane zostanie ciało Chrystusa na ziemi.przepadnie na zawsze piękno łaciny, wspólnego języka łączącegowiernych.pozostaną jedynie obłąkane wymysły i bełkot.Anarchos.Mówił bardzo sugestywnie.A mnie przyszedł na myśl Davy skulony przy wejściu do kościoła ZwiętegoStefana, zachwalający róg jednorożca i wykrzykujący inne brednie.Czy rzeczywiście chciałam zdradzić krągludzi światłych i przejść na stronę szaleńców, takich jak Davy, których wyobrażenie o Bogu jest nieskładne ipoplątane? Odwróciłam się, by ukryć ten moment słabości i niechciane łzy napływające do oczu.Próbując sięuspokoić, spojrzałam za okno.Nie byłam gotowa przyznać się do porażki.Opanowałam się i powiedziałamcicho:- Myślałam, że jesteś humanistą.Nie oprawcą.Tym go rozgniewałam.Podszedł do mnie, chwycił wolną ręką za ramię i gwałtownie odwrócił dosiebie.Teraz widziałam jego twarz z bliska - była zaczerwieniona z gniewu.Z jego ust popłynął potok słów.- Głupia, naiwna dziewczyno! Czy ty rozumiesz, co mówisz?! - krzyczał.- Hitton to diabelskienasienie! Męczennik cuchnący siarką! - Wydął usta z niesmakiem.Na czoło wystąpił mu pot.Kropelki ślinypadały na moją twarz.- Człowiek ten opętany jest przez ducha kłamstwa i jego nieszczęsna dusza poszybujeprosto ze stosu w ogień wieczny! Zasługuje na potępienie!RLTZamilkł i spojrzał na mnie, jakby sobie przypomniał, gdzie się znajduje.Oddychał równo i głęboko,starając się opanować.Nozdrza mu pobielały.Otarł wilgoć z czoła.Znów stał się mądrym, spokojnym ojcem,który mnie wychował.Ja jednak miałam przed oczami agresywnego, obcego mi człowieka, który dosłowniemoment wcześniej stał w tym samym miejscu.Dostrzegł i zrozumiał strach i obrzydzenie malujące się na mojejtwarzy.Zrobił krok w moją stronę.Cofnęłam się.W nagle zapadłej ciszy rozległ się płacz Tommy'ego.Obudziły go podniesione głosy i napięcie, jakiepewnie wyczuwał.Oboje przemówiliśmy jednocześnie.- Przepraszam, że krzyczałem.- Oddaj mi dziecko!Podeszłam - tak jakbym przekraczała przepaść, która między nami powstała - wzięłam Tommy'ego icofnęłam się pod okno.Odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć.Nie protestował.Wiedziałam, że stoi tużza mną, ale nie miałam ochoty się do niego odzywać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]