[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WylaÅ‚a wszystkieÅ‚zy, Å‚zy caÅ‚ego życia, zanim skoÅ„czyÅ‚a osiem lat.KucajÄ…c, przebiegÅ‚a palcami wzdÅ‚uż dolnej deski.NamacaÅ‚a wklÄ™sÅ‚e znaki.ZzamkniÄ™tymi oczami, koniuszkami palców, niczym niewidomy czytajÄ…cy metodÄ… Braille'a,odczytywaÅ‚a wyryte tam litery.JESTEM TORY.- Zgadza siÄ™.Jestem Tory.Nie zabierzesz mi tego, nie wybijesz tego ze mnie.JestemTory.I wÅ‚aÅ›nie wróciÅ‚am.ZachwiaÅ‚a siÄ™ lekko.PomyÅ›laÅ‚a, brak powietrza.W szafie nigdy nie byÅ‚o powietrzaani Å›wiatÅ‚a.Kiedy siÄ™ cofnęła, miaÅ‚a spocone dÅ‚onie.OdwróciÅ‚a siÄ™, żeby wyjść jak najszybciej z pokoju, uciec z domu.Ale za drzwiamidostrzegÅ‚a cieÅ„.KsztaÅ‚t mÄ™skiej sylwetki.I kiedy otwierane drzwi zaskrzypiaÅ‚y, miaÅ‚a znowu osiem lat.ByÅ‚a sama, bezradna,przerażona.4CieÅ„ wymówiÅ‚ jej imiÄ™ w peÅ‚nym brzmieniu: Wiktoria.MogÅ‚aby uciec, ale byÅ‚o jejwstyd.Duchy tego domu krążyÅ‚y wokół, naigrawaÅ‚y siÄ™ z niej, szepczÄ…c jej coÅ› do ucha.Nieraz już uciekaÅ‚a.I na nic to siÄ™ nigdy zdaÅ‚o.Nie poruszyÅ‚a siÄ™, zastygÅ‚a jak królik w Å›wietle latarki myÅ›liwego.Kiedy otwieranedrzwi zaskrzypiaÅ‚y gÅ‚oÅ›niej, strach podszedÅ‚ jej do gardÅ‚a.- PrzestraszyÅ‚em ciÄ™? Przepraszam.- PowiedziaÅ‚ to takim tonem, jakby uspokajaÅ‚kobietÄ™, którÄ… wÅ‚aÅ›nie uwiódÅ‚.- ZatrzymaÅ‚em siÄ™, żeby zobaczyć, czy czegoÅ› niepotrzebujesz.StaÅ‚ w drzwiach, a sÅ‚oÅ„ce padaÅ‚o na niego od tyÅ‚u tak, że nie widać byÅ‚o rysów twarzy.- SkÄ…d wiedziaÅ‚eÅ›, że tutaj jestem? - zapytaÅ‚a.- CzyżbyÅ› już zapomniaÅ‚a, że w Progress każda wiadomość szybko siÄ™ rozchodzi.Po jego gÅ‚osie czuÅ‚a, że siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚.A wiÄ™c jej strach jest aż tak widoczny? MusisiÄ™ opanować.- Nie, nie zapomniaÅ‚am niczego.Kim jesteÅ›?- Jestem Cade - powiedziaÅ‚ i podszedÅ‚ bliżej.- Kincade Lavelle.StaÅ‚ teraz na granicy Å›wiatÅ‚a i cienia.Strach minÄ…Å‚, gdy ujrzaÅ‚a go wyraznie.Kincade Lavelle, brat Hope.Czy by go poznaÅ‚a? Nie, raczej nie.ZapamiÄ™taÅ‚aszczupÅ‚ego, delikatnego chÅ‚opca.Teraz miaÅ‚a przed sobÄ… barczystego, silnie zbudowanegomężczyznÄ™.I chociaż uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ sympatycznie, nie byÅ‚o nic delikatnego w ostrych rysachjego twarzy.MiaÅ‚ teraz ciemniejsze wÅ‚osy, lekko krÄ™cÄ…ce siÄ™, wypÅ‚owiaÅ‚e na sÅ‚oÅ„cu.ZawszenajchÄ™tniej przebywaÅ‚ na dworze.PrzypomniaÅ‚a sobie, jak czasami chodziÅ‚ z ojcem po polach,z tÄ… pewnoÅ›ciÄ… siebie wynikajÄ…cÄ… z posiadania ziemi, po której siÄ™ stÄ…pa.MogÅ‚aby go rozpoznać po oczach.Ten sam intensywny bÅ‚Ä™kit jak u Hope.Od sÅ‚oÅ„caw kÄ…cikach oczu porobiÅ‚y mu siÄ™ zmarszczki, które dodajÄ… mężczyznom urody, a kobietyprzyprawiajÄ… o rozpacz.Teraz te oczy patrzyÅ‚y na niÄ… z jakimÅ› wyczekiwaniem, wprawiajÄ…cym wzakÅ‚opotanie.- Dawno siÄ™ nie widzieliÅ›my.- Na nic lepszego nie potrafiÅ‚a siÄ™ zdobyć.- PoÅ‚owa mojego życia.- Nie wyciÄ…gnÄ…Å‚ do niej rÄ™ki, żeby jej nie spÅ‚oszyć.WyglÄ…daÅ‚atak, jakby miaÅ‚a zamiar zemdleć.- Dlaczego nie wyjdziesz z domu i nie posiedzisz na ganku? O ile wiem, ten starybujany fotel jest tu jedynym meblem.- CzujÄ™ siÄ™ Å›wietnie.Wszystko w porzÄ…dku.Akurat.ByÅ‚a blada jak Å›mierć, a te jej Å‚agodne szare oczy, które zawsze gofascynowaÅ‚y, miaÅ‚a wciąż szeroko otwarte, czujne.Ponieważ wychowaÅ‚ siÄ™ w domuzdominowanym przez kobiety,.wiedziaÅ‚ jak w takiej sytuacji postÄ™pować.OdwróciÅ‚ siÄ™ iotworzyÅ‚ drzwi.- Duszno tu - powiedziaÅ‚ i wyszedÅ‚, zostawiajÄ…c otwarte drzwi, liczÄ…c, że Tory pójdziew jego Å›lady.Nie majÄ…c wielkiego wyboru, wyszÅ‚a na ganek.PoczuÅ‚ jej zapach i pomyÅ›laÅ‚ ojaÅ›minach kwitnÄ…cych nocÄ… w ogrodzie jego matki.- MusiaÅ‚aÅ› tu wrócić.- MusiaÅ‚am gdzieÅ› zamieszkać.- CiÄ…gle byÅ‚a spiÄ™ta.Nie lubiÅ‚a prowadzić podobnychrozmów z mężczyznami.Nigdy nie wiadomo, co kryje siÄ™ za ich sÅ‚owami i uÅ›miechami.- MieszkaÅ‚aÅ› przez jakiÅ› czas w Charleston.Tutaj żyje siÄ™ znacznie spokojniej.- PragnÄ™ spokoju.OparÅ‚ siÄ™ plecami o balustradÄ™.WiedziaÅ‚, że ciÄ…gle jest spiÄ™ta.TkwiÅ‚a w niej jakaÅ›zadra.To dziwne, że wÅ‚aÅ›nie takÄ… jÄ… zapamiÄ™taÅ‚.- Dużo siÄ™ mówi o twoim sklepie.- To dobrze.- UÅ›miechnęła siÄ™ sÅ‚abo, a jej oczy pozostaÅ‚y poważne i czujne.- Takaciekawość przyciÄ…gnie ludzi.- ProwadziÅ‚aÅ› sklep w Charleston?- Tylko nim kierowaÅ‚am; być wÅ‚aÅ›cicielkÄ… to caÅ‚kiem co innego.- To prawda.- Teraz Beaux Rêves należaÅ‚o do niego i wiedziaÅ‚, ile jest z tym kÅ‚opotu.SpojrzaÅ‚ za siebie na pola, gdzie sadzonki i pÄ™dy wyciÄ…gaÅ‚y siÄ™ ku niebu.- No i jak toznajdujesz, Tory?- Wszystko wyglÄ…da tak jak dawniej, a zarazem caÅ‚kiem inaczej.- WÅ‚aÅ›nie to samo pomyÅ›laÅ‚em o tobie.DojrzaÅ‚aÅ›.- OdwróciÅ‚ siÄ™ ku niej, przyjrzaÅ‚ siÄ™bacznie jej zaciÅ›niÄ™tym na porÄ™czy fotela palcom.- DojrzaÅ‚aÅ› do swoich oczu.Zawsze miaÅ‚aÅ›oczy dorosÅ‚ej kobiety.Gdy miaÅ‚em dwanaÅ›cie lat, przeÅ›ladowaÅ‚y mnie.MusiaÅ‚a użyć caÅ‚ej siÅ‚y woli, żeby nie spuÅ›cić oczu.- ByÅ‚eÅ› wtedy zbyt zajÄ™ty uganianiem siÄ™ z moim kuzynem Wadem i z DwightemFrazierem, by zwracać na mnie uwagÄ™.- Mylisz siÄ™.ZwracaÅ‚em uwagÄ™ na wszystko, co dotyczyÅ‚o ciebie.Nadal noszÄ™ wpamiÄ™ci twój obraz.Dlaczego nie powiemy sobie wprost, że to ona stoi miÄ™dzy nami?Tory poderwaÅ‚a siÄ™ z miejsca, odeszÅ‚a i zapatrzyÅ‚a siÄ™ na pola.- Oboje jÄ… kochaliÅ›my - powiedziaÅ‚ Cade.- Oboje jÄ… straciliÅ›my.I żadne z nas niezapomniaÅ‚o o niej.ZrobiÅ‚o siÄ™ jej ciężko na sercu, jakby je uciskaÅ‚y jakieÅ› rÄ™ce.- Nie potrafiÄ™ ci pomóc.- Nie proszÄ™ ciÄ™ o pomoc.- WiÄ™c o co?Zaintrygowany, z narastajÄ…cÄ… uwagÄ… obserwowaÅ‚ jak znowu zamknęła siew sobie.- Nie proszÄ™ ciÄ™ o nic, Tory.Czy tego wÅ‚aÅ›nie oczekujesz od każdego? PoczuÅ‚a siÄ™teraz silniejsza, pewniej staÅ‚a na nogach.- Tak.Z tyÅ‚u, za nim, niczym popielata strzaÅ‚a, przeleciaÅ‚ jakiÅ› ptak i siadÅ‚ na gaÅ‚Ä™zi drzewanad moczarami.- Szkoda - powiedziaÅ‚.- Ale ja naprawdÄ™ nie chcÄ™ nic od ciebie.Może przydaÅ‚oby siÄ™tylko jakieÅ› przyjazne sÅ‚owo od czasu do czasu.Oboje wiemy, co Hope znaczyÅ‚a dla nas.Utrata jej wpÅ‚ynęła na caÅ‚e moje życie.Chyba nie zaprzeczysz, że również na twoje?- Jakie to może mieć dla ciebie znaczenie, co ja czujÄ™? Nie znamy siÄ™ przecież.Nigdytak naprawdÄ™ nie poznaliÅ›my siÄ™.- ZnaliÅ›my jÄ….A twój powrót skÅ‚ania do poruszenia tej sprawy.To nie twoja wina, poprostu tak jest.- Czy to jest powitalna wizyta, czy ostrzeżenie, żebym trzymaÅ‚a siÄ™ na dystans?Przez chwilÄ™ nie odzywaÅ‚ siÄ™, potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….W jego oczach znowu pojawiÅ‚a siÄ™wesoÅ‚ość.- Jedno jest pewne, że zrobiÅ‚aÅ› siÄ™ uszczypliwa.Po pierwsze, nie mam zwyczaju prosićpiÄ™knych kobiet, żeby trzymaÅ‚y siÄ™ na dystans.Przecież sam bym tylko na tym straciÅ‚,prawda?Nie uÅ›miechnęła siÄ™.Kiedy zrobiÅ‚ krok do przodu, ptak siedzÄ…cy na drzewie frunÄ…Å‚ wgÅ‚Ä…b moczarów.- Możesz zażądać, żebym to ja trzymaÅ‚ siÄ™ na dystans, ale i tak nie posÅ‚ucham.PrzyszedÅ‚em, żeby ciÄ™ powitać, Tory, i żeby spojrzeć na ciebie.Wolno mi zaspokoić wÅ‚asnÄ…ciekawość.A na twój widok cofnÄ…Å‚em siÄ™ w czasie.To normalne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]