[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- %7łyczę waszej wysokości miłego dnia.Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, podniosła poduszkę i wrzasnęła wnią najgłośniej jak śmiała, po czym cisnęła nią przez pokój.Znów podeszła do okna i spojrzała na dolinę rzeki.Ten widok trochęją uspokoił.Krajobraz wyglądał tak pięknie w blasku póznegopopołudnia: kępy drzew rzucały cienie na szachownicę pól oniezliczonych odcieniach żywej zieleni.Wcześniej spadł deszcz - ledwiepokropił - więc świat wyglądał na świeżo wyszorowany i czysty, a wiatrgnał strzępy chmur po błękitnym niebie.Nagle obok niej przeleciał ptak, raz i drugi, tak blisko, że niemalmogła go dotknąć.Zatrzepotał w słońcu granatowymi skrzydłami sinoczarnymi w tym świetle.Zachowywał się tak odważnie, że wydał jejsię oswojonym ptakiem, który uciekł komuś z klatki.Wyciągnęła doniego rękę.Natychmiast otworzył dziób i usiłował zdjąć jej z palcapierścionek.Cofnęła rękę.- No, ty spryciarzu.Chciałbyś ukraść mi pierścień, prawda? Uciekaj,złodziejaszku.Sio!Pomachała rękami i ptak niechętnie odleciał.W mgnieniu okaprzeleciał za mur, potem nad wyspą i jeziorem, nad rozpościerające siędalej pola.Nie mogła oderwać od niego wzroku.Jeszcze chwilka izniknął za lasem.Gdyby umiała tak latać, wyfrunęłaby przez okno i zniknęła, nim ktośzdołałby osiodłać konia.Gałąz byłaby jej łożem, a niebo jej krainą.Uwolniłaby się od tej głupiej rodziny, która nie potrafi zapomnieć oprzeszłości.Mogłaby wybrać sobie, kogo by chciała.Byłaby wolna.Jak wyglądałby świat oglądany oczyma kogoś, kto nawet nie znaimion swoich rodziców? Z pewnością wspaniale.%7ładnych zobowiązańwobec nikogo prócz siebie.%7ładnych. 7Elise usłyszała ojca, zanim go ujrzała.W jego pokojach nie paliły sięświece i mrok kradł światło, jak kot kradnący oddech dziecku.Ojciec grał na harfie, nie będącej jego ulubionym instrumentem, lecz iz tym obchodził się lepiej niż sprawnie.Elise przystanęła w drzwiach,słuchając.Nie znała tego utworu, ale doskonale pasował on do dzwiękówi nastroju wieczoru - ostatniego szeptu cichnącego wiatru, porykiwaniabydła powoli wracającego do obór, łopoczącej w otwartym oknie zasłony,melodyjnego śpiewu słowika.Muzyka stała się częścią tych wszystkichdzwięków, tańcząc wśród nich melodyjnym kontrapunktem.Elise otworzyła drzwi szerzej i muzyka ucichła, nieco dłużejdzwięcząc w jej głowie niż w powietrzu.- Elise?- Skąd wiesz, że to ja? - zapytała, kręcąc głową.Zawsze zdumiewałają jego przenikliwość.- Wszyscy inni pukają, moja droga.Nawet Menwyn.Roześmiała się.- A ja myślałam, że masz jakiś.szósty zmysł.- No, czuję też zapach twoich perfum - dodał, wyciągając rękę.Przeszła przez pokój i podała mu dłoń.Ucałował ją i przycisnął dopoliczka, jak zawsze lekko przymykając przy tym oczy.Często myślała,że jej ojciec byłby uderzająco pięknym mężczyzną, gdyby nie jego pustespojrzenie niewidomego.Pociągła twarz i malująca się na niej powaganadawały mu melancholijny wyraz, chociaż Elise wiedziała, że nie jestnieszczęśliwy, tylko skłonny do zadumy.Brunet, z wyglądu byłprzeciwieństwem jasnowłosej córki.Chociaż ona też miała lekkopociągłą twarz, co próbowała ukryć uczesaniem.Odjął jej dłoń od ust, lecz nie puścił.Lubiła ciepło i delikatny dotykjego palców - dłoni artysty. - A co sprowadza cię z wizytą do starego ojca?- Wcale nie jesteś stary i czy potrzebny mi inny powód poza chęciąprzebywania w twoim miłym towarzystwie?Nogą przysunęła sobie krzesło - straszliwie nieprzystojne zachowanieu damy, lecz była pewna, że ojciec wcale nie uzna go za naganne.- Dobrze wiesz, że możesz odwiedzać mnie, kiedy tylko chcesz, czydla przyjemności przebywania w moim towarzystwie, jak to ujmujesz,czy też aby zrzucić jakiś ciężar, który leży ci na sercu.Czasem czuję, żechodzi o to drugie.Uścisnęła jego dłoń, nie wiedząc od czego zacząć.- Menwyn.- rzekł cicho.To nie było pytanie.Skinęła głową.- Czy mogę założyć, że to było potwierdzenie? Uśmiechnęła się.-Tak.- To istna zakała naszej rodziny, prawda? - spytał konspiracyjnymszeptem ojciec.- Nalega, żebyś przyjęła oświadczyny.- Wciąż powtarza, że to ty podejmiesz decyzję - wypaliła.Ojciecwygodnie usiadł na krześle.- Tak, to do niego podobne.- Tylko że, ojcze, Menwyn wydałby mnie za każdego, byleby tylkoojciec mojego przyszłego małżonka miał dość zbrojnych i byłdostatecznie wojowniczy.- Wstała z krzesła, przeszła trzy kroki wgęstniejącym mroku i zatrzymała się.- Nie chcę, by moje małżeństwopodtrzymywało tę bezsensowną waśń - powiedziała głuchym szeptem,jakby nie śmiała wypowiadać takich słów w tych murach.Przez chwilę milczał.- Nie - powiedział głośno.- Ja też tego nie chcę.Będziemy musielijakoś przeciwstawić się Menwynowi, chociaż podburzy wszystkichpozostałych przeciwko nam.Znasz prawdę, Elise: niemal całkiem mnieodizolował.Nie możemy liczyć na nikogo, tylko na siebie.Mówiąc to, zwrócił głowę ku córce, jakby ją widział.Podeszła ipołożyła dłoń na jego ramieniu, po czym nachyliła się i pocałowała go wpoliczek.Zawsze był jej oparciem.Wyciągnął rękę i przebiegł palcami po strunach harfy, wydobywając z niej kaskadędzwięków.Uśmiechnął się.- Powinnaś wiedzieć, Elise - rzekł, nagle poważniejąc - że wszyscymusimy zawrzeć odpowiednie związki.To wcale nie oznacza, że musiszpoślubić kogoś, kim gardzisz, jednak powinien to być ktoś oodpowiedniej pozycji.- Tak - odparła cicho.- Ty kochałeś mamę, prawda?- Bardziej, niż zdołam to wypowiedzieć, niemal bardziej, niż potrafięto zagrać.- A przecież prawie jej nie znałeś, kiedy ją poślubiłeś.? Znałaodpowiedz na te pytania, były dla niej krzepiącą litanią.- Spotkałem się z nią dwa razy i rozmawialiśmy niecałe pół godziny.- Jednak ufałeś osądowi babci.- Całkowicie.- Oto sedno mojego problemu - powiedziała.- No właśnie  przytaknął ojciec.- Ojcze? Nie jestem samolubna.Poślubię tego, kogo mi wybierzesz,ale nie chcę, żeby znów wybuchła waśń.Rozumiesz? Nie pozwolę, bymoje małżeństwo umożliwiło Menwynowi rozpoczęcie wojny.DośćWillsów zginęło dla zaspokojenia rodzinnej dumy.- Urwała i nabrałatchu.- I innych ludzi także.- Wiem, że nie jesteś egoistką, moja droga.Tylko że wiesz co, Elise?Kiedy chodzi o małżeństwo, można być trochę samolubnym.- I po chwilidodał: - Chyba nie upierasz się tylko po to, żeby dopiec Menwynowi?- Nie sądzę - powiedziała, mając nadzieję, że to prawda.- Ja też tak nie myślę, chociaż to kusząca możliwość.Będziemymusieli dobrze się zastanowić, co robić.Menwyn to grozny przeciwnik.W przeszłości pokonał mnie - rzekł bez cienia urazy.- Wtedy byłam za młoda, żeby ci pomóc - powiedziała Elise, chociażczuła, że nie ma to większego znaczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl