[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie ósma.W domu panowała cisza,chociaż Gwendolyn przypuszczała, że służba jest już od paru godzin na nogach.A co z siostrą? Czy Dorothea się obudziła? Czy spędziła noc spokojnie? Czy jejsię poprawiło, tak jak zapewniał doktor?Musiała wstać z łóżka, żeby się tego dowiedzieć.Zrobiła kilka krokówi uświadomiła sobie, że czuje lekki ból w intymnym miejscu.Napłynęływspomnienia niezwykłej nocy z Jasonem.Gwendolyn odsunęła na bok żale.Jejprzygoda z Jasonem dobiegła końca.Okoliczności nie pozostawiały wyboru.Przeszła przez pokój i otworzyła szafę wicehrabiego.Miała wrażenie, żewkrada się w jego prywatność, oglądając pięknie uporządkowaną męskągarderobę.Przesunęła delikatnie palcami po ubraniach, zaskoczona, że wielestrojów jest tak jasnych i kolorowych - niezbyt pasujących do poważnego,smutnawego stylu lorda Fairhurst.Nie mając czasu, żeby się nad tym zastanowić, Gwendolyn zaczęłaprzebierać w szafie, aż znalazła to, czego szukała - szlafrok.Uszyty z czarnegojedwabiu, z kołnierzem i mankietami obszytymi złotym aksamitem, stanowiłluksusowy strój i jedyny, który nadawał się do tego, żeby w nim wyszłaz pokoju.Włożyła go pośpiesznie, zawiązując ciasno pasek i podwijając kilka razyrękawy.Cała okryta, z wyjątkiem stóp, Gwendolyn ruszyła korytarzem, żebysprawdzić, jak się miewa Dorothea.Pielęgniarka podniosła się z krzesła i poprawiła zasłony, wpuszczając niecowięcej światła.Uniosła brwi, spojrzawszy na dziwne przebranie Gwendolyn, alena szczęście nie robiła uwag.- Miała spokojną noc - poinformowała Gwendolyn.Położyła dłoń na czoleDorothei i mlasnęła z zadowoleniem.- Ani śladu go rączki i to jest bardzo dobry znak.Będzie ją bolała kostka i głowa, ale dojdzie do siebie.Młodymzwykle to się udaje.- Dzięki Bogu.- Gwendolyn podeszła do łóżka i pogłaskała siostrę poramieniu.Ogarnęła ją ulga, kiedy stwierdziła, jak naturalnie wygląda Dorothea.Miała zaróżowione policzki, oddychała równo, a na jej twarzy malował sięspokój.- Lepiej pozwólmy jej spać jeszcze parę godzin - powiedziała pielęgniarka.-Kiedy się obudzi i zje lekki posiłek, będzie miała siłę, żeby przyjąć gości.Posłuchawszy rady pielęgniarki, Gwendolyn wróciła do pokoju.Usiadła nabrzegu łóżka, a potem położyła głowę na poduszce.Powieki zaczęły jej ciążyć.Zamknęła je, mówiąc sobie, że odpocznie tylko parę minut.Gwendolyn się obudziła, kiedy do pokoju weszła pokojówka z tacą, na którejniosła gorącą czekoladę i tost.- Przyniosłam drobną przekąskę, panienko - zaszczebiotała wesoło.-Kucharka przygotuje, co pani zechce, kiedy się pani umyje, ubierze i zejdzie dojadalni.- Dziękuję.- Gwendolyn zdobyła się jakoś na uprzejmy uśmiech.Nie czułasię dobrze, a zapach czekolady tylko pogarszał ten stan.Nie zwracając uwagi natacę, wyszła z łóżka i rozejrzała się za ubraniem, starając się nie wpaść w panikę,kiedy nie mogła znalezć sukni.- Tutaj mam pani ubrania, panienko - oznajmiła służąca.- W zeszłymtygodniu przywieziono trochę strojów jaśnie pani.Gospodyni przejrzała rzeczy,ale nie było nic odpowiedniego, co panienka mogłaby pożyczyć.Wyczyściliśmywięc strój, który pani miała na sobie wczoraj.Pożyczyć stroje od lady Fairhurst? Gwendolyn ugryzła się w język, usiłującpowstrzymać okrzyk grozy.Dość, że ukradła miłość jej męża.Nie mogła sobiewyobrazić, żeby miała jeszcze nosić jej ubrania.Na myśl o tym Gwendolyn znowu zrobiło się niedobrze.Z bijącym sercemoparła się o kolumienkę łóżka i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby sięuspokoić. Do czasu, kiedy służąca nalała cieplej wody do porcelanowej miski, Gwendolynna tyle doszła do siebie, żeby móc się umyć.Ubierała się długo.Czuła się dziwnie, wkładając wieczorową sukienkę o tejporze dnia, ale ubranie było przynajmniej świeżo wyczyszczone i wyprasowane.A biorąc pod uwagę wszystkie przedziwne wydarzenia z ostatniego dnia,paradowanie w wieczorowej sukience w południe nie było jeszcze czymśnajgorszym.Gwendolyn uniosła brodę i spojrzała w lustro, podczas gdy pokojówkazapinała maleńkie guziczki na jej plecach.Dzięki Bogu, wszystkie były namiejscu.Bała się, że rozpinając pośpiesznie suknię poprzedniej nocy, kilkaz nich wyrwała.Właśnie skończyła toaletę, gdy usłyszała kroki i pukanie do drzwi.Pokojówka otworzyła i wyszła, a w tej samej chwili gość wszedł do środka.Gwendolyn przebiegł dreszcz po plecach, kiedy Jason wszedł do pokoju.Och, Boże! Miał na sobie ciemnozielony kubrak, brązowe bryczesy, czarnąkamizelkę oraz obszyte frędzlami buty do konnej jazdy tak lśniące, że można sięw nich było przejrzeć jak w lustrze.Uznała, że jego kamerdyner musiał wejść do sypialni, kiedy poszłaodwiedzić Dorotheę.Inaczej skąd wziąłby takie piękne, czyste ubranie?Skłonił się, ale drżące kolana Gwendolyn nie pozwoliły jej odpowiedziećdygnięciem.- Dzień dobry panu.- Dzień dobry moja miłości.- Uśmiechnął się, jego zielone oczy pojaśniały.- I, proszę, mów do mnie Jason.Zdecydowanie Gwendolyn się zachwiało.Był taki przystojny, wydawał sięzakochany i pełen zapału.Mój Boże, jak mogłaby odmówić mu czegokolwiek?- Widziałam przez chwilę Dorotheę dziś rano, ale chciałabym jeszcze razpójść tam i posiedzieć z nią.- Gwendolyn celowo mówiła uprzejmym,bezosobowym tonem, modląc się w duchu, żeby ją w tym naśladował, co obojguułatwiłoby życie. - Wracam z jej pokoju.Obudziła się na trochę, ale potem znowu zasnęła.Doktor i pielęgniarka zapewniają, że to najzupełniej normalne.Gwendolyn wciągnęła powoli powietrze.- Czułabym się lepiej, mogąc przy niej posiedzieć.- Oczywiście.Ale najpierw musimy porozmawiać.Mam ci do powiedzeniacoś bardzo ważnego.Gwendolyn się odwróciła.Jason objął ją ramionami od tyłu.Owionął ją jegozapach.Jej serce biło nieregularnie.Tego było za wiele.Odsunęła się.- Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.Zacisnął wargi, jakby podwpływem bólu.- Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe.- Niełatwe? - Gwendolyn skrzywiła się boleśnie.Przeszła na drugą stronępokoju.- Nie ma potrzeby robić z tego dramatu, Gwendolyn.Podszedł bliżej.Bez ostrzeżenia przyciągnął ją do siebie i pocałował, mocnoi szybko.Nie miała pojęcia, co zamierzał, zanim jego usta nie znalazły się na jejustach.Zaszokowana, usiłowała się odsunąć, ale potem, wbrew woli, objęła go zaszyję i przytuliła mocniej.Całowali się, a w jej ciele odezwał się nieznany ból.Rozległo się głośne pukanie do drzwi.- Jaśnie panie?Jason odsunął się tylko na tyle, żeby móc odwrócić głowę.Spojrzał gniewniena drzwi.- Rozpoznałeś głos? - szepnęła.- To chyba Snowden.Majordomus [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl