[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałem pojęcia, co powiedzieć, więc siedziałem w milczeniu.Zet jednak wcalenie wydawał się przerażony możliwością zamknięcia w odosobnieniu.- Przecież niektóre z tych tuneli muszą dokądś prowadzić.Muszą być jakieśpodziemne przejścia czy coś w tym rodzaju.- Cóż, zawsze możesz spróbować - stwierdził Donovan, nie kryjąc sarkazmu.- Niebędziesz pierwszy i raczej na pewno nie ostatni.Możesz mi jednak wierzyć, że Dziura nie jestnajgorszą rzeczą, na jaką możesz się natknąć w tych murach.Zresztą, może będziesz miałszczęście, może zabiorą cię jeszcze dziś i sam się przekonasz.- Zabiorą? - zdziwił się chłopak.- Dokąd mają mnie zabrać?Donovan przestał słuchać.Zet spojrzał na mnie, mogłem jednak tylko wzruszyćramionami.Wyraznie poirytowany odchylił się na ławie.- Przyjazniłeś się z tym Adamem, który mieszkał w naszej celi? - zapytałemDonovana, zmieniając temat.- Przyjazniłem? - powtórzył, jakby próbując przypomnieć sobie znaczenie tego słowa.- Tu nie ma przyjazni, powinieneś to szybko zrozumieć.Przywiążesz się do kogoś, a chwilępózniej już go nie ma.Mogą w każdej chwili wsadzić mu kosę pod żebro, może sam skoczyć,może zostać zabrany.Po ukończeniu osiemnastu lat wszyscy trafiają na piętnaste piętro iwtedy znikają na zawsze.Zresztą niewielu dożywa do osiemnastki.Przerwał, czekając, aż umilknie krzyk, który nagle rozniósł się po pomieszczeniu.- Nie szukaj żadnych przyjazni - podjął, kiedy ucichły hałasy.- Nie twórz żadnychwięzi.Wystarczy, że to zauważą, a obaj zginiecie.Nie popełnij błędu i nie otwieraj przednikim serca, w Otchłani nie ma na to miejsca.Ponownie dało się słyszeć wrzaski, tym razem zdecydowanie nabrzmiałe gniewem.Donovan zamarł z włosami zjeżonymi na karku, a ja poczułem, jak wali mi serce.W całympomieszczeniu narastało napięcie, można je było praktycznie zobaczyć, wisiało nad stołaminiczym mroczny cień zabierający całe powietrze.Jego zródło znajdowało się po drugiejstronie stołówki, gdzie dwóch więzniów stało przy ławie, mierząc się wzrokiem.- Zwijamy się - syknął Donovan, ruszając z miejsca.Reszta współwięzniównajwyrazniej podjęła tę samą decyzję i przyglądając się utarczce, zmierzała do wyjścia.- Co się dzieje? - chciał wiedzieć Zet.- Problemy - zabrzmiała odpowiedz.- I na pewno nie chcemy być w pobliżu.Jakby na dany sygnał, w tym samym momencie pojawił się kolejny dzwięk, tymrazem metaliczny stuk.Spojrzałem na jednego z wzburzonych chłopaków: wycofywał sięwłaśnie, a z rany na jego głowie lała się krew, jakby czymś oberwał.Jego przeciwnikprzygotowywał się do zadania kolejnego ciosu, podnosząc tacę nad głową i kierując ostrąkrawędz w stronę swej ofiary niczym obuch siekiery.- Nie możemy czegoś z tym zrobić? - zapytałem.Donovan jednak skierował się wstronę tunelu i wszedł do środka.- Jak tam chcesz - zawołał przez ramię.Stałem jeszcze przez chwilę, przyglądając sięcałej sytuacji, kiedy jednak tacka opadła po raz kolejny, zostałem porwany przez wycofującysię tłum i wszystko zniknęło za załomem krwistoczerwonej ściany.Przez kilka następnych minut w Otchłani królował chaos.Wypadliśmy na dziedziniecdokładnie w tym samym momencie, gdy rozległo się pojedyncze, przeciągłe wycie syren.Dzwięk najwyrazniej uruchamiał karabiny maszynowe zamontowane wzdłuż ścian.Natychmiast odwróciły się w kierunku spanikowanych więzniów, a ich gładkie, płynne ruchyprzypominały poruszenia jakiegoś robota ogarniętego morderczym szałem.Ogłuszający jazgot syren spowodował, że wszyscy wokół dostali gwałtownegoprzyspieszenia.Tak jakby ktoś wcisnął przycisk szybkiego przewijania, zmuszając ich doprzemieszczania się w absurdalnym tempie.Większość pędziła po schodach, przepychając sięna oślep, gnana namacalnym przerażeniem.Donovan z twarzą wykrzywioną wyraznymlękiem biegł na przełaj przez dziedziniec.Odwrócił się, wołając coś przez ramię, ale jegosłowa zniknęły w panicznym jazgocie i przerazliwym wyciu syren.Panika była zarazliwa, rozstrajała umysł i powodowała zawroty głowy.Coś uderzyłomnie od tyłu i upadłem na twardą podłogę, czując ból promieniujący od wykręconegonadgarstka w górę ramienia.Widziałem przed sobą dziesiątki nóg, wszystkie unosiły się wgórę i w dół niczym tłoki silnika, miażdżąc wszystko na drodze.Próbowałem się unieść narękach, ktoś jednak walnął mnie w ramię.Osłoniłem głowę rękoma, zwijając się w kłębek,starałem się unikać spadających ze wszystkich stron kopniaków i błagałem w duchu, żeby tenkoszmar wreszcie się skończył.Miałem wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim ktoś złapał mnie mocno za rękę ipoderwał z podłogi.Próbowałem się przez chwilę opierać, ale siła była zbyt wielka, więc sięjej poddałem.Otworzywszy oczy, zobaczyłem stojącego nade mną Donovana.Jego twarzwykrzywiała wściekłość.Wbijając palce w moje ciało, pociągnął mnie razem z tłumem i takdługo odpychał inne dzieciaki, aż dotarliśmy do schodów.Szedłem za nim, nie potrafiąc oniczym myśleć, mój mózg był zbyt wyczerpany, żeby zajmować się czymkolwiek innym pozastawianiem jednej nogi przed drugą.W tym zresztą również nie odnosiłem zbyt wielkichsukcesów.Zanim dotarliśmy na szósty poziom, fala więzniów zmieniła się w wąski strumyczek,wpychając nas do celi na parę sekund przed końcem syreny.Cisza była równie ogłuszającajak poprzedzający ją hałas.Więzienie otoczył kokon milczenia przerywanego jedynieokazjonalnymi szlochami.Nie trwało to jednak zbyt długo.Drzwi do cel zaczęły się zasuwaćz hałasem przypominającym dzwięk wagoników kolejki górskiej wciąganych po rampie, asekundę pózniej tysiące ich zatrzasnęły się z hukiem, od którego zadrżały skały.Poniżej, na poziomie dziedzińca, mogłem dostrzec otwierające się drzwi do schronu imroczne cienie podążające w stronę stołówki.W jednej sekundzie pojawiło się dwunastu lubtrzynastu gości w czarnych garniturach niosących ze sobą broń.- Psy? - wyszeptał Donovan.Nie odpowiadałem, więc powtórzył: - Widzisz psy?Przyglądałem się drzwiom do schronu, ale nic więcej z nich nie wyszło.Potrząsnąłemgłową, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu.Donovan wymamrotał jakieś podziękowania, niewiem, czy komuś, czy czemuś, i usłyszałem, jak opada na łóżko.- Ktoś został na zewnątrz? - zadał kolejne pytanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]