[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były też średniej wielkości spaniele i airedale teriery, a także jedenprzepiękny, biały jak śnieg samojed.Był też masywny rottweiler oprzyciętym ogonie, zadyszany szary wilczur i czarny sznaucerolbrzym.Po chwili Elena zaczęła rozpoznawać poszczególne psy.- To jest bokser pana Grunbauma, a to owczarek niemieckiSullivanów.Ale co jest z nimi nie tak?Ludzie, początkowo zaniepokojeni, teraz byli już porządnieprzestraszeni.Stali w jednej linii, ramię przy ramieniu i nikt nie chciałpierwszy zrobić kroku w stronę zwierząt.Ale psy nic nie robiły, nie warczały, nie jeżyły sierści.Po prostusiedziały lub stały, niektóre z lekko wywalonymi ozorami.To bardzodziwne, że zastygły w takim bezruchu, pomyślała Elena.%7ładen piesnie merdał ogonem, żaden nie okazywał przyjaznych uczuć.Zwierzęta po prostu.czekały.Gdzieś z tyłu tłumu stał Robert.Elena zdziwiła się na jego widok,ale nie mogła zrozumieć dlaczego.Po chwili uświadomiła sobie, że niewidziała go w kościele.Patrzyła, jak oddala się od grupy, aż w końcuzniknął jej z oczu.- Chelsea! Chelsea.Ktoś zebrał się na odwagę.Douglas Carson, pomyślała Elena.%7łonaty brat Sue Carson.Wkroczył na ziemię niczyją, pomiędzy psy iludzi, wolno wyciągając rękę.Spanielka o długich, miękkich jak satyna uszach obróciła głowę.Jej biały, ucięty ogonek zadrżał odrobinę, pytająco.Uniosła lekkobrązowo-biały pysk.Ale nie podeszła do pana.Doug Carson zbliżył się jeszcze o krok.- Chelsea! Dobra psina.Chodz tu, Chelsea.Chodz! - Pstryknąłpalcami.41RS- Czy wyczuwasz, co się dzieje z tymi psami? - wymamrotałDamon.Stefano pokręcił głową, nie odwracając wzroku od okna.- Nie - odparł krótko.- Ja też nie.- Damon miał zwężone zrenice i przechylił niecogłowę, oceniając to, co widzi, a jego lekko odsłonięte zęby skojarzyłysię Elenie z pyskiem wilczura.- A powinniśmy coś czuć.Jakieśemocje, które moglibyśmy podchwycić.A za każdym razem, kiedyusiłuję wtargnąć w umysły tych psów, napotykam mur.Elena żałowała, że nie wie, o czym oni mówią.- Jak to: wtargnąć im w umysły? Przecież to są psy.- Pozory mylą - odparł ironicznie Damon, a Elena pomyślała otęczowych światłach tańczących na piórach kruka, który towarzyszyłjej od pierwszego dnia szkoły.Gdy przyjrzała się bliżej, widziałapodobne odblaski w jedwabistych włosach Damona.- A w każdymrazie zwierzętami też targają emocje.Jeśli masz wystarczająco potężnąmoc, możesz badać ich umysły.Moja moc nie jest dość silna, pomyślała Elena.Zdziwiło ją ukłuciezazdrości, które poczuła.Jeszcze kilka minut wcześniej tuliła sięrozpaczliwie do Stefano, pragnąc za wszelką cenę pozbyć się wszelkiejmocy, jaką miała, przemienić się z powrotem.A teraz żałowała, że niejest potężniejsza.Damon zawsze wywierał na nią dziwny wpływ.- Może i nie udało mi się przejrzeć Chelsea, ale nie sądzę, byDoug poradził sobie lepiej - powiedział głośno.Stefano wciąż wyglądał przez okno ze zmarszczonymi brwiami.Przytaknął Damonowi.- Też nie sądzę.- No chodz, Chelsea, grzeczna sunia.Chodz tu.- Doug Garsondotarł prawie do pierwszego rzędu psów.I ludzie, i psy wbijali wniego wzrok, wstrzymali oddech.Gdyby nie to, że Elena widziałaboki jednego czy dwóch psów unoszące się lekko, gdy oddychał,pomyślałaby, że ogląda jakąś wielką wystawę w muzeum.42RSDoug przystanął.Chelsea patrzyła na niego zza corgiego isamojeda.Doug strzyknął językiem, wyciągnął dłoń, zawahał się namoment, po czym przysunął się nieco.- Nie - powiedziała Elena.Patrzyła na rottweilera.Napinałmięśnie.- Stefano, wyślij mu myśl, każ mu stamtąd iść.- Dobrze.- Stefano się skoncentrował, ale pokręcił bezradniegłową.- Nie dam rady.Jestem słaby.Nie zrobię tego z takiejodległości.A tam, na dole, Chelsea wyszczerzyła kły.Rudozłoty airedaleterier podniósł się jednym cudownie miękkim ruchem, jak gdyby ktośgo poderwał do lotu.I wtedy wszystkie ruszyły do ataku.Elena nie widziała, który piesbył pierwszy.Skoczyły równocześnie.Sześć uderzyło w Douga z takąsiłą, że powaliły go na plecy.Zniknął pod masą kłębiących się ciał.Powietrze drgało od wściekłego ujadania, które wibrowało poddachem kościoła i przyprawiło Elenę o natychmiastowy ból głowy,niskiego, gardłowego powarkiwania, które bardziej czuła, niż słyszała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]