[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Są też ludzie, którzy255chcą, żeby ich zamrozić, aby mogli doczekać końca świa-ta w butach i garniturze, a nie jako karma dla robali.— Jaja sobie ze mnie robisz? Jak mogła tam spać,jeść, wieszać święte obrazy?— Nie wiem, Władziu, nigdy nie rozumiałem kobiet.Przy drewnianym krzyżu z postacią Chrystusa z czar-nej blachy czekał pucułowaty chłopak w czarnej kurtcez imitacji skóry.— Melduje się posterunkowy Bilski.Grosz podał mu rękę.— Dzięki, że jesteś.Masz nam pokazać, jak dojechaćdo torów.Lutyk tu dzisiaj rządzi.— Wzdłuż tego ogrodzenia pojedziecie, taki szlabantam będzie dla bydła.Należy to podnieść i dalej zobaczy-cie drogę, która do takiego szutru dochodzi.Tam w pra-wo dacie i prosto do samych torów.Ja się tu rozejrzętrochę.Jak policjant chce coś na wsi znaleźć, to piechotąmusi chodzić.Ruszyli przed siebie i po kilku minutach dotarli dowskazanego miejsca.Marta ustawiła wóz wzdłuż osi na-sypu, tak że widzieli przed sobą światła stojącego ponadkilometr dalej samochodu Lutyka.Spłoszony światłemzając poderwał się ze swojej kryjówki i biegł wzdłuż to-rów.Cienki lód pękał pod jego ciężarem, a on desperac-ko leciał prosto na nich.Widzieli wodę tryskającą spodlodu i parę bystrych oczu szukających ratunku.Zwierzęskręciło gwałtownie, wbiegło na nasyp i znikło po dru-giej stronie.256Bójkowa zauważyła go dopiero w chwili, gdy zna-lazł się na szczycie nasypu.Nogi odmawiały jej posłu-szeństwa, czuła ból w zniszczonych nikotyną płucach.Zbierała siły na ostatnie, decydujące sto metrów biegu,które przynieść miały jej wolność.Policja to jednak psy.Majchrowski mówił prawdę.Gonią człowieka do utratytchu, a kiedy już wydaje się, że wszystko minęło, oka-zuje się, że to pułapka.Drogę do torów przecinał jejjęzor światła z samochodowych reflektorów.Coś takiegomógł wymyślić tylko pies.Nie wiedziała, że mają dwaauta i potrafią to wykorzystać.Nie mogła dać się złapać!Całe życie słuchała opowieści o więziennym życiu.Zato, co zrobiła, może dostać kilka lat, przedtem śledztwo,spanie w jednej celi z kurwami i rewizje w środku nocy.Szkoda trochę tego złota, które zakopała w chlewiku, aleteraz to bez znaczenia.Nie ma co kradzionego żałować.Gdyby jakaś szansa była, to by można za to dobrego ad-wokata wziąć, takiego, co by sędziego umiał przekupić.Ale dojdą przecież, że pieniądze brała.A co miała zrobić?Pies tego nie zrozumie.Jak ona powie, że sam we śnieumarł, to żaden pies nie uwierzy.Zdzisiek sam kilka razypróbował ze sobą skończyć, nie chciał taki chory dalejżyć, a i bał się czegoś.W nocy wstawał i do lasu chodziłspać.Nie mógł się z nią ożenić, bo ona rozwodu ze swo-im pierwszym nie miała.Nikt jej nie uwierzy i nikt jejnie zrozumie.Została sama.Wreszcie miała spokój i jegokartę kredytową.Wiedziała, że to kradzione pieniądze,ale brała tylko tyle, co na życie i prąd.Te wściekłe psy257przyjechały zabrać jej wszystko.Ułamała kawałek loduz zamarzniętej kałuży i włożyła go do ust.Udało jej sięwyrównać oddech i czuła się już trochę mocniejsza.Byłapewna, że zdoła przebiec jeszcze te sto metrów i uciectym wściekłym psom.Grosz wysiadł z samochodu i wspiął się na nasyp.Podrugiej stronie rósł młody las.Drzewa miały już okołotrzech metrów i tworzyły gęstwinę, w której każdy ucie-kinier mógł czuć się bezpiecznie.Zając, którego widzieliprzed chwilą, dobrze o tym wiedział.Komisarz usłyszałsyrenę nadjeżdżającego pociągu i po chwili zobaczyłw oddali jego światła.Zszedł na dół.Wiatr wiał w prze-ciwną stronę i Lutyk mógł go nie słyszeć.— Nadjeżdża pociąg — powiedział do radiostacji,gdy wsiadł do auta.— Z której strony? — spytał starszy posterunkowy.— Z twojej.Lutyk wysiadł z samochodu.Nie widział jeszcze po-ciągu, bo po jego stronie nasyp opadał trochę i zakręcał.Maszynista pewnie zdziwi się, widząc jasno oświetlonyteren wzdłuż torów.Odległość dzielącą oba samocho-dy pokona w niecałe trzydzieści sekund.Nie uzna tegoza zdarzenie zasługujące na odnotowanie w dziennikupodróży.Policjant zauważył ruch na skraju lasu, ale nie potra-fił go zlokalizować.Po chwili zobaczył Bójkową — szu-kała schronienia za pniami drzew, tuż za granicą oświet-lonej strefy.258— Widzę ją — szepnął do radia.— Jest bliżej was,na samym skraju lasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]