[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.(Można by pomyśleć, że Delia jest po prostu meblembiurowym).Dodał tylko tyle, że zależy mu, by została do końca tygodniai uporządkowała wszystkie zawieszone drobne sprawy.Na to, oczywi-ście, się zgodziła, chociaż nie było co porządkować, miała tylko normalnącodzienną pracę - odpowiadanie na listy, automatyczne odbieranie tele-fonu oraz robotę przy przejrzanych przez Pom-freta i oznaczonych kata-logach.Nagle się okazało, że Pomfret gwałtownie potrzebuje dziurkowanychskórkowych rękawiczek do prowadzenia samochodu.Anteny radiowejrozmiarów talerzyka deserowego.Stojaka z drewna kasztanowca na pa-miątkowe piłki golfowe.Kiedy w piątkowe popołudnie zwracała klucz do biura, Pomfretstwierdził, że jej zastępstwa poszuka dopiero po Nowym Roku.- Tym razem - powiedział - chyba wynajmę sobie komputer, jeżeli misię uda.Przez chwilę Delia nie wiedziała, jak to rozumieć.Myślała, że on mówio wynajęciu maszyny.Niech więc sobie prosi maszynę, by naradzała się ztelefonistką pod numerem 800, jakimi dysponuje rękawiczkami w jegorozmiarze.Potem nagle uprzytomniła sobie, że zle go zrozumiała.Mimoto poczuła się jednak dotknięta, zarzuciła więc gwałtownie torebkę naramię i wyszła bez pożegnania.Wszystko, co miała, z łatwością się mieściło w kartonie, o który popro-siła w Rick-Rack".Wystawała tylko lampa na kabłąku.Mogłaby ją takpozostawić, gdy jechała samochodem z Belle, lecz wolała mieć wrażenie,że jej życie mieści się w jednym pudełku.Tak długo więc przekładałaSRrzeczy, aż klapy kartonu zupełnie się zamknęły.Następnie wzięła z łóżkapłaszcz i torebkę, podniosła pudło i wyszła.Nie było sensu odwracać się i patrzeć wstecz.Znała na pamięć każdyszczegół tego pokoju - gdzie jest dziurka po gwozdziu, gdzie łączenie ta-pet i jak wygląda staroświecki grzejnik w słabym mechatym świetlechmurnego sobotniego ranka: zupełnie jak kościotrup zwierzęcia przy-cupniętego na tylnych łapach.Na dole schodów postawiła swój bagaż i włożyła płaszcz.Słyszała, jakBelle rozmawia w kuchni z George'em.Miał zostać u niej jeszcze ze dwatygodnie, aż Delia się urządzi.Uważała, że najpierw nowe miejsce musiprzesiąknąć jej zapachem, bo w przeciwnym razie kot uciekałby na stare.Miller stwierdził, że bardzo chcą mieć kota, nawet kiedyś myślał już otym, by go kupić.(Nie omieszkała zauważyć, jak wypowiedział słowo kupić", najwyrazniej nie zdając sobie sprawy z tego, że prawdziwychmiłośników zwierząt nie widuje się w sklepach zoologicznych).Zapinając płaszcz, przeszła przez jadalnię i zapukała do drzwi prowa-dzących do kuchni.- Już idę! - zawołała Belle.Delia wróciła do holu.Na górze Lamb trzeszczał deskami podłogi, a je-go telewizor zaczął miarowo i płynnie szemrać.Zastanawiała się, kiedyLamb dostrzeże, że ona się wyprowadziła.Może nigdy - pomyślała.Jeszcze nie było za pózno, by zmieniła zdanie.- Dałam George'owi puszkę tuńczyka - oświadczyła Belle, pokazującsię w końcu.- Będzie więc miał zajęcie.- Oj, Belle, rozpuścisz go.- Mój kotek musi mieć wszystko najlepsze! Mam nadzieję, że nie będziechciał się ze mną rozstać. Nie, nie, mamusiu - zapiszczała.- Chcę tu zo-stać z ciocią Belle!"Tymczasem miotała się, wkładając płaszcz, poprawiając loki, pobrzęku-jąc kluczykami od samochodu.- Wszystko gotowe? - spytała.- Gotowe.SRWyszły do jej ogromnego starego forda.Delia ustawiła karton w ba-gażniku, pomiędzy rozrzuconymi znakami agencji handlu nieruchomo-ściami, i obie wsiadły do samochodu.Belle uruchomiła silnik.Odjechałyod krawężnika, z podzwaniającym ciągle sygnałem, przypominającym ozapięciu pasów.Delia już od paru miesięcy nie jechała samochodem.Krajobraz zaoknem umykał tak szybko i gładko! Na zakręcie uchwyciła się rączki nadrzwiczkach, no i raz, raz, raz i już minęły dentystę, sklep Za Grosik" i Pałac Potpourri".Nie wiadomo kiedy skręciły w Pendle Street i już par-kowały na wysypanym żwirem podjezdzie Millera.Była to podróż, którąza pierwszym razem przebyła pieszo w dziesięć minut.- Moi rodzice mieszkają w takim domu - powiedziała Belle.Zerkałaprzez przednią szybę na wycięty w okiennicach wzór z wozów konnychprzykrytych budami.- Na przedmieściu Yorku w Pensylwanii.Dee, jesteśpewna, że dobrze robisz?- Tak, oczywiście - odparła słabym głosem.- Będziesz po prostu służącą!- To lepsze niż być maszynistką - odparła Delia.- Dobra, jeżeli tak na to patrzysz.Delia wysiadła z samochodu, Belle podeszła, by jej pomóc wyjąć kartonz bagażnika.- Dzięki, masz mój numer telefonu - powiedziała Delia.- Mam.- Dam ci znać, kiedy będę mogła zabrać kota.- Ale odezwij się wcześniej - prosiła Belle.- Może będziesz chciała jed-nak wrócić! Poczekam kilka dni z wynajmem twojego pokoju.Mogłyby tak rozmawiać bez końca, lecz nagle wyskoczył z domuNoah.- Cześć, Delio! - zawołał.- To dla ciebie pani Grinstead" - wymamrotała Belle pod nosem.- Niepozwól, by cię traktowali jak niewolnicę -zwróciła się do Delii.SRTa uścisnęła znajomą i ruszyła w stronę domu.Pomyślała, że Belle niema nic do tego, jak panowie Millerowie będą ją traktować.Ważne było to,jak ona, Delia, ma ich traktować - jaki dystans powinna zachować mię-dzy sobą a tym chłopcem w dżinsach, z czupryną jak szczotka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]