[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A od tamtej pory? Jęknąłem umęczony -tylko nie znowu czarna dziura w pamięci.Z pękającą czaszką dowlokłem się do domu i rzuciłem do lodówki.Potrzebowałem teraz mocnego trunku.Zwestchnieniem ulgi odkryłem butelkę wódki i wyciągnąłem ją.Była jeszcze pełna.Nikt się do niej nie dobrał.Miałem teraz tylko jedno życzenie - możliwie jak najszybciej zupełnie się zalać.Następne dni były najgorszym przeżyciem, przez jakie przeszedłem w moim krótkim życiu.To było poprostu piekło.Rozgrywała się we mnie nieopisana walka.Jak dwie burze walczyły ze sobą moje sprzeczneuczucia.Jakaś część mnie domagała się bezwarunkowo odejścia od sekty.Nie pójdę tam, więcej nie zniosę! Nie- 47 - chce zabijać! Musze odejść! Pomocy!Inna cześć przypominała mi, kim byłem i że treścią mojego życia był satanizm.Ten glos był twardy i pchałmnie z powrotem w przepaść.Chcę być przecież dobrym sługą Szatana, jak mogę żyć bez satanizmu? Co będęrobił podczas weekendów? Skąd wezmę pewność siebie? Ogromny szacunek, jakim cieszyłem się w grupie,wywalczyłem sobie z trudem.Jeśli teraz odwrócę się od Szatana, skończy się moja władza, moja mrocznatajemnica.Tyle lat posłusznie jej strzegłem.Czerpałem z niej siłę.Koniec, wszystko skończone.Czułem się jakżebrzący o towar alkoholik, któremu zabrano ostatnią kroplę wódki.Jak nałogowiec na odwyku.Gnębił mnie ten problem.Szarpały mną wątpliwości i popadałem z jednej skrajności w drugą.Tak jak orkanrzuca na wszystkie strony gałęziami drzewa.I nagle spostrzegłem, kto był winien mojemu ciężkiemu położeniu -kapłan.Dlaczego wreszcie nie zostawi mnie w spokoju? Ciągle domagał się czegoś więcej, naciskał na mnie.Prześladował mnie.Ale dlaczego tym razem uprzedził mnie? Jeszcze tego nigdy nie zrobił.Do tej pory niewiedziałem nigdy, co mnie czeka podczas następnego egzaminu.A może to wszystko, to był tylko wredny,przebiegły test? Kapłan chciał jedynie sprawdzić, czy jestem wystarczająco silny i zahartowany, żeby po takiejzapowiedzi pojawić się na następnej mszy.Być może była to już cześć kolejnego egzaminu.Dlaczego niemogłem pozostać po prostu uczniem trzeciego stopnia, tak jak do tej pory? Potem przypomniałem sobie tułówPiotrka.Usiany okropnymi bliznami.Odmówił zabicia szwagra i zapłacił za to.Czy chciałem wylądować naołtarzu? Nie i jeszcze raz nie!Sytuacja była beznadziejna.Raz błagałem Szatana o siłę i przebaczenie, a potem znów wiedziałem, że niestarczy mi satanistycznej siły, żeby "ot tak" zabić człowieka.Zabić ze strachu, wściekłości, nienawiści - tojeszcze mogłem sobie wyobrazić.Ale dokonać egzekucji na młodej, wesołej dziewczynie, tylko po to, żebyudowodnić Szatanowi i kapłanowi, że jestem w stanie to uczynić? %7łe posiadam wystarczająco dużosatanistycznej mocy? Niemożliwe! W postawionym do góry nogami satanistycznym świecie panuje nienawiść.W porządku.Do tej pory jakoś się z tym godziłem.Ale dlaczego miałem nienawidzić kogoś, kogo w ogóle nieznałem? To nie mogło być po myśli Szatana.Dobrze, bez zastanowienia mordowałem i męczyłem zwierzęta.One też mi nic nie zrobiły.Upajałem się tymwspaniałym poczuciem władzy nad życiem innej istoty.Tak, jak mnie nauczyli.Teraz po trochu ten diabelskiwąż coraz mocniej oplątał się wokół mojej szyi.Obietnicami i grozbami sprzymierzeńcy Szatana znęcili mnie ażnad sam brzeg przepaści.A ja pozwoliłem się znęcić.Jeszcze jeden krok i spadnę.Głęboko.Bardzo głęboko.Nazawsze.Nie mogłem dopuścić do tego wszystkiego.Musiałem się wreszcie zacząć bronić.Energicznie.Musiałem sięratować.Ostatecznie.Ale jak?Potrzebowałem czasu.Czasu do namysłu.Ale nad czym się tu jeszcze zastanawiać? Jak i dokąd mógłbymodejść? A może chciałem się tylko lepiej przygotować do pozornie nieuniknionych wydarzeń? Dopoprowadzenia ofiarnego rytuału, do morderstwa!Opuściłem dwie msze.Oprawcy z pewnością już na mnie czyhali.Czekali pewnie tylko na dogodną okazję,żeby mnie schwytać.No, ale co do cholery mogłem na to poradzić?Przestraszony, żeby umknąć polowania na mnie, zdecydowałem się nie ruszać z domu.Kiedy już musiałemwyjść, unikałem ludzkich zgromadzeń i nie odważyłem się wsiadać ani do pełnego autobusu, ani przepełnionegotramwaju.Zbyt łatwo mógł mi ktoś w tłumie niepostrzeżenie wbić nóż między żebra.Unikałem także dyskotek,często odwiedzanych knajp i domów towarowych.Jak ścigane zwierzę starałem się mieć za plecami pustąprzestrzeń.Wszędzie i o każdej porze.Na niewiele się to zdało.Złapali mnie w trzecim tygodniu.W drodze do szewca.Z całkowitą swobodąniepostrzeżenie wzięli mnie w środek.Na chodniku, w miejscu publicznym.Obaj faceci byli ode mnie wyżsi odobre dwadzieścia centymetrów.I byli dwa razy szersi ode mnie w ramionach.- Nawet nie próbuj uciec - syknął mi jeden z oprawców do ucha.Usta rozciągnęły mu się w wyniosłymuśmiechu, ale oczy pozostały zimne i nie znoszące sprzeciwu.Zaprowadzili mnie do kapłana.Jego pogardliwy wzrok przeszył mnie do szpiku kości.Te oczy nie znałylitości.Skąd zresztą? Mimo to byłem zdecydowany elegancko wytłumaczyć moją nieobecność.-.ja byłem zalany i obrzygałem cały pokój.I za to wychowawca wlepił mi dwa tygodnie aresztu domowego -kłamałem.Szybko dodałem zaraz: - Coś takiego jeszcze mi się nie zdarzyło.Do tej pory zawsze przychodziłem.Nie opuściłem żadnej.!Kapłan przerwał obronnym ruchem ręki mój potok wymowy.Przyglądał mi się intensywnie.Bez słowa.Denerwowałem się szaleńczo, ale zmusiłem się, żeby wytrzymać spojrzenie tych rybich oczu spokojnie i nietracąc panowania nad sobą.Po upływie całych wieków, wypowiedział te zbawienne słowa:- Dobrze, wierzę ci.Ale tylko dlatego, że do tej pory byłeś doskonałym i pełnym zapału wyznawcą naukisatanistycznej.Pstryknął w palce i oprawca podał mi dwie kasety wideo.- To dla ciebie.Są tu nagrane msze, które opuściłeś.Masz je nadrobić!Najchętniej podskoczyłbym w powietrze z radości.Jeszcze raz mi się udało! Jednak kapłan nie skończył:- Zobaczymy się w sobotę, Aukaszu!- 48 - To nie było zaproszenie.To była grozba.W domu pojawił się nowy problem - jak mam obejrzeć te kasety? Nasz magnetowid został w zeszłymtygodniu zarekwirowany przez wychowawców, ponieważ całymi nocami, nie mogąc spać, oglądałem horrory.Poskarżyli się na mnie współlokatorzy.Teraz spróbowałem szczęścia u dyżurnego wychowawcy, Krzysztofa.- Nie sądzisz, że już najwyższy czas oddać nam wideo?Bardzo starałem się mówić grzecznym tonem i uśmiechać przyjaznie.Jednak nie wywarło to na Krzysztofienajmniejszego wrażenia.Kiedy nie pomagały ani przyrzeczenia, ani prośby i błaganie, zmieniło się mojenastawienie:- Gdzie ja właściwie jestem? Tutaj nic nie wolno, już lepiej żyłoby mi się w więzieniu - awanturowałem się.Sapiąc z wściekłości biegałem po pokoju.Aby nadać moim żądaniom większego wyrazu, tłukłem pięścią wścianę i szafę.Krzysztof bez zrozumienia obserwował ten napad szału.Niewiele brakowało, a zaatakowałbymgo.Mój wybuch złości nie zdał się na nic.Całkowicie wkurzony i bliski eksplozji wpadłem do mojego pokoju.Kląłem w duchu - ten jeszcze popamięta.Nie chce ulec, to poniesie konsekwencje.Teraz musiałem bowiemukarać się z powodu "niewykonania rozkazu".Odpokutować przed Szatanem i w inny sposób udowodnić mu, żejestem jego posłusznym sługą.Podczas tego samokarania musiałem poświęcić Szatanowi własną krew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl