[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasu do czasu owa jednolitość naruszana była przez brunat-ne plamy polanek ze wznoszącymi się na nich zabudowaniami osad.Ich widoktowarzyszył Azziemu uparcie przez jakiś czas.Demon nie miał pojęcia, gdzie sięznajduje; postanowił więc dopytać się o swe położenie.Spróbował w tym celuzmusić buty, by skierowały się ku powierzchni ziemi.Cholewy odmówiły zmianydotychczasowego kursu to był właśnie problem z Siedmiomilowym Obuwiem:traktowało swe zadanie bardzo literalnie, przenosząc swego pasażera dokładnieo siedem mil i ani o cal mniej czy więcej.Azzie sięgnął w dół i począł jeokładać pięściami. Chcę natychmiast znalezć się na ziemi!Buty zignorowały jego poczynania i krzyki, a wreszcie nie zauważyły chy-ba nawet jego narzekań.Wyprostowane i rzetelne, niosły go ponad lasem i jegokilkoma rzekami, lądując w końcu poza murami jakiegoś miasta.Zdumieni wieśniacy z Vuden we wschodniej Wołoszczyznie mieli niewątpli-wy zaszczyt zaobserwować doskonałe przyziemienie demona, dokonane w sa-mym środku ich cotygodniowego jarmarku. Zaczarowany las! zawołał Azzie. Gdzie go znajdę? A o który zaczarowany las chodzi? odkrzyknęli tubylcy. Ten z zaczarowanym zamkiem i Zpiącą Królewną! Z powrotem tą drogą.Będzie ze dwie mile zakrzyknęli wieśniacy, wska-zując kierunek, z którego właśnie przybył.158Azzie ponownie wzniósł się w powietrze.I ponownie Siedmiomilowe Butywykonały siedmiomilowy krok.Rozpoczęły się nerwowe zawody obliczone nazmęczenie przeciwnika, w których to igrcach Azzie usiłował oszacować i prze-widzieć, jaki powinien obrać kierunek, by kombinując swą trajektorię z siedmio-milowych skoków, osiągnąć wskazane miejsce przeznaczenia.Zajęło mu trochęczasu, zanim wyobraził sobie odpowiedni zygzak.W końcu pojawił się przed nim szczyt magicznej, szklanej góry, rozpoznawal-ny nawet poprzez wiszącą nad nim i mroczącą jego widok mgiełkę.Teraz, gdzieśw sąsiedztwie góry, należało jeszcze odnalezć Czarusia.ROZDZIAA 3Przez cały dzień książę Czaruś wędrował po lesie.Podłoże było całkiem zno-śne, poprzecinane licznymi błyszczącymi strumykami, a od czasu do czasu mijałdrzewo owocowe, z którego zrywał coś na lunch.Słońce słało ukośne promienie,złocąc liście i gałęzie.Po pewnym czasie młodzieniec dotarł do polany, na którejodpoczął.Gdy się zbudził, drzewa stały mroczne i ponure od wieczornego światła i Cza-ruś usłyszał, jak coś przechodzi w jego pobliżu.Podniósł się ostrożnie na nogii oddalił, kryjąc się w poszyciu leśnym; sięgnął jednocześnie po miecz, zanim nieprzypomniał sobie, że porzucił był wcześniej Excalibura.Wyciągnąwszy zatemnóż, wyjrzał zza krzaczka jeżyn i ujrzał kudłatego małego konika wchodzącegona polankę. Witaj, młody człowieku powiedział pony, zatrzymując się i wytrzesz-czając oczy na leśny gąszcz.Czaruś nie doznał wstrząsu z tego błahego powodu, że kucyk umie mówić.W końcu był to zaczarowany las, a to do czegoś zobowiązywało. Cześć odpowiedział. Dokąd zmierzasz? zapytał pony. Szukam zaczarowanego zamku, co do którego żywię podejrzenia, iż znaj-duje się gdzieś w pobliżu odparł Czaruś. Mam ocalić dziewczynę zwanąDrzemiącą Królewną śpi ona zaczarowanym snem. Och, znowu ta sprawa Drzemiącej Piękności skrzywił się kucyk. Niejesteś pierwszym, który w jej poszukiwaniu przedziera się przez te ostępy. A gdzie są pozostali? Wszyscy twoi poprzednicy postradali życie wyjaśnił konik. Z wy-jątkiem tych paru nadal usiłujących przeć przed siebie, a których przeznaczeniemjest także wkrótce zginąć.159 Och, przykro mi z ich powodu, ale sądzę, że wszystko toczy się tak, jakpowinno stwierdził Czaruś. Nie może jej obudzić nieodpowiedni facet. A więc to ty jesteś tym właściwym? zaciekawił się pony. Jam ci jest. Jak się nazywasz? Czaruś. Książę Czaruś? Tak. W takim razie to o ciebie chodzi.Zostałem tu wysłany, by cię odszukać. Kto cię przysłał? Ach westchnął kucyk siła by mówić.Wszystko się wyjaśni w póz-niejszym czasie.To znaczy, jeżeli będziesz żył dostatecznie długo. Oczywiście, że będę odparł Czaruś. Poza wszystkim, ja jestem tymjedynym, właściwym. Wskakuj na mój grzbiet polecił pony. Możemy o tym podyskutowaćw drodze.ROZDZIAA 4Książę Czaruś jechał na koniku, aż wreszcie drzewa rozstąpiły się i ujrzał polez wieloma rozstawionymi namiotami, pomiędzy którymi przechadzali się rycerzew paradnych zbrojach jedli oni mięso z rożna i flirtowali z pannami noszącymina głowach wysokie, spiczaste kapelusze przybrane delikatnymi welonami.Pannychodziły tam i sam, roznosząc wino, miód pitny oraz inne trunki, a niewielkaorkiestra grała żwawo na świeżym powietrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]