[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odezwał się głos w głośniku.To kapitan, prowadzący samolot,przedstawiał się swoim podopiecznym oraz podawał wysokość, najakiej się znajdują, oraz szybkość, z jaką się poruszają.Następniestewardesy zaczęły roznosić apetycznie wyglądające posiłki.Zwoliński jadł automatycznie, nie czując smaku tego, co je.Wdalszym ciągu rozmyślał o Laurze i o dzieciach.Robił sobie wyrzuty,że dla swojej kariery poświęca bezpieczeństwo rodziny.Ale propozycjakomisarza Bergera była tak kusząca, że nie umiał się jej oprzeć.Dziecizdecydowanie poparły go.Laura w rezultacie skapitulowała i przestałago błagać, żeby się w to nie mieszał. Stewardesa zabrała tackę z resztkami jedzenia i spytała z czarującymuśmiechem, czy czegoś nie potrzebuje, czy nie ma na przykład ochotyna kieliszek wina lub koniaku.Podziękował i w dalszym ciągu próbował się usprawiedliwiać samprzed sobą z podjętej decyzji. Przecież nie tylko po to lecę do Rzymu, żeby zostać w przyszłościagentem Interpolu - myślał.- Przecież chodzi mi także o mordercęRoberta, który miał niewątpliwie jakieś powiązania na terenie Włoch.Wszystkie te jednak argumenty niezupełnie trafiały mu do przekonania.Mógł niewątpliwie, nie angażując się w tę współpracę z Interpolem,wziąć urlop i polecieć do Rzymu.To nie był żaden problem.Ale zdrugiej strony, jeżeli Robert miał jednak coś wspólnego z narkotykami,to ta akcja znakomicie ułatwi odnalezienie jego zabójcy.Wszystko tobyło niesłychanie skomplikowane i nie pozwalało swobodniejodetchnąć.I znowu ukazał się świetlny napis:  Zgasić papierosy.Zapiąć pasy.Samolot obniżył lot i zbliżał się do pasa startowego.Przez okienkawidać było panoramę Wiecznego Miasta.Na lotnisku Zwolińskiegopowitał jego dawny przyjaciel, Antonio Camato, który pracował wpolicji kryminalnej, w specjalnej sekcji, wyspecjalizowanej w walce zhandlarzami narkotyków.Zredniego wzrostu, bardzo szczupły byłniezmiernie ruchliwy, niemogący usiedzieć spokojnie na jednymmiejscu.Zasypał przyjaciela potokiem powitalnych serdeczności,wypowiadanych, a raczej wykrzykiwanych, z szybkością karabinumaszynowego.- Carissimo amico! Come sono nontento di rivederi.Da tanto tempoche non ci vediamo.Sono veramente felice! Come stai ? Come vai ?Hai un aspetto fantastico.Sempre giovane, sempre in gamba!Zwoliński, oszołomiony ogromną dawką entuzjastycznychwykrzykników, z wesołym uśmiechem wyściskał przyjaciela, którywreszcie dopuścił go do głosu.- A jak tobie się powodzi, caro Antonio.Wyglądasz tak, jakbyśjeszcze zeszczuplał.Co ty wyprawiasz? Odchudzasz się, czy co?- Ale skąd - Antonio pogładził się po zapadniętym brzuchu.- Poprostu taka moja uroda.Jestem zupełnie zdrów, płuca zdrowe, nerki zdrowe, przewód pokarmowy wspaniały, serce zdrowe, jem za trzech, aprzytyć nie mogę.Lekarze twierdzą, że u mnie zachodzi nadmiernespalanie.- Może powinieneś żyć na mniejszych obrotach - zaproponowałZwoliński.Antonio roześmiał się.- Na mniejszych obrotach? To się tak łatwo mówi.Wiesz doskonale,jak w naszym fachu  mniejsze obroty często prowadzą prosto nacmentarz.Ale dajmy już temu spokój.Mamy dużo ciekawszych sprawdo omówienia aniżeli mój żołądek.Na razie zabieram cię do siebie naobiad, a potem odwiozę cię do hotelu.Pokój zarezerwowany.- Dziękuję ci - powiedział Zwoliński - ale jadłem w samolocie.Niejestem głodny.- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi.Zjesz z nami pastasciuttę.Nikt wcałym Rzymie nie przyrządza tak pastasciutty jak moja Maria.Kiedy siedzieli już w małym fiacie, Zwoliński spytał:- Skąd wiedziałeś, że ja przylatuję?- Jak to skąd? - zdumiał się Antonio.- Zostaliśmy przecieżzawiadomieni przez Paryż.Prócz tego otrzymaliśmy specjalneinstrukcje z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.Twój przyjazd tutaj tow pewnym sensie sensacja.- Wolałbym, żeby ta sensacja nie była zbyt głośna - uśmiechnął sięZwoliński.- W tej chwili nie potrzebna mi reklama, a wprostprzeciwnie - może mi zaszkodzić.- Nie niepokój się - uspokoił go Antonio.- Tak sobie powiedziałem.Ta sprawa traktowana jest u nas jako ściśle tajna i o twoim przyjezdziewie zaledwie kilka osób.- To bardzo dobrze.Im mniej ludzi wie o moim przylocie doRzymu, tym lepiej.Czy sądzisz, że przedstawiciel Interpolu nawiąże zemną kontakt?Antonio potrząsnął głową.- Raczej nie.Oni niechętnie się ujawniają.Wolą pozostawać wcieniu możliwie jak najdłużej.Kontakt z Interpolem będziesz miał zanaszym pośrednictwem, a ściślej biorąc, zapewne za moimpośrednictwem.Przynajmniej na razie.Pózniej zobaczymy, jak to sięułoży. - Nie mają do mnie zaufania - uśmiechnął się Zwoliński.- To nie to, carissimo, to nie to - zaprzeczył z ożywieniem Antonio.-Oni tak zawsze na początku.- Mniejsza z tym - przerwał Zwoliński.- Nieważne.Antonio mieszkał w dzielnicy Monteverde.Kiedyś to była oazazieleni, dużo ogrodów, dużo drzew, dużo skwerów.Obecnie wszystkozostało przytłoczone inwazją budynków mieszkalnych i Monteverdestraciło swój dawny charakter, tak jak większość podobnych dzielnicna całym świecie.Mury, beton, asfalt zniszczyły zieleń, przygniotłyludzi.Zatrzymali się przed niedużym, piętrowym domkiem, stojącym wmikroskopijnym ogródku.- Porca miseria! - zaklął Antonio i włączył bieg.- Co się stało? - zdziwił się Zwoliński.- Myślałem, że to twój dom.- Tak.To mój dom.Ale kręci się tutaj taki podejrzany typ.Lepiej,żeby cię nie widział.Jedziemy do hotelu.W restauracji zjemy obiad.Aha.zapomniałem ci powiedzieć, że na naszym terenie nie będzieszwystępował pod własnym nazwiskiem.Mam dla ciebie paszport iwszystkie potrzebne dokumenty.Od dzisiaj nazywasz się GastonTremont, francuski turysta.- Dlaczego nie zrobiono tego w Paryżu? - zdziwił się Zwoliński.Antonio wzruszył ramionami.- Bo ja wiem.Najwidoczniej uznano, że tak będzie zręczniej.Twojego wyjazdu z Paryża nie da się ukryć.Przyleciałeś do Rzymujako Zwoliński i tutaj wszelki ślad po tobie zaginął.Hotel Diana nie należał do luksusowych hoteli, ale był zupełnieprzyzwoity.Centrum miasta, niedaleko Stazione Termini.Pokójwygodny, starannie urządzony.Zwoliński rozpakował się, wziął prysznic, zmienił ubranie iodświeżony spojrzał z uśmiechem na przyjaciela.- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię znowu widzę, carissimo.Przypominają mi się dawne młode lata.- To były czasy - westchnął Antonio.- Młodość, młodość.Czasucieka z szaloną szybkością.Tempus fugit.Gdzie pójdziemy na obiad?Jeżeli mam być szczery, to jestem głodny. - Zapomnieliśmy, że twoja żona czeka z obiadem - powiedziałZwoliński.- Musisz ją zawiadomić.- Oczywiście.Zadzwonię do niej z automatu.Od paru dni przedmoim domem kręci się jakiś niewyrazny typ.Wolałem nie ryzykować.- Czego może chcieć ten facet? - spytał Zwoliński.- Diabli go wiedzą.Może to jakiś szpicel wysłany przez handlarzynarkotyków.- Czy sądzisz, że na waszym terenie działa sycylijska mafia?- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.I na pewno mająpowiązania z mafią amerykańską.Zwoliński usiadł i zapalił papierosa.- Właściwie nie bardzo wiem, jaka ma być w tym wszystkim mojarola.Do czego ja jestem wam potrzebny? Ty jesteś przecież sto razylepiej zorientowany w tych sprawach aniżeli ja.Antonio przysunął sobie krzesło, usiadł i także zapalił.- Widzisz, Paolo.Interpol organizuje zakrojoną na dużą skalę akcjęlikwidacji międzynarodowego gangu handlarzy narkotyków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl