[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.) co wy tu robicie.Pożegnanie domu 58okrutnego gÅ‚odu na zmÄ™czonych, óikich twarzach, że Marta poczuÅ‚a nagle, iż jej siÄ™ serceÅ›ciska. Mamo powieóiaÅ‚a zdÅ‚awionym gÅ‚osem i oczami wskazaÅ‚a ich matce.Pani CharlÄ™ska zawahaÅ‚a siÄ™ jednÄ… sekundÄ™ zaraz jednak powieóiaÅ‚a szorstko: Jak chcecie jeść, to macie, zimno na dworze.Przywódca spojrzaÅ‚ na niÄ… nienawistnie, ale już zza jego pleców wysunęła siÄ™ szerokatwarz jednego z żoÅ‚nierzy, który rzekÅ‚ dobrodusznie: Jak jeść, to jeść i wziÄ…wszy garnek w zgrabiaÅ‚e, czarne rÄ™ce, zasiadÅ‚ z nim naziemi.Jedli wszyscy czterej z jednego garnka, Å‚akomie, jeden przez drugiego.Gdy skoÅ„czyli, zażądali jeszcze.Matka wyjęła woreczek z kaszÄ… i powieóiaÅ‚a. To wszystko, co mamy do jeóenia.Jak zabierzecie, to óieci bÄ™dÄ… gÅ‚odne. Na ranek bęóiecie w Polszy to i nazrecie siÄ™ do syta powieóiaÅ‚ z grubymÅ›miechem jeden z żoÅ‚nierzy. Durak! wrzasnÄ…Å‚ mu nad gÅ‚owÄ… ten, który zdawaÅ‚ siÄ™ przewoóić. To tymyÅ›lisz, że w Polszy jest co zreć! ZdychajÄ… tam z gÅ‚odu gorzej od nas. To jest nieprawda powieóiaÅ‚ dobitnie Nik, ale natychmiast umilkÅ‚, powstrzy-many spojrzeniem ojca.Tymczasem jeden z żoÅ‚nierzy już nabraÅ‚ do garnka wody, zasypaÅ‚ kaszÄ… i na ogniupostawiÅ‚, wszyscy czterej zasiedli koÅ‚o ogniska, odsuwajÄ…c óieci.Pod wpÅ‚ywem ciepÅ‚ai jadÅ‚a, przywódca bolszewicki zÅ‚agodniaÅ‚, a nawet caÅ‚kiem zmiÄ™kÅ‚. Ot i jeóiecie sobie do otczyzny mówiÅ‚ pewnie, pewnie! Każdemu miÅ‚ywÅ‚asny kraj. Na chwilÄ™ widocznie przypomniaÅ‚ sobie zasady komunizmu, bo poprawiÅ‚siÄ™ niepewnie. Kraj roóony to wszęóie jeden, czy roóony czy nie ale już potemznów siÄ™ roztkliwiÅ‚, z tÄ… niepojÄ™tÄ… Å‚atwoÅ›ciÄ…, z jakÄ… Rosjanie przechoóą od nienawiÅ›ci,graniczÄ…cej z mordem, do miÅ‚oÅ›ci najszczytniejszej, a caÅ‚kowicie biernej.I mówiÅ‚ już dalej, mówiÅ‚ bez przerwy, piÄ™knie i potoczyÅ›cie, Å‚zawo, a przekonywajÄ…co.Przez ten czas matka z pannÄ… MariÄ… i MartÄ… nieznacznie pakowaÅ‚y wyjÄ™te na popasrzeczy i przygotowywaÅ‚y siÄ™ do drogi.Do Ani, sieóącej na uboczu, podszedÅ‚ jeden z żoÅ‚nierzy i patrzaÅ‚ z góry na jej ja-snÄ…, kęóierzawÄ… główkÄ™ i bladÄ… twarzyczkÄ™.Tom niby od niechcenia podszedÅ‚ do siostryi stanÄ…Å‚ tuż za niÄ…. A tobie jak na imiÄ™? zapytaÅ‚ żoÅ‚nierz. Ania odpowieóiaÅ‚a zmÄ™czonym gÅ‚osem. A tobie już bęóie osiem lat? zagadnÄ…Å‚ znowu. òiewięć i sześć miesiÄ™cy. A ty czego za niÄ… stanÄ…Å‚? MyÅ›laÅ‚, że ja jÄ… zjem, co? zapytaÅ‚ ze Å›miechem Toma. Nic nie można przewióieć powieóiaÅ‚ ponuro chÅ‚opiec. Ot, gieroj³t ! zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ żoÅ‚nierz tak serdecznie, że aż mu karabin zaówoniÅ‚ naplecach. MaÅ‚oÅ›cie to óieci nazab3ali? powieóiaÅ‚ rozzÅ‚oszczony Tom przez zÄ™by.%7Å‚oÅ‚nierz nagle spoważniaÅ‚. Pewnie, pewnie rzekÅ‚ chmurno.ZamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™, potem zapytaÅ‚ znowu. A dÅ‚ugo już tak jeóiecie? Och, dÅ‚ugo! wyrwaÅ‚o siÄ™ Ani westchnienie z dna serca. To ty pewnie sowsiem³u już ustaÅ‚a! rzekÅ‚ miÄ™kko.Ania podniosÅ‚a na niego czarne, uważne oczy. Ja nie zawsze stojÄ™, zwykle jadÄ™ na wozie odrzekÅ‚a niepewnie. UstaÅ‚a to znaczy zmÄ™czona objaÅ›niÅ‚ Tom. Ach tak! rzekÅ‚a grzecznie Ania.Tymczasem żoÅ‚nierz patrzaÅ‚ z niepokojem na sieóących wokół ognia towarzyszy i jak-by siÄ™ nad czymÅ› namyÅ›laÅ‚.Nagle rzekÅ‚ do Toma:³t gie o (ros.) bohater; tu: zuch.³u o iem (ros.) zupeÅ‚nie, caÅ‚kiem.Pożegnanie domu 59 Ty idz do swego batki³v i powieó mu po cichu, żeby siÄ™ miaÅ‚ na bacznoÅ›ci.Ro-zumiesz? %7Å‚eby uważaÅ‚.I że jak macie jechać, to jedzcie już do czorta, bo tu mogÄ… jeszczenadejść inni i nie wiadomo, co bęóie.Tom chwilÄ™ patrzaÅ‚ mu w oczy.ZrozumiaÅ‚, że rada jest szczera.RuszyÅ‚ wiÄ™c krokiemniedbaÅ‚ym, zatrzymujÄ…c siÄ™ tu i ówóie, aż doszedÅ‚szy do ojca, powtórzyÅ‚ mu nieznaczniepolecenie.Po czym wróciÅ‚ do Ani.ObserwowaÅ‚ teraz ojca.WióiaÅ‚, jak wÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ do kieszeni i chwilÄ™ ostrożnie niÄ…tam poruszaÅ‚, potem podchoóiÅ‚ kolejno do Gabra, Wincentego i Arona, do synów i żo-ny.Wszystkim coÅ› z cicha mówiÅ‚.I wszyscy na skutek tych tajemnych słów, powolii nieznacznie zbierali siÄ™ do drogi.W koÅ„cu Gabro zaczÄ…Å‚ zaprzÄ™gać konie.%7Å‚oÅ‚nierze spoglÄ…dali na to obojÄ™tnie niby, Tom jednak chwytaÅ‚ czasem ich spojrzeniaukoÅ›ne i chciwe, z lekka drwiÄ…ce.Gdy już wozy przygotowano do drogi i matka z pannÄ… MariÄ… i óiećmi zaczęła wsiadać,ojciec rzekÅ‚ do żoÅ‚nierzy: No, a teraz to już nam czas w drogÄ™. Jak czas to czas powieóiaÅ‚ dowódca bolszewickiego odóiaÅ‚u, dzwigajÄ…c siÄ™z miejsca. Tylko że pojeóiecie nie tÄ™dy, a zwykÅ‚Ä… drogÄ…, szosÄ… i nas podwieziecie. Nie możemy podwiezć, bo aż nadto ciężko koniom rzekÅ‚ ojciec. Otóż to, nadto ciężko zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ żoÅ‚nierz. JakoÅ› baróo ciężkie te waszewozy, Franciszek KozioÅ‚. A bo i pewnie rzekÅ‚ ojciec maÅ‚o to lat musieliÅ›my sieóieć w Rosji, toi nazbieraÅ‚o siÄ™ gratów. No, jak w Rosji siÄ™ nazbieraÅ‚o, to i w Rosji zostanÄ… powieóiaÅ‚ żoÅ‚nierz twardo,a i wy najpierw pojeóiecie do czerezwyczajki³w.Niech no siÄ™ tam rozpatrzÄ… w waszychpapierach, bo ja to i nie baróo wiem, dobre one, ili³x nie. Nigóie nie pojeóiemy, jak tylko do granicy Polski powieóiaÅ‚ stanowczoojciec. A wy nas nie zaczepiajcie, bo bęóie bieda. Bęóie, ale wam krzyknÄ…Å‚ żoÅ‚nierz i siÄ™gnÄ…Å‚ do karabina.Nie zdoÅ‚aÅ‚ go jednak uchwycić. Gabro bÅ‚yskawicznym ruchem dopadÅ‚ go z tyÅ‚ui wydarÅ‚ broÅ„.W tej samej chwili ojciec, Wincenty, Olek i Nik rozbrajali pozostaÅ‚ychtowarzyszy, trzymajÄ…c ich pod lufami rewolwerów.Wszystko to staÅ‚o siÄ™ bÅ‚yskawicznie, cicho i sprawnie! Nie padÅ‚ ani jeden strzaÅ‚.%7Å‚oÅ‚nierze nawet nie próbowali siÄ™ bronić, sterroryzowani tÄ… niespoóiewanÄ… iloÅ›ciÄ…groznych, Å›miercionoÅ›nych narzęói.Po prostu ogÅ‚upieli.Wszystkiego siÄ™ spoóiewali, tylko nie zbrojnego oporu, tylko nieprotestu w tym kraju, góie wszystko gięło siÄ™ pod ich wÅ‚aóą, drżaÅ‚o przed ich sÅ‚owemi pięściÄ….Stali teraz, rozbrojeni zupeÅ‚nie, otoczeni lufami nabitych, wycelowanych rewolwerów. KÅ‚aść siÄ™ twarzÄ… do ziemi rozkazaÅ‚ ojciec.Zawahali siÄ™. Natychmiast, bostrzelamy przynagliÅ‚.PoÅ‚ożyli siÄ™.Wówczas skrÄ™powano im rÄ™ce i nogi, usta zatkano szmatami, sieóącychprzywiÄ…zano do drzew. A teraz na wozy i co tchu rozkazaÅ‚ ojciec.Pęóono, ile mocy w biednych, wyczerpanych koniach. Tylki dwadżeszcza wiorsty do granicy, tylki dwadżeszcza zachÄ™cajÄ…co przynaglaÅ‚Aron i wraz z resztÄ… mężczyzn coraz to zeskakiwaÅ‚ z wozu, i biegÅ‚ za nim, by koniom ulżyćciężaru.Byle pręóej, byle pręóej. Papo, a temu żoÅ‚nierzowi co nas ostrzegÅ‚, toÅ›my nawet nie poóiÄ™kowali po-wieóiaÅ‚ Tom, gdy ujechano już kawaÅ‚ drogi i minęło pierwsze wrażenie. GdybyÅ›my poóiÄ™kowali, to za kilka goóin, gdy znajdÄ… ich inni i oswoboóą,rozstrzelaliby go towarzysze bez litoÅ›ci.³v a a (ros.) ojciec.³w e e a a (z ros.) policja polityczna w ZwiÄ…zku Raóieckim.³x i i (ros.) czy.Pożegnanie domu 60 Po co ich wielmożny pan nie pozab3oÅ‚ aj waj, po co? zajÄ™czaÅ‚ nagle Aron,dzwigajÄ…c siÄ™ z lepkiego bÅ‚ota.Pan CharlÄ™ski popatrzaÅ‚ na niego i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z politowaniem.*ZwitaÅ‚o.WznosiÅ‚ siÄ™ blady i zimny, czysty Å›wit marcowy.Silny przymrozek trzymaÅ‚ ziemiÄ™, żeskrzypiaÅ‚a twardo pod koÅ‚ami wozów.Pola, ogromne i faliste, pola ziemi czarnej i bujnych ozimin, szarobrunatnych ugorów sÅ‚aÅ‚y siÄ™ jak okiem siÄ™gnąć.A nad nimi niebo czyste, blade i nieruchome
[ Pobierz całość w formacie PDF ]