[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co prawda Roxie twierdziła, że tym razem w grę nie wchodzi innakobieta.Co więc się za tym wszystkim kryje? Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu.- Carolina - rzuciła miłym głosem do słuchawki.- Mam złe wieści.- O, Boże.Lyon! - Radosna nuta natychmiast zniknęła z jej głosu.Mąż nigdy niedzwonił do sklepu, bo - jak twierdził - nie chciał przeszkadzać jej w pracy.Już sam fakt, że tuzatelefonował, wzbudził w niej wielki niepokój.- O co chodzi? Czy wszystko w porządku?Nic ci się nie.- Nie, nie - uspokoił ją.- Nic z tych rzeczy, Carolino.U mnie wszystko w porządku, a w każdym razie nie dolega mi nic takiego, czego nie uleczyłoby kilka dni w twoimtowarzystwie.Rzecz w tym, że będę musiał tu zostać dłużej niż pierwotnie zamierzałem.- Och, nie! - jęknęła rozczarowana.- Miałam nadzieję, że wrócisz na urodziny Matta.Od tak dawna nie byliśmy wszyscy razem w rodzinnym gronie.No i ja już wszystko takzorganizowałam w kwiaciarni, żeby nic nie zepsuło nam tego dnia.- Wiem.Naprawdę nic nie mogę na to poradzić.- Rozumiem - odrzekła, choć właściwie wcale nie rozumiała.- A przynajmniej tak misię zdaje.- Wiem, że to trudno pojąć - przyznał Lyon zmartwionym głosem.- Ale tego wymaganowy zarząd.Tak to bywa z tymi fuzjami.Przychodzi ktoś nowy i wydaje mu się, że jeśliwstrząśnie firmą w posadach, nagle osiągnie niebywale rezultaty, a tymczasem w większościwypadków nie ma zielonego pojęcia, co naprawdę robi.W każdym razie muszę poprowadzićtu dodatkowe seminaria dla nowego personelu.I choć nie wiem, dlaczego właściwie padło namnie, nic nie mogę zrobić.Pozostaje mi tylko nadzieja, że wkrótce wszystko wróci do normy.- Ja też mam taką nadzieję - odpowiedziała Carolina.- Ostatnio jesteśmy jak te statkimijające się w mroku.Kilka wspólnie spędzonych dni raz na jakiś czas.No i Matt będziebardzo zawiedziony twoją nieobecnością.Ale mam pomysł - zmusiła się, by nadać głosowipogodniejsze brzmienie.- Jeżeli sprawy będą dalej tak się układać, może po prostuprzeniesiemy się na stałe do Amsterdamu.Tam też mogę otworzyć kwiaciarnię.Lyon parsknął śmiechem:- W mieście, w którym jest pełno kwiatów?- Przecież tylko żartowałam, głuptasie.- Wiem.I doceniam, że w tych okolicznościach masz poczucie humoru.Słuchaj,chętnie rozmawiałbym z tobą godzinami, ale już muszę lecieć.Muszę się spotkać na drinkuz facetami z nowego zarządu.- Okay.W takim razie cię zwalniam.I, Lyon?- Tak?- Tęsknię za tobą i bardzo cię kocham.- Ja też tęsknię.Za tobą i Richiem.I kocham was oboje.- To pa.- Pa, skarbie.Wkrótce zadzwonię.Carolina odłożyła słuchawkę i westchnęła głęboko.Do licha, pomyślała, podpierająctwarz rękami.Richie będzie bardzo rozczarowany, podobnie jak Matt.Ale żaden z nich niebędzie równie nieszczęśliwy, jak ona. Lyon ze zmarszczonym czołem odłożył słuchawkę.Nienawidzę ich okłamywać,pomyślał.Ale przecież w tej chwili nie mam innego wyjścia.Westchnął głęboko.Zaraz po przyjezdzie będzie musiał w końcu wyznać Carolinieprawdę.Wyjrzał na taras, gdzie siedziała Monique, wpatrzona w Anję bawiącą sięulubionymi lalkami.Długie, jasne włosy młodej kobiety połyskiwały w słońcu.Są takiepiękne, pomyślał Lyon.Podobnie jak ciało Monique - smukłe, jędrne ciało tancerki, mocne,ale bardzo seksowne.I jak jej duże, błękitne oczy, zmysłowe usta, idealna cera.A także jejmłodość - wprost tryskająca świeżością.Drzwi i okna były szeroko pootwierane, z tarasu dobiegało radosne szczebiotanieAnji.Lyon podniósł się z krzesła i wyszedł do swoich kobiet.- Tatuś! - wykrzyknęła dziewczynka po angielsku, wyciągając ku niemu rączkę, -w której ściskała lalkę.- Jaka śliczna - pochwalił z uśmiechem i Anja natychmiast skoncentrowała uwagę nazabawce.Małym, różowym grzebieniem zaczęła rozczesywać nylonowe włosy.- Jestem wykończony - wyznał, siadając na tekowej sofie obok Monique i obejmującdziewczynę.- Wszystko w porządku?- Tak sądzę - odparł.- Powiedziałem, że muszę zostać dłużej.- Zapewne nie była szczęśliwa z tego powodu.- Boja wiem.Jest bardzo zapracowana - stwierdził Lyon.- Mimo to.- Monique zawiesiła głos i pogrążyła się w pełnym zadumy milczeniu.Lyon lekko ścisnął jej ramię.- Wszystko wkrótce się ułoży, Monique.Uwierz mi.Po prostu potrzebuję jeszczetrochę czasu.- Ja cię nie poganiam - odpowiedziała, spoglądając mu w oczy.Pomimo opanowanegowyrazu jej pięknej twarzy w głębi oczu czaił się lęk i smutek.Lyon pomyślał, że powinien jąpocieszyć.- Posłuchaj, Monique.Teraz ten dom jest moim miejscem na ziemi.Nie mam co dotego najmniejszych wątpliwości i ty też nie powinnaś ich mieć.Musisz mi uwierzyć.Wkrótcejuż na zawsze będziemy razem.Ty, ja i Anja.Usłyszawszy swoje imię, dziewczynka spojrzała na niego wielkimi oczamii uśmiechnęła się radośnie.Znowu wyciągnęła przed siebie pulchną rączkę, zaciskającą się nalalce.- Jest bardzo piękna, mój skarbie - oznajmił Lyon.- Zupełnie jak ty.Córeczka zachichotała i przycisnęła zabawkę do piersi.Lyon tymczasem zwrócił się ku Monique.- Jakże mógłbym z was zrezygnować? Nigdy w życiu nie porzucę ani ciebie, ani Anji.Monique westchnęła cicho.- Może i nie - odrzekła.- Ale chyba nie muszę ci przypominać, że w Nowym Jorkumasz dokładnie taki sam układ.- Nie, Monique - zaprotestował szybko.- To zupełnie coś innego.Po prostu tego nierozumiesz.- Czego na przykład nie rozumiem? - spytała, patrząc na niego z ukosa.- Dla mniesprawa jest jasna.I bardzo prosta.W Stanach masz żonę i syna.Tutaj masz przyjaciółkę - czyjakkolwiek chciałbyś mnie nazwać - i córkę.- Nie - zaprzeczył Lyon.- To nie to samo.Carolina ma swoją kwiaciarnię.- Urwał,jakby szukał właściwych słów.- Ona.Ona jest tak naprawdę bardziej związana ze swoimsklepem niż ze mną.Nawet nie zauważy, gdy zniknę z jej życia.Natomiast Richie.cóż,Richie jest już prawie dorosły.Wkrótce wyfrunie z gniazda.Czy nie rozumiesz? Obiesytuacje są zupełnie różne!Monique spojrzała na niego z poważnym wyrazem twarzy.- Może rzeczywiście się różnią - zgodziła się.- Ale według mnie jedyna różnica jesttaka, że to ona i Richie są twoją rodziną w oczach ludzi i wobec prawa.Są.godni szacunku.A ja? Ja.ja jestem tą drugą.Jestem nikim, niczym.A Anja? Ona.- W żadnym razie, Monique.- Chwycił ją w ramiona i mocno przytulił do piersi.- Niewolno ci nawet tak myśleć.Uwierz mi, chcę spędzić resztę życia z tobą i z Anją.I wkrótce dotego doprowadzę.Już wkrótce.W tym momencie Anja podniosła się, rzuciła lalkę i podeszła do nich na swoichpulchnych nóżkach.Objęła mocno rączkami kolana ojca i przycisnęła do jego nóg swojąbrązowowłosą główkę.- Kocham cię tatusiu.Delikatnie pogładził dłonią jej włosy.- Ja cię też kocham, skarbie.- Chodz Anju - odezwała się Monique.- Posiedz chwilkę u mamy na kolanach.Dziewczynka wyciągnęła rączki i Monique wzięła ją w ramiona, po czym zaczęłaodgarniać małej włosy z oczu.- Ciebie też kocham, mamusiu - wyznała Anja.Monique przycisnęła ją do piersi.- I ja cię kocham, córeczko.Z całego serca.Lyon pochylił się nad nimi i pocałował Monique w policzek.- A ja kocham was obie - oznajmił.- I wkrótce wszystko załatwię jak należy. Obiecuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl