[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strona 180 z 241Przejście przez klub było trudne ze względu na natłok tancerzy i nagromadzone zapachy wszystkich nadnaturalnych.Dziś wieczorem woń była odczuwana, jakby ktoś wziął różne kolory zpalety i złączył je wszystkie razem tak, że nie można było odróżnić jednegokoloru od drugiego.Tylko szarą plamę.Moje zmysły były nadwyrężone – albo oddziaływały na mnie pozostałeskrawki tego, co mnie dotknęło – ponieważ w tej chwili zapachy byłyniemal przytłaczające i nie byłam w stanie oddzielić poszczególnychzapachów.Nadia opuściła nas, by dołączyć do pozostałych tropicieli, zanimwyruszą.Pomachałam do nich z drugiego końca pomieszczenia.Odmachalimi, pokazując uniesione kciuki w górę.Tymi gestami pokazywali, że sąszczęśliwi, że jestem z powrotem.Nie mogłam powstrzymać się i nie posłaćuśmiechu w ich kierunku.Tu, w Nowym Yorku, byli moją rodziną.Czułamsię szczęściarą, że ich mam.Z tyłu klubu, Seth – wampir, z którym kilka dni temu rozmawiałaOliwia, wskazał kciukiem w kierunku jednych z zamkniętych drzwi,znajdujących się na całej szerokości tylnej ściany.– Rodan na ciebie czeka.Oliwia uśmiechnęła się do wampa, za co oberwała ode mnie z łokcia.– Nie zachęcaj ich – powiedziałam pod nosem.– Noszę jego dziecko – odpowiedziała także ściszonym głosem.Niemalsię nie zakrztusiłam.Oczywiście Rodan nie chciał się z nami spotkać w prywatnychkwaterach, gdyż była z nami Oliwia.Razem z nią i T weszłam do jednego zustronnych pokojów, którego używał do konferencji, gdy musiał się spotkaćz tropicielami albo innymi stróżami porządku.T otworzył drzwi i przytrzymał je dla mnie i Oliwii, gdy wchodziłyśmydo środka.Drzwi skrzypnęły za nami i po pokoju rozszedł się dźwięk butówstukających o drewnianą podłogę, gdy wielkimi krokami przemierzaliśmyogromna salę.To cud, że będąc tak hałaśliwym, T mógł się skradać czycokolwiek.Idąc, czułam jak przemyka obok mnie zapach lasu pochodzący zlśniącej drewnianej posadzki i stołu.Bukiet z dzikich kwiatów stojący najego środku, nadał pokojowi słodkiego zapachu.Pokój z łatwością mieścił wszystkich stróżów Manhattanu w jednymczasie, kiedy Rodan musiał przekazać ważne komunikaty, choć ludziezajmowali głównie stojące miejsca.Strona 181 z 241To było jednak rzadkie.Zwykle z wizjonerami, uzdrowicielami i stróżami bramy rozmawiał w ich specjalnych komnatach.Na środku naszego konferencyjnego pokoju stał długi, owalny stół zdwudziestoma pięcioma krzesłami, przeznaczony na mniejsze spotkania ztropicielami.W chwili, gdy Rodan mnie zobaczył, zamaszystym krokiem pokonałdzielącą nas odległość i wziął mnie w ramiona.– Dzięki Bogini.Odsunął się, kładąc ręce na moich ramionach i przez długą chwilęwpatrywał się w moje oczy.Wstrząsnęła mną głębokość troski izmartwienia, jakie zobaczyłam w jego oczach.Nie patrzył na mnie tak, jakosoba załamana stratą przyjaciela, ale też tak, jak ktoś, kto chciałby zginąć, gdybym umarła.Głębokie, osobiste uczucie wykraczające poza bycieprzyjacielem, mentorem i czasem kochankiem.Ucałował każdy z moich policzków, a następnie oderwał się ode mnie,przerywając moje dziwne myśli.– Torin i Oliwia poinformowali mnie o zaginięciu trzeciego łącznika –powiedział do mnie.– Mieli okazję, żeby o tym z tobą porozmawiać?Potrzasnęłam głowa.– Ja także nie przekazałam im swoich newsów.No cóż, powiedziałabym im dzisiejszej nocy o skorpionim pancerzu,gdybym nie czuła potrzeby unikania ich i samotnego wyjścia na łowy.Możeto wydawało się głupie, ale przez dwa lata sama tropiłam na swoimterytorium – poza kilkoma wyjątkami, kiedy to Oliwia towarzyszyła mi wspecjalnych sprawach.Potrafiłam poradzić sobie ze wszystkim, co weszłomi w drogę.Do teraz.Niech to szlag.Rozruszałam ramiona, starając się złagodzić pragnienie, by bronićsiebie i swoje akcje.Nie musiałam bawić się w żadną obronę.Rodan podszedł do stołu konferencyjnego.Dzisiaj miał na sobiekrwistoczerwoną tunikę bez rękawów, z tyłu której opadały jego długie,srebrno–blond włosy.Mięśnie jego nagich ramion pracowały, gdyenergicznie i z gracją szedł do swojego krzesła u szczytu stołu.Razem zOliwią zajęłyśmy miejsca po jego prawej, zaś T ulokował się po lewej.Zaczęłam pierwsza.Powiedziałam T i Oliwii o pancerzu skorpiona itym, że ogon z rysunku był tak naprawdę jego ogonem.Potemopowiedziałam o demonie Chance'ie.Grymas niezadowolenia na twarzy Tściemniał, zaś Oliwia zwęziła oczy.Na szczęście żadne z nich nie robiło miStrona 182 z 241wyrzutów z powodu nie powiedzenia im wcześniej o pancerzu czy ogonie skorpiona.Domyślałam się, że to dlatego, że już wystarczająco mocno pomnie pojechali.– Trzeci łącznik – zaczął Rodan, gdy oparłam się do tyłu o regulowaneoparcie krzesła – został zabrany niedaleko od miejsca, w którym zostałaśzaatakowana, a także lokalizacji, gdzie demony zamordowały Randy'ego.Ciernie skuły moją skórę.– Randy został zabity w pobliżu mnie?– Wyczuł atak na ciebie i opuścił Central park, żeby przyjść ci zpomocą.– Ciernie zmieniły się z lodowaty dreszcz, który przelał się przezemnie na jego następne słowa.– Wpadł na hordę demonów w czasie, gdyTorin do ciebie docierał.Randy został wypatroszony, zanim Torin zdołałmu pomóc.Nie można go było uratować.Moje pole widzenia rozmazało się i schowałam głowę w dłoniach,opierając łokcie na lśniącej powierzchni drewnianego stołu.Droga Bogini.Bym odpowiedzialna za jego śmierć.Gdybym nie była taka głupia ipróbowała ocalić to, co brałam za ludzka kobietę, nie zostałabym zdjęta iznokautowana przez demona Chance'a.– Wspominałaś, że skierowałaś się do Central parku, gdy ocaliłaśkobietę – odezwał się Rodan.Moje myśli zmętniały.To prawda.Dlaczegowyczułam, że miał kłopoty, zanim zostałam zaatakowana?– Uważamy, że demony zaalarmowały równocześnie ciebie i Randy'ego– powiedział.– Dla pewności.Chciały mieć gwarancję, że zginie przynajmniej jedentropiciel – odezwała się Oliwia.– To się jakoś wiąże z zaginionymiłącznikami.Zabierają go wtedy, kiedy ginie tropiciel.Podniosłam głowę, marszcząc brwi.– To jakiś rodzaj rytuału?– Być może.– Krzesło zaskrzypiało, gdy Rodan zmieniał pozycję.–Pozostawione dla nas znaki mogą być jego częścią, natomiast mylnewskazówki mają z nas szydzić.– Ale po co zabierać łączników, zamiast ich także zabić? – myśląc nagłos, przejechałam palcami po swoim ściśle przylegającym do szyinaszyjniku, po czym z powrotem położyłam dłoń na stole.– Dlaczego w ogóle nadnaturalni łącznicy? – powiedziała Oliwia.–Musimy rozważyć fakt, że nie wiemy czy zostali zabrani żywi, czy zjedzeni.Tylko zgadujemy.Strona 183 z 241– Opierając się na nadnaturalnej intuicji – Rodan lekko obrócił na krześle – i informacjach, które wybiórczo przekazała mi NajwyższaStrażniczka.– Rany – Oliwia przewróciła oczami.– Strażniczka daje nam skrawki i kawałki, nie chcąc dać nam tego,czego potrzebujemy.Włącznie z tropicielami.– Gwałtownym ruchemprzeciągnęłam ręką po włosach.– Może NS staje się zbyt stara.Za ten komentarz zostanę zesłana do Podziemia.Rodan natychmiast obrócił się ku mnie.– Nyx – powiedział w językudrow.– Wystarczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]