[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Iskra z fajki Russella.Zapaliło się siano.Ja i Timbyliśmy tu, kiedy to się stało, więc udało się namwłączyć automatyczne gaszenie, nim ogień sięrozszerzył.W stajniach palenie było zakazane.Adam odwrócił siędo Murdocka Russella i spojrzał na niego tak lodowatymwzrokiem, \e przez ułamek sekundy Jess miała ochotęskoczyć i zasłonić ojca.Russell nadal trzymał twarz w dłoniach i nie widziałoczu pracodawcy, który powoli zaczynał wszystkorozumieć.- Rano opuści pan farmę, panie Russell - powiedziałAdam z kamiennym spokojem.- Bill, wypisz mu czek,jeśli jesteśmy mu coś winni.W stajni zapanowała grobowa cisza.Murdock Russellpodniósł głowę i patrzył tępo przed siebie.Jesszachwiała się i byłaby chyba upadła, gdyby w ostatniejchwili nie zmobilizowała resztek sił.Co robić? Przecie\ nie mo\e do tego dopuścić! Ojciectyle zrobił dla Wschodzącej Gwiazdy! Zasługuje naostatnią szansę.Była pewna, \e uda jej się zapewnić ojcupomoc, \e po dzisiejszej nauczce powstrzyma się nadługi czas od wzięcia do ust choćby kropli alkoholu.Jeśli zajdzie potrzeba, to ona będzie nad nim czuwaładzień i noc.Te i sto innych myśli przebiegały jej przezgłowę.Spojrzała na Adama, gotowa poświęcić własnądumę, gotowa go nawet błagać.I wtedy właśnie w jego spojrzeniu zobaczyła pogardę iwstręt.Tak, Adam patrzył wyraznie na nią!- Przez cały czas wiedziałaś, prawda? - spytał suchym,ostrym głosem.Przygryzła wargi.Zwiat wokół niej zawirował.Delikatnewięzy, które jeszcze przed chwilą łączyły ją z Adamem,pękły.Adam przestał jej ufać.Obrócił się na pięcie iodszedł, jakby nie mógł wytrzymać sekundy dłu\ej w jejtowarzystwie.Stała niczym sparali\owana.Adam miał rację.Zawiodłago, nie mówiąc wszystkiego o stanie psychicznym ojca.Ale miłość? Co się stało z miłością? Czy\by była takasłaba, \e jeden cios wystarczy, by ją zniszczyć?Nie będzie tu stała, a\ Adam zniknie - z pola widzenia iz jej \ycia.Rzuciła się za nim, podtrzymując dłoniązmoczoną i ubrudzoną spódnicę balowej sukni.Kilkakrotnie powtórzyła głośno jego imię, lecz niereagował.Dogoniła go dopiero w alejce prowadzącej dodomu.Uświadomił sobie, \e rozstanie nie obejdzie się bezkomplikacji.W świetle księ\yca oczy Adama wydawałysię martwe.Twarz miał ściągniętą, surową.- Czy pozwolisz mi wytłumaczyć, Adamie? - spytała,chwytając go za ramię.Strącił jej rękę.- Miałaś wiele okazji - odparł chłodno.- Twój ojciecpije, tak? Dlatego musiał porzucić Carraway?- Nie, nie dlatego porzucił Carraway.Powiedziałam ciwtedy prawdę.- Opuszczając rozdział o piciu.- Nie sądziłam, \e będzie to potrzebne.- Pomyślałaś sobie, \e ot, po prostu któregoś dnia mu tominie?- Pomyślałam, \e znikną powody, które skłaniają go dopicia.I myślałam, \e poradzi sobie, nim będę musiała cio tym powiedzieć.Obiecał mi, \e będzie jezdził doporadni.- Powinnaś była przyjść z tym do mnie.- Nie mogłam.- Poniewa\ nie miałaś do mnie zaufania.Potraktowałaśmnie jak zakochanego durnia i dopuściłaś do tego, \ewszystko, co osiągnąłem, mogłem w ciągu paru minutstracić.Nie mogąc opanować dr\enia głosu, odparła:- Wiem.Nie miałam racji.Jest mi bardzo przykro.-Wypowiadając te słowa, zdawała sobie sprawę, jak małoone dla niego znaczą.- Jest ci przykro! A gdyby wszystko spłonęło?- Ale nie spłonęło.To był przypadek, i szkody sąminimalne.Czy nie rozumiesz, \e. - Powiem ci, co rozumiem - przerwał.- Rozumiem, \ezamierzasz bronić ojca do upadłego.Ale mo\ezastanowiłabyś się nad następującym pytaniem: ileszkód ojciec musiałby narobić, \ebyś mu jasno i bezogródek powiedziała, \e nadszedł czas, \eby człowiek wjego wieku zaczął powa\nie traktować \ycie i ponosićodpowiedzialność za swoje czyny? Szkody sąminimalne! Ale mi usprawiedliwienie!- To wcale nie jest tak, jak myślisz.- To jest dokładnie tak.I dopóki nie zdasz sobie z tegosprawy, nie będziesz miała własnego \ycia.Będzieszwyłącznie niańką ojca.- Mój ojciec mnie potrzebuje.- A ja potrzebowałem ciebie - odparł gorzko.- Wiem, \e jesteś zdenerwowany.To zupełniezrozumiałe.Ale proszę cię, nie wyrzucaj go!- Nie proś mnie o to.Nawet on by tego nie oczekiwał.- Ta praca jest mu potrzebna.- Powinien był więc o nią dbać.To koniec.W Jess zamarło serce, po policzkachpopłynęły łzy.Wszystko przepadło, przyszłość ojca, jejnadzieje.- Skoro on wyjedzie, to ja z nim.Muszę.Ciszę, która po tych słowach zapadła, przerwał w końcuchłodny głos Adama:- Jest to dla mnie oczywiste.Rozdział 17Adam odprowadził detektywa do policyjnegosamochodu.Na po\egnanie podał mu rękę i powiedział:- Jestem zobowiązany, \e powiadomił mnie pan o tymosobiście.Starzejącą się twarz detektywa rozpromienił uśmiech.- Jako szczeniak pracowałem na farmie i wiem, jakwa\na jest opinia.Będę w kontakcie, panie Connor.Powodzenia na torze w Burlington.Adam jeszcze raz podziękował mę\czyznie i stojąc nastopniach ganku, patrzył w ślad za odje\d\ającymsamochodem.Gdy zawrócił z zamiarem wejścia dodomu, zza rogu budynku wyszła Angela.Jej twarz byłazaró\owiona po przeja\d\ce konnej.- Dobrze ci się jezdziło? - spytał Adam.- Zwietnie - odrzekła i po chwili wahania dodała: - Timmnie namówił, \ebym skoczyła na Damie przez\ywopłot.Adam zauwa\ył jej wahanie.Był świadomy jegopowodu.Czy\by Angela bała się wyrzutów zawspomnienie o Timie? Niepotrzebnie.Od chwiliwyjazdu Jess musiał, acz niechętnie, pozwolićchłopakowi na objęcie roli nauczyciela jazdy itowarzysza konnych spacerów siostry.Było torozsądniejsze ni\ przeciwstawianie się kontaktomobojga, zwłaszcza \e Angela bardzo prze\ywała wyjazdJess, który nastąpił przed miesiącem.Poza tym Adammiał teraz zupełnie inną opinię o Timie.Przyglądał musię bacznie i stwierdził, \e jest bardzo dobry dla Angeli -cierpliwy, czuły i na tyle rozsądny, by nie dać ponieśćsię jej nadmiernie romantycznym porywom.- Kto to był? - spytała Angela.- Detektyw z policji w Ocali.Chodz do mnie.Musimyporozmawiać.Zaprowadził Angelę do gabinetu, posadził ją na kanapie,usiadł obok i ujął jej dłonie.Obrzuciła brataniespokojnym spojrzeniem.Sprawiała teraz wra\eniewystraszonego dziecka.- Jakieś złe wiadomości? - spytała.Uśmiechnął się doniej łagodnie.- Dobre.Złapali człowieka, który podło\ył ogień tejnocy, kiedy zginął ojciec.Ty go sobie pewno nieprzypominasz.To Will Hazelton, pierwszy masztalerzpiątej stajni.Miesiąc wcześniej ojciec wyrzucił go zpracy.- Ale jak.? I dlaczego złapali go teraz?- Był pomocnikiem weterynarza w Birmingham, alekiedy go niedawno zwolniono, podpalił przychodnię.Złapano go i przyznał się.Przyznał się te\ do wieluinnych podpaleń.To on spalił stajnie WschodzącejGwiazdy.Władze Florydy \ądają teraz ekstradycji.Angela długo myślała.- To znaczy, \e ci wszyscy ludzie, którzy mówili, \eojciec podpalił stajnie.- Nasze nazwisko będzie ostatecznie oczyszczone.- To cudownie, Adamie! Zawsze miałam nadzieję, \etak się stanie.Miałam te\ nadzieję, \e nasz końzwycię\y w głównym wyścigu sezonu.- Podnieconazerwała się z kanapy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]