[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciągle przed czymś uciekająna południe. Tsurani?Krasnolud przytaknął ruchem głowy. I ja tak myślę.Chodz.Trzeba jak najszybciej wracać do Caldara.Wyszli z ukrycia i pospiesznym krokiem ruszyli przed siebie.Po niedługimczasie dotarli do dobrze znanych Dolganowi tuneli, które wywiodły ich na po-wierzchnię.* * *Po pięciu dniach wędrówki dotarli zmęczeni do Caldara.Kopne śniegi w gó-rach bardzo utrudniały marsz.Kiedy zbliżali się do wioski, zostali zauważeniprzez wartowników i wkrótce otoczyli ich mieszkańcy osady, którzy wylegli tłum-nie, aby powitać swego wodza.Zostali zaprowadzeni do długiej sali posiedzeń.Po krótkim powitaniu Tomasdostał pokój.Obaj byli śmiertelnie zmęczeni.Nawet potężnie zbudowany i sil-ny jak tur Krasnolud ledwo trzymał się na nogach.Chłopiec padł na posłaniei natychmiast zasnął.Przed udaniem się na spoczynek Krasnoludy uzgodniły tyl-ko jeszcze, że na następny dzień zostanie zwołana narada starszych wioski, abyomówić ostatnie wieści, które dotarły do nich.Tomas obudził się głodny jak wilk.Wstał i przeciągnął się.Ze zdumieniemstwierdził, że nic go nie boli i nie jest zesztywniały.Padł wieczorem na posła-nie jak kłoda, nie zdejmując złotej kolczugi, i właściwie powinien wstać dzisiaj212 z obolałymi mięśniami i sztywnymi stawami.Zamiast tego czuł się doskonalewypoczęty.Otworzył drzwi pokoiku i wyszedł na korytarz.Po drodze do długiejsali posiedzeń nikogo nie spotkał.Za stołem, u którego szczytu zasiadał Dolgan,zajęło miejsce kilku Krasnoludów.Jednym z nich, jak zdążył zauważyć Tomas,był Weylin, syn Dolgana.Wódz wskazał chłopcu krzesło i przedstawił go reszciezebranych.Krasnoludy przywitały Tomasa, który odpowiadał uprzejmie każdemu, cho-ciaż jego uwaga skupiała się głównie na wspaniałym jedzeniu na stole. Ależ proszę bardzo, chłopcze. Dolgan zaśmiał się donośnym głosem. Nie krępuj się.Nie ma sensu, abyś siedział głodny, kiedy zbierze się na posie-dzenie cała rada.Tomas nałożył na drewniany talerz ogromny stos wołowiny, serów i chlebai przysunął sobie dzban piwa, chociaż nie miał za mocnej głowy i było jeszczeza wcześnie.W okamgnieniu talerz opustoszał i Tomas wziął dokładkę, spoglą-dając ukradkiem, czy nikt nie patrzy na to krzywym okiem.Z ulgą zauważył,że większość zebranych była całkowicie pochłonięta rozważaniem skomplikowa-nego zagadnienia rozmieszczenia zimowych magazynów żywności po wioskachi osadach, z czego niewiele zrozumiał.Dolgan zarządził przerwanie rozmów. Teraz, kiedy Tomas jest z nami, pora, abyśmy porozmawiali o Tsuranich.Chłopiec nadstawił uszu i skoncentrował całą uwagę na przedmiocie rozmo-wy. Po tym, jak wyszedłem z oddziałem na patrol, dotarli do nas posłańcyz Elvandaru i Kamiennej Góry.Powiadomiono nas, że w pobliżu Północnej Prze-łęczy wielokrotnie widziano obcych.Rozbili obóz na wzgórzach na południe odKamiennej Góry. W takim razie jest to sprawa naszych pobratymców z Kamiennej Góry,chyba że i nas powołają pod broń  zauważył jeden z Krasnoludów. Słusznie powiedziałeś, Orwin, ale pamiętajmy, że dotarły do nas wieści,iż zaobserwowano ruchy wroga także na południe od przełęczy.Weszli zatem naziemie tradycyjnie pozostające we władaniu naszego klanu, a to już sprawa dlanas samych, dla Szarych Wież.Krasnolud nazwany Orwinem skinął poważnie głową. Prawdę rzekłeś, lecz i tak nic uczynić nie możemy aż do wiosny.Dolgan położył nogi na stole i zapalił fajkę. I to jest prawdą.Wierzcie mi jednak, iż mamy wielkie szczęście, że i Tsu-rani do wiosny właśnie nic uczynić nie mogą.Tomas odłożył kawał wołowiny, który trzymał w ręku. Czy nadeszły już śnieżyce? Tak, chłopcze.Pierwszy śnieg tej zimy spadł zeszłej nocy.Zasypało prze-łęcze.Nikt ani nic tamtędy nie przejdzie, nie mówiąc już o dużej armii.213 Tomas spojrzał na Krasnoluda pytająco. Zatem. Tak, chłopcze.Przez całą zimę pozostaniesz naszym gościem.Nawet nasinajwytrawniejsi biegacze nie są w stanie wydostać się z gór i dotrzeć do Crydee.Tomas oparł się ciężko łokciami o stół, bo chociaż było u Krasnoludów przy-tulnie i wygodnie, wolałby być u siebie.Nic jednak nie mógł na to poradzić.Po-godził się w myślach z nową sytuacją i znowu skupił całą uwagę na jedzeniu. Rozdział 11Wyspa CzarnoksiężnikaZmęczona grupka podążała z trudem do Bordon.Wraz z nimi jechał konny oddział Strażników Natalskich ubranych w trady-cyjne, szare bluzy, spodnie i długie kurty.Patrolowali okolicę i około dwóch ki-lometrów przed miastem natknęli się na podróżników, a teraz eskortowali ich doBordon.Borric rozgniewał się, że strażnicy nie zaproponowali, aby zmęczeni wę-drowcy dosiedli się na ich konie, ale nie okazywał tego na zewnątrz.W końcunie musieli wcale wiedzieć, że grupka obdartusów spotkana gdzieś na drodze toksiążę Crydee i jego towarzysze.A zresztą, gdyby nawet pojawił się w pełnymmajestacie, to i tak mieszkańcy Wolnych Miast Natalu nie żywili zbyt wielkiejmiłości do Królestwa.Pug patrzył na Bordon z szeroko otwartymi ustami.Chociaż według miaryKrólestwa Bordon było małym miastem, praktycznie niczym więcej niż miastecz-kiem portowym, to jednak w porównaniu z Crydee wydawało mu się ogromne.Gdziekolwiek zwrócił wzrok, tłumy ludzi śpieszyły w tylko sobie wiadomymkierunku i celu.Właściwie nikt nie zwracał uwagi na grupę podróżników, czasa-mi tylko zerknął na nich jakiś sklepikarz czy przekupka na rynku.Jeszcze nigdyw życiu Pug nie widział w jednym miejscu tylu ludzi, koni, mułów i wozów.Odkolorów i hałasu aż kręciło się w głowie.Psy, szczekając, goniły za końmi strażni-ków, zręcznie unikając kopyt podenerwowanych rumaków.Ponieważ ich wyglądsugerował, że mogą być obcokrajowcami, a eskorta wskazywała, że być może sąwięzniami, kilku uliczników obrzuciło ich wyzwiskami.Pug zdenerwował się tro-chę ich niegrzecznym zachowaniem, ale wkrótce kolejne widoki sprawiły, że jegouwagę pochłonęło całkowicie nowe otoczenie.Bordon, podobnie jak inne miasta regionu, nie posiadało stałej armii.Zamiasttego utrzymywano w mieście garnizon Strażników Natalskich, potomków legen-darnych Przewodników Imperium Keshu, których uważano za najlepszą jazdęi tropicieli na zachodzie.Ich patrolujące okolicę oddziały dawały miastu w ra-zie zagrożenia wystarczająco dużo czasu, aby powołać pod broń straż miejską.215 Teoretycznie Strażnicy byli niezależni i mieli pełną swobodę działania.Mogli naprzykład na miejscu likwidować wyjętych spod prawa czy renegatów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl