[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I naraz wróciło znane mi od dawna, a zapomnianeostatnio uczucie trwogi i przerażenia.Jeszcze raz objęłamwzrokiem brzozy rozrzucone po terenie Ośrodka i zaczęłam wycofywać się do wyjścia.W tym zwykłym i znanym mikrajobrazie dostrzegłam nagle pustkę i smutek.Szłampotykając się o wystające korzenie, spłoszyłam kosa, któryprzerwał kwilenie i rozpostarł skrzydła szykując się do lotu,zmienił jednak zamiar, jak gdyby stwierdził, że nic mu niegrozi.Na dwupasmowej szosie do Wilanowa nawiedziło mnieznowu przykre uczucie, że jestem sama na nieznanej planecie.Zapragnęłam znalezć się w pobliżu Marka, usłyszeć jego głos.Po drodze do domu wstępowałam do sklepów szukając lepszejwędliny, ale nic nie znalazłam, wszędzie wisiały kiełbasypośledniejszych gatunków, których mama nie brała do ust.Wstąpiłam do sklepu rybnego przy placu Zbawiciela i kupiłamkilka puszek zagranicznych konserw, w pobliskichDelikatesach kaczkę mrożoną, kawę, herbatę, wino, łubiankętruskawek, sałatę, pieczarki, załadowałam niewielki bagażnikpo brzegi, uspokoiłam się nieco, ale przejmujące uczucietrwogi wróciło, gdy podjechałam pod dom i zatrąbiłam.Markanie było, w pustym oknie wiatr kołysał firanką, głęboki cieńleżał na ścianie domu.Pierwszy wieczór bez niego.Czekanie.Mieszane uczucia,złość i niepokój.Czy mu się coś nie stało? A może poszedł doinnej, do jednej z tych dziewczyn, o których mi opowiadał,może pije gdzieś w knajpie.Starałam się myśleć o egzaminie,ale nie mogłam się skupić, biegałam po pracowni i mówiłamgłośno do siebie, żeby się tylko dał przebłagać, żeby miprzebaczył.Ten dzień przesądził sprawę, wyzbyłam się dumy,mrzonek o wolności. Gdy się jest z kimś - mówiłam do siebie- tak jak ja z nim, trzeba nauczyć się pokory i uległości.I ja tozrobię, nauczę się jednego i drugiego, zapłacę za swoją miłośćnajwyższą cenę, bo stać mnie na to i chcę płacić".Zrobiło siępózno ruch na ulicach zamierał.Napiłam się wina, dużowypiłam, chyba prawie całą butelkę, i zasnęłam.Nie wiem, jak długo spałam ani która była godzina, obudziłam się wchwili, gdy Marek podniósł mnie zpodłogi.- Przygotowałem ci tapczan - powiedział - śpij.- A ty?- Ja jeszcze posiedzę.Nalał sobie wina.Zapytałam:- Gdzie byłeś?Nie odpowiedział.Powtórzyłam pytanie hamując łzy.Milczał wpatrzony w swoje obrazy.- A ja czekałam.Jadłeś kolację?- Tak - mruknął od niechcenia.- Idz spać.Masz przecieżjutro egzamin.Jednak pamiętał.Co za ulga! Dotknęłam ustami jegoczoła.- Masz gorączkę!- Nie.Skądże! - ujął mnie za rękę i zaprowadził dopokoju.Rano obudził mnie jak zwykle, ściągając kołdrę.Kubek zdymiącą kawą stał na stoliku przy oknie.- Która godzina?- Dochodzi ósma.- Nie zdążę - zerwałam się w popłochu.- Zdążysz.Odprowadzę cię i pojadę po matkę.Przed Instytutem spotkałam Bożenę, Agnieszkę i ciebie.Zaglądałyście do zeszytów, powtarzając w ostatniej chwilijakieś formułki.Z okrzykiem radości rzuciłam się w wasząstronę.Marek odszedł bez słowa.- Aleś ty schudła - powiedziała Agnieszka.W jej głosie wyczułam zle skrywaną radość.Ty nic niemówiłaś, Bożena popatrzyła na mnie szklanymi oczami.Jużwtedy między nią i Maszkowskim zaczynało się psuć. Na korytarzu pochwyciłam smutne spojrzenie Krzyśka.Ukłonił się sztywno i znieruchomiałymi oczami wpatrywał sięw drzwi.Niepokoiłam się o niego, czy zda, czy jest w formie.Wiesz przecież, że przy pomocy chemii przeniósł się ze świataurojeń w naszą codzienność, w świat Agnieszki, Bożeny iasystenta Pawlickiego.- Panie magistrze! - otoczyły Pawlickiego dziewczyny.-Panie magistrze!Magister odnalazł mnie w tłumie.- Twoja kolej - powiedział.Dziewczyny zacisnęły kciuki,Krzysiek pomachał mi ręką.Magister Pawlicki przekazywałszeptem jakieś wskazówki.Ale ich nie słyszałam.Patrzyłamw okno, za którym płonęły drzewa, i mrużyłam oczy.Słońcepionową ścianą oddzielało mnie od członków komisjisiedzących za długim stołem.Uśmiechali się do mnie.Profesor Maszkowska wertowała moją pracę, przepisaną namaszynie w trzech egzemplarzach i oprawioną w płótno.,,No cóż! Pracę pani oceniamy bardzo wysoko.Poprawnametodologicznie, zgromadziła pani ciekawy materiał, wnioskidosyć nietypowe, warte zastanowienia.Zgromadzi paniwiększy materiał i będzie doktorat".Pochwały, komplementy. Jaki temat?" - zapytywał ktoś szeptem. Losy życiowenieletnich przestępców" - wyjaśnił asystent. Czy pani mazamiar pracować nadal nad tym tematem?"  Tak, chyba tak,jeżeli nie będzie to kolidowało z pracami Ośrodka".Padłopytanie z zakresu patologii spostrzegania.Ledwie zaczęłammówić o przyczynach powodujących zaburzenia, usłyszałam: Dziękuję, wystarczy.Czy są pytania?" - profesorMaszkowska zwróciła się z uśmiechem do członków komisji.Pytań nie było.Zdałam! Agnieszka z Bożeną obsypywały mniepocałunkami, Krzysiek uśmiechnął się blado. - Tobie to dobrze - westchnęła Agnieszka.- Już powszystkim.Znowu poproszono mnie do pokoju z długim stołem.Panowie z komisji ściskali mi dłoń.Za pięcioletnie trudyuzyskałam stopień magistra.Powiększyłam wielotysięcznągrupę osób z wyższym wykształceniem, w przyszłym rokufakt ten zostanie odnotowany w  Roczniku statystycznym".Zachwilę Agnieszka i Bożena miały dostąpić tej łaski, za nimiKrzysiek i ty.Wyszłam, chociaż byłam ciekawa, jak pójdzie tobie, azwłaszcza Krzyśkowi.Na dziedzińcu nikt na mnie nie czekał.Minęło pięć lat, aja znalazłam się znowu w tym samym punkcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl