[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Powinieneś przecież znać się natakich rzeczach.Co ty myślisz o nim? Zupełnie go nie pojmuję odparł Barker. Ale jeżeli pytasz o moje zdanie, tomuszę powiedzieć, że jest to człowiek z upodobaniem do nonsensów, dotknięty, jak tomówią, artystycznym błazeństwem i wszelkimi temu podobnymi dolegliwościami.I myślęzupełnie serio, że tym bezustannym gadaniem głupstw naruszył już równowagę swego umy-słu i teraz sam nie zna różnicy pomiędzy zdrowym rozsądkiem a obłąkaniem.Można powie-dzieć, że odbył podróż naokoło umysłowego świata i znalazł punkt, gdzie Wschód i Zachódtworzą jedno, czyli gdzie krańcowy idiotyzm jest tyleż wart, co rozum.Ale ja nie potrafięwyjaśnić tych psychologicznych igraszek. Przynajmniej nie umiesz mnie ich wyjaśnić rzekł szczerze pan Wilfrid Lambert.Gdy szli długą ulicą w kierunku swej restauracji, miedzianorudy mrok począł się rozja-śniać i przechodzić w odcień bladozłoty, a kiedy stanęli u celu, można było ich wyraznie do-strzec w zupełnie znośnym świetle dnia zimowego.Czcigodny James Barker, jeden z najbar-dziej wpływowych współpracowników rządu angielskiego (w tym czasie już wyłącznie repre-zentacyjnego), był młodzieńcem szczupłym i eleganckim z przystojną bez wyrazu twarzą ibladoniebieskimi oczyma.Został obdarzony intelektualnymi zdolnościami tego szczególnegorodzaju, które sprawiają, że człowiek nimi obdarzony wspina się z tronu na tron i umieraobsypany zaszczytami, chociaż przez całe życie nie zabawił i nie oświecił ani jednego czło-wieka.Wilfrid Lambert, młody człowiek, którego nos rozwinął się, jak się zdawało, ze szkodądla reszty twarzy, również mało przyczynił się do tego, żeby rozszerzyć granice umysłowościludzkiej, lecz można było powiedzieć na jego usprawiedliwienie, że był głupcem.O Barkerze,wraz z całą jego inteligencją, można było powiedzieć, że jest tępy.Ale i głupawość jednego, itępota drugiego traciły zupełnie na znaczeniu wobec tych imponujących i tajemniczych skar-bów idiotyzmu, nagromadzonych widomie w małym ciele tego, który czekał na nich przedrestauracją Cicconaniego.Mały ów człowieczek, który nazywał się Oberon Quin, swym wy-glądem przypominał zarówno małe dziecko jak i sowę.Zdawało się, że jego okrągłą głowę iokrągłe oczy Natura zakreśliła cyrklem w przystępie dobrego humoru.Z czarnymi gładkoprzyczesanymi włosami, w groteskowo długim palcie robił wrażenie przebranego dziecka.Kiedy wchodził do pokoju, gdzie byli obcy ludzie, brano go za małego chłopca, a nawet cza-sem chciano sadzać na kolanach, ale tylko dopóki się nie odezwał, bo wówczas spostrzegano,że mały chłopiec byłby znacznie mądrzejszy. Czekałem na was bardzo długo zauważył Quin łagodnie. To strasznie zaba-wne, że w końcu zobaczyłem was nadchodzących ulicą. Dlaczego? spytał Lambert zaskoczony. Czyż sam nie naznaczyłeś nam tutajspotkania? Moja matka nieraz naznaczała ludziom spotkania w rozmaitych miejscach odrzekł na to mędrzec.Mieli już, zrezygnowawszy ze zrozumienia go, wejść do restauracji, gdy coś na ulicyzwróciło ich uwagę.Choć było zimno, choć pogoda wciąż posępna, w tej chwili jednak rozjaśniło się nagle ina ponurym brunatnym tle drewnianego bruku, pomiędzy dwoma szeregami smutnych iponurych szarych domów zobaczono coś, czego w promieniu wielu mil a może i w całejówczesnej Anglii nie podobna było zobaczyć mianowicie mężczyznę, ubranego w jaskra-we kolory.Małe zbiegowisko podążało za nim.Był to człowiek wysoki i postawny, ubrany w mundur wojskowy jaskrawozielonegokoloru, bogato zdobiony srebrem.Z ramienia zwieszał mu się krótki, zielony płaszczyk,bramowany futrem, podobny do tych, jakie noszą huzarzy.Podszewka, która ukazywała sięod czasu do czasu, była ciemnoszkarłatnego koloru.Na piersiach jego lśniły liczne medale,dokoła szyi nosił czerwoną wstążkę i gwiazdę jakiegoś zagranicznego orderu.Szpada długa iprosta, o rękojeści mocno błyszczącej, ciągnęła się i podskakiwała, szczękając po bruku.Wtych czasach rozwoju pacyfizmu i utylitaryzmu wszelkie tego rodzaju akcesoria zostały prze-kazane do muzeów.Jedyna formacja, jaka jeszcze pozostawała, to jest nieliczna, lecz dobrzezorganizowana policja, ubrana była w sposób ponury i higieniczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]